Euro 2016. Grzegorz Krychowiak: wyjście z grupy to minimum

Grzegorz Krychowiak przyjechał na zgrupowanie kadry z kontuzją kolana. W rozmowie z "Piłką Nożną" reprezentant Polski uspokaja fanów i opowiada o nastawieniu, z jakim wybiera się na finały Euro 2016 do Francji.

 Redakcja
Redakcja
WP SportoweFakty / Wojciech Tarchalski

Jaki to był sezon dla pana i dla Sevilli? Pewnie po finale Ligi Europy był pan w euforii. Potem jednak rozgrywaliście jeszcze decydujący mecz w Copa del Rey. Porażka z Barceloną wpłynęła na ocenę całych rozgrywek?

Grzegorz Krychowiak: Celem klubu jest gra w europejskich pucharach. Oczywiście priorytetem był najwyższy szczebel, czyli Liga Mistrzów, na który udało się wspiąć dzięki wywalczeniu kolejnego trofeum. W piłkę gra się po to, żeby zdobywać tytuły, a jeśli weźmiemy pod uwagę, że Sevilla wygrała trzeci raz z rzędu Ligę Europy, co ma historyczny wymiar, to ocena może być wyłącznie pozytywna.

I nie masz poczucia niedosytu po finale Pucharu Króla?

- Oczywiście, że mam! Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że Barcelona jest jedynym zespołem na świecie, który jest w stanie dziesiątką zawodników grać na tym samym poziomie co jedenastką. Długo graliśmy w przewadze, ale nie potrafiliśmy jej wykorzystać. Czegoś po prostu zabrakło.

Czego?

- Skuteczności. Gdybyśmy strzelili bramkę jeszcze grając w komplecie, uważam, że mecz ułożyłby się zupełnie inaczej. Siła ofensywna Barcelony jest jednak niezwykła, co Katalończycy udowodnili po raz kolejny w dogrywce. Była jednak możliwość, aby pokonać ich w finale Pucharu Króla, więc to chyba zrozumiałe, że po meczu nikt w Sewilli nie krył zawodu.

ZOBACZ WIDEO Kamil Grosicki: Mamy czas żeby wyeliminować błędy (Źródło TVP)

Siódme miejsce w Primera Division to satysfakcjonujący wynik?

- Nie odpowiada ambicjom szefów klubu, ani nawet moim, ale grając na trzech frontach, trudno jest pogodzić rozgrywki. W minionym sezonie Sevilla rozegrała 63 mecze, więc duże natężenie gier musiało się gdzieś odbić. Słabiej spisywaliśmy się w lidze, ale udało nam się dojść do dwóch finałów pucharów, które rozgrywaliśmy w cztery dni, już na ukoronowanie sezonu. I to z pewnością było coś wyjątkowego.

Jak wygląda pańskie zdrowie? Kolano jest już w lepszym stanie niż tuż po finale Pucharu Króla?

- Już nie odczuwam żadnego bólu przy chodzeniu. Jednak najważniejszym wyznacznikiem postępów rekonwalescencji będzie to, że będę mógł w stu procentach kopać piłkę bez żadnego problemu.

Pierwsze informacje z Hiszpanii były takie, że będzie pan pauzował dwa tygodnie. Czy potrzebna będzie tak długa przerwa w treningach?

- To była tylko opcja, jaką mi przedstawił doktor. Konkretnie był to maksymalny czas zalecanego odpoczynku. Z zastrzeżeniem, że lepiej powiedzieć o dłuższym okresie, aby potem ewentualnie była miła niespodzianka, kiedy będę mógł wrócić wcześniej do zajęć z zespołem. A ta druga opcja nie była wykluczona od początku.

Zdąży się pan wykurować się na mecz z Irlandią Północną, od którego reprezentacja Polski rozpocznie udział w finałach mistrzostw Europy?

