- Po pierwszym meczu mistrzostw Europy i łomocie, jaki sprawiła nam Rosja nikt nie spodziewał się, że nasza drużyna zdoła się jeszcze podnieść. Wielki szacunek należy się chłopakom i całemu sztabowi szkoleniowemu, że zdołali wygrać dwa kolejne mecze i wywalczyć awans, którego nikt nie może nazwać przypadkowym czy szczęśliwym - ocenia Lukas Killar, nasz ekspert na Euro 2012.
Polacy w meczu z Czechami zdominowali pierwsze pół godziny. Potem wyraźnie opadli z sił i warunki na boisku dyktowali już wybrańcy Michala Bilka. - Polska z gry na początku meczu była zdecydowanie lepsza, ale też bardzo nieskuteczna. Mieliście mnóstwo sytuacji, ale Cech zazwyczaj nie musiał interweniować, bo piłka nie szła w światło bramki. Od 35. minuty mecz był w naszych rękach i wtedy było już wiadomo, że nie wypuścimy awansu z rąk - przekonuje były młodzieżowy reprezentant Czech.
Wszystko na jedną kartę Czesi musieli postawić w drugiej połowie, bo wobec prowadzenia Grecji z Rosją remis w meczu z Polską wyrzucał ich za burtę mistrzostw Europy. - Spodziewałem się większej aktywności Polaków w tym meczu. Dziwiło mnie to, że nasi stoperzy często mieli bardzo dużo czasu na grę z klepki. Niekiedy tak sobie kopali pod własnym polem karnym przez minutę, aż ktoś do nich podbiegł i zagrał pressingiem - zauważa Killar.
- Nasza drużyna w meczu z Polską zagrała bardzo mądry futbol. Oczywiście mieliśmy trochę szczęścia na początku i w końcówce, ale konsekwencja taktyczna się opłaciła. Nie mamy tak świetnego zespołu jak na Euro w Portugalii osiem lat temu. Gramy tym co jest, a nasz zespół tworzy na boisku grupę przyjaciół i tym różnimy się od Polski, która nie jest drużyną tak bardzo doświadczoną jak my. Nasza reprezentacja nie była tworzona na sztuczno, pod kątem jednego turnieju. To była moim zdaniem największa różnica między naszymi zespołami. Polacy mają ten zespół bardzo młody, nie do końca ze sobą zżyty, ale za kilka lat możecie być groźni dla najlepszych - zapewnia nasz ekspert.
W Czechach po awansie reprezentacji do ćwierćfinałów mistrzostw Europy zapanowała euforia. - Wszyscy są przeszczęśliwi i trwają wyścigi do biur podróży i na dworce kolejowe, żeby załatwić sobie bilet do Warszawy i chociaż w strefie kibica oglądać nasz występ w ćwierćfinale. Liczymy, że po odpadnięciu waszego zespołu Polacy będą trzymać kciuki za Czechów i wspierać naszą drużynę w walce o awans do półfinałów. Im dalej my zajdziemy, tym wasza porażka z nami będzie mniej znacząca, bo przegrać chociażby z brązowym medalistą mistrzostw Europy to nie wstyd - przekonuje doświadczony czeski obrońca.
- Byłem na meczu we Wrocławiu i muszę powiedzieć, że jestem dla polskich kibiców pełen podziwu. Straciliście bramkę, ale dalej był doping, nie było żadnych zaognionych sytuacji. Biliście nam brawo po ładnych akcjach. To naprawdę było godne podziwu. Wszyscy się trochę tego obawialiśmy, bo pamiętaliśmy, że jak graliśmy z Polakami na Stadionie Śląskim w Chorzowie, to wtedy do zamieszek doszło. Teraz było rodzinnie i w duchu fair play. Chyba jeszcze żaden gospodarz nie przyjął nas tak ciepło - kiwa głową z uznaniem Killar.
Niedzielne mecze rozstrzygną z kim Czesi zmierzą się w ćwierćfinale. W walce o awans wciąż pozostają: Niemcy, Dania i Portugalia, a matematyka daje jeszcze szanse na awans Holandii. Czechy, jako zwycięzcy grupy A, zmierzą się z zespołem z drugiego miejsca grupy B. - Wydaje mi się, że Niemcy są za silni i pierwszego miejsca w meczu z Duńczykami na pewno nie odpuszczą. Najprawdopodobniej zagramy z Holandią albo Portugalią. Wolałbym zagrać z Portugalczykami, choć oba zespoły to rywale z najwyższej klasy - przyznaje pochodzący z Liberca zawodnik.
- Z Portugalią i Holandią graliśmy już na wielkich turniejach i oba te zespoły umieliśmy wyeliminować. Portugalczyków pokonaliśmy na Euro 1996, więc to czasy nieco odległe. Z Holandią i Niemcami graliśmy na Euro 2004 w Portugalii i oba te zespoły w strefie grupowej pokonaliśmy, więc nie dziwi to, że na ćwierćfinały zapatrujemy się z optymizmem - uśmiecha się były zawodnik m.in. Slovana Liberec i Polonii Bytom.
Obok Czechów awans z grupy A wywalczyli skazywani na pożarcie Grecy. Przed meczem piłkarscy eksperci wskazywali, ze awans wywalczą Polacy i Rosjanie, którzy z turniejem się pożegnali. - Nam rola, w której nie byliśmy faworytem tej grupy bardzo pasowała. Polacy samych siebie wynieśli do roli faworyta razem z Rosjanami, a my graliśmy w piłkę i wywalczyliśmy awans na boisku. Grecy tak samo byli lekceważeni, a nikt nie pamiętał, że w dwóch pierwszych meczach skrzywdził ich sędzia. W meczu z Polską niesłusznie była czerwona kartka, a z nami zdobyli prawidłową bramkę, której arbiter nie uznał. Sprawiedliwości stało się zadość i awansowały z tej grupy dwa najrówniej grające zespoły - puentuje ekspert portalu SportoweFakty.pl.