- Wydaje mi się, że mój występ w tym spotkaniu nie jest zagrożony. Zrobię wszystko, aby wrócić do treningów jak najszybciej i odpowiednio przygotować się do tego pierwszego meczu. Jestem bardzo optymistycznie nastawiony, nie wydaje mi się, aby ten uraz stanowił problem na dłuższą metę.

Wyobraża pan sobie, że by mogło go zabraknąć w pierwszym meczu w finałach? Czy niezależnie od stanu zdrowia chciałby pan grać, nawet na trzech blokadach?

- Jestem ambitnym zawodnikiem, zawsze chcę grać, ale wszystko należy robić z głową. Nie można narażać zdrowia za wszelką cenę. Przed finałem Pucharu Króla z Barceloną odczuwałem delikatny ból w lewej nodze, miałem trochę zmęczony mięsień. Ustalenia o tym, że wystąpię, zapadły tuż przed meczem. Pytałem zarówno lekarza, jak i fizjoterapeutę, czy ryzyko nie jest zbyt duże. Obaj potwierdzali, że nie. Zatem była to decyzja podjęta z głową, a także z myślą o moim udziale w Euro. Drobny uraz, który dokuczał mi przed meczem, nie miał nic wspólnego z kontuzją, która później przytrafiła się już w trakcie gry. Owszem, zdarza mi się ryzykować, ale nigdy nie robię tego na wariackich papierach. Na pewno nie gram wbrew organizmowi, decyzje zawsze podejmuję rozważnie.

Jak doszło do urazu? To była kontuzja mechaniczna, czy wyeksploatowany organizm w końcu się zbuntował?

- To był kontakt z przeciwnikiem, miałem wyprostowaną nogę i zostałem uderzony w kolano. To nie jest tak, że teraz mam kontuzję, bo rozegrałem dużo meczów i pojawił się problem z mięśniem. To jest kompletnie inna noga i inna kontuzja. Życie. Tak widocznie musiało być. Teraz to już jednak historia, liczy się tylko specjalny cykl treningowy, który przygotował dla mnie lekarz reprezentacji Polski.

Żałował pan, że zdecydował się wystąpić w finale Copa del Rey?

- Nie. Gdybym jeszcze raz był w takiej sytuacji, to zrobiłbym to samo. Powtarzam: kontuzja, którą teraz leczę, nie ma nic wspólnego z ryzykiem, które podjąłem przed meczem z Barceloną. Nie jestem jednak typem zawodnika, który zostawiłby kolegów w tak szczególnym momencie. Miałem problem z mięśniem, ale dementuję, bo wiem, że w Polsce pojawiła się nieprawdziwa informacja na ten temat, że brałem jakieś zastrzyki przed meczem. Nie brałem żadnych środków przeciwbólowych.

Dostrzega pan jakiś pozytywny aspekt tego urazu?

- Trudno mówić, że kontuzja to coś fajnego, ale... będę mógł trochę dłużej odpocząć, a wypoczynek jeszcze nikomu nie zaszkodził. Czasu do rozpoczęcia Euro zostało sporo, więc będę mógł właściwie przygotować się pod względem fizycznym i mentalnym do turnieju. Kiedy na początku roku musiałem pauzować aż przez półtora miesiąca z powodu urazu, też odetchnąłem solidnie. I dzięki tamtej przerwie dobrze pod względem fizycznym wyglądałem w końcówce sezonu. Na Euro też to powinno zaprocentować.

O wypoczynku mówi pan identycznie, jak wielokrotnie sugerował Adam Nawałka. Często rozmawialiście na ten temat?

- Oczywiście, to szkoleniowiec, który ma bardzo dobry kontakt z zawodnikami. Jeśli idzie o moje urazy, to informacje dostawał zawsze na bieżąco, rozmawialiśmy i rozmawiamy regularnie.

I to selekcjoner będzie podejmował decyzję, czy zagra pan przeciw Irlandczykom z Północy? Czy może doktor Jacek Jaroszewski?

- Nikt nie jest w stanie wiedzieć, jak się czuję, lepiej ode mnie. To oczywiste. Zdanie lekarza jest naturalnie bardzo ważne, ale tylko zawodnik jest w stanie określić własne samopoczucie. Tyle że ostatnie zdanie należy do szefa, więc to selekcjoner wybierze piłkarzy, którzy zagrają w pierwszym meczu Euro.

Śledził pan to, co działo się na zgrupowaniu reprezentacji w Arłamowie przed pańskim przylotem? Panowało tam istne szaleństwo wśród kibiców.

- Przede wszystkim koledzy wykonywali ciężką pracę, aby zbudować stuprocentową formę na ten najbliższy najważniejszy dzień, w którym zagramy z Irlandią Północną. Przygotowania są w Polsce, a to daje okazję do kontaktu z kibicami. Fajnie, że możemy liczyć na ich wsparcie nie tylko podczas meczów, ale i w czasie przygotowań. Uważam, że to pozytywna sprawa.

Media informowały o propozycjach dla pana z Anglii, także o zainteresowaniu ze strony Juventusu. Przeprowadzka z Sewilli już tego lata jest realna?

- Nie myślałem o tym. Chcę maksymalnie dobrze przygotować się do Euro i rozegrać we Francji najlepszy turniej, na jaki mnie stać. Nie zastanawiam się nad swoją przyszłością, bo to nie jest odpowiedni moment. Teraz liczą się tylko zbliżające mistrzostwa.

Zdaje pan sobie sprawę, że kibice mają niezwykle wygórowane oczekiwania? Uważają, że tak zdolnej grupy zawodników nie mieliśmy w Polsce od lat.

- Kiedy piłkarze przygotowują się do dużego turnieju, to w Polsce zawsze jest euforia. Przed poprzednim Euro, rozgrywanym w naszym kraju, było tak samo. Impreza jednak zupełnie się nie udała, a potem były kiepskie kwalifikacje mistrzostw świata. Kibice trochę więc naczekali się na emocje z naszym udziałem, i teraz dają temu upust. Na pewno mamy silny zespół, który jest w stanie coś osiągnąć we Francji. Złożony z zawodników, którzy grają w dobrych klubach. Na dodatek klasę reprezentacji potwierdziliśmy w eliminacjach, w których rośliśmy w siłę. To jednak nie oznacza, że mistrzostwa we Francji będą dla nas łatwe. Nikt nie ma prawa oczekiwać, że będziemy wygrywać mecze po sześć, siedem do zera. Chciałbym zajść jak najdalej, ale nie będę niczego obiecywał. W Euro 2012 nie dane mi było wystąpić, więc dopiero teraz dostanę szanse, aby coś udowodnić i sprawdzić się w dużym turnieju.

Na któryś mecz grupowy nastawia się pan szczególnie? Niemcy wyzwalają szczególną dawkę adrenaliny?

- Najważniejszy jest zawsze ten najbliższy mecz. Do niego trzeba się przygotować, przede wszystkim taktycznie. Właśnie w ten sposób zawsze podchodzę do rywalizacji. Irlandia Północna, Niemcy i Ukraina - te trzy spotkania są równie ważne. Z wszystkimi chcemy punktować. Nikt nie zastanawia się nad tym, że może udałoby się wyjść z grupy po jednym zwycięstwie i dwóch porażkach, bo naprawdę nie o to chodzi. Cel mamy inny.

Jaki konkretnie?

- Konkretnej fazy, do której chciałbym awansować, nie podam. Chciałbym, aby cała drużyna rozegrała taki turniej, po którym kibice na stojąco będą bili nam brawo. Chciałbym, aby byli z nas dumni. Z tego jak graliśmy, i jak walczyliśmy.

Do standing ovation po ostatnim meczu nieodzowne jest rozegranie co najmniej czwartego meczu. Czyli wyjście z grupy.

- To absolutne minimum. Tylko nie wolno zapominać, że z takim nastawieniem do Francji przylecą wszystkie zespoły, nawet te teoretycznie słabsze od nas. Co jednak oczywiście nie wpłynie na nasze plany. Podstawa to wyjście z grupy w dobrym stylu, a dopiero później będziemy się martwić co dalej.

Jako pierwszy Polak, który obronił europejski puchar, ma pan już zapewnione miejsce w historii naszego futbolu? Czy wciąż bije się pan o pozycję w annałach?

- Historię piłki polskiej, ale też europejskiej, pisze się każdego dnia. I jeśli kiedyś nadejdzie moment, w którym pomyślę, że osiągnąłem już tyle, ile trzeba, to nazajutrz nastąpi koniec kariery. Możliwość zdobywania trofeów i fakt wywalczenia przeze mnie już dwóch pucharów, tylko zwiększyło apetyt na kolejne. Nie czaruję, tak wygląda moje podejście do piłki.

Sądzi pan, że można przejść do historii futbolu bez wywalczenia spektakularnego wyniku z reprezentacją kraju?

- A Leo Messi czasem już tego nie zrobił? To chyba jest najlepszy przykład. Tyle że po karierze piłkarzy rozlicza się z wyników osiągniętych z kadrą, bo gra dla kraju - zwłaszcza prawie 40-milionowego - to ogromny prestiż. I coś wyjątkowego. Dlatego marzę o sukcesach także z reprezentacją.

W sposób profesjonalny i niestandardowy zarządza pan wizerunkiem. Ktoś panu w tym pomaga, czy sam zajmuje się pan kreowaniem image'u?

- Wizerunek to niezwykle istotny element funkcjonowania zawodowego sportowca. Dlatego wyszedłem z założenia, że trzeba zaufać osobom, które zawodowo tym się zajmują i postawiłem na grupę Arskom, która mi bardzo pomaga. Nie zapominam jednak, że zawsze, to znaczy w naprawdę każdej sytuacji, trzeba być sobą. Nie można grać i nikogo oszukiwać, bo na dłuższą metę to nie będzie funkcjonowało.

W reklamie odnajduje się pan bardzo dobrze. Odkroił już pan spory kawałek tego tortu przeznaczony dla piłkarzy. Znaczy - jest pan dobrym aktorem.

- Uważam, że możliwości, które daje sport, trzeba wykorzystywać. Nie mam problemów z występami przed kamerą, jestem uśmiechniętą, pozytywnie nastawioną do życia osobą. Umiem cieszyć się z małych rzeczy, drobnostki również sprawiają mi przyjemność. I to jest najważniejsze.

Ma pan czas, żeby zajmować się zarządzaniem środkami, które zarabia na boisku? W co najchętniej lokuje pan kapitał?

- Jest kilka sposobów na rozsądne inwestowanie pieniędzy. Jeden z nich to z pewnością rynek nieruchomości, na którym byłem już aktywny.

W Polsce, czy we Francji?

- Raczej we Francji. Jest też Forex, na którym można robić ciekawe transakcje. To jest sposób inwestowania, który bardzo mnie interesuje.

Czyli generalnie rynki walutowe i ekonomiczne nie są panu obce?

- Nie, ale interesuję się nie tylko tą dziedziną życia, dawno postanowiłem, że nie będę ograniczał się do futbolu. Nie chciałbym być postrzegany w ten sposób, że potrafię porozmawiać tylko o słupkach, golach i poprzeczkach. Staram się, aby moje horyzonty były odpowiednio szerokie. Na tyle, aby nie mieć problemu z podjęciem towarzyskiej rozmowy z kimś, kto nie ma pojęcia o piłce. A jest mocny w znajomości na przykład instrumentów ekonomicznych.

Ma pan informacje z Francji, czy kraj żyje już mistrzostwami Europy?

- We Francji spędziłem niedawno kilka dni, więc przekonałem się, że atmosfera Euro jeszcze nie była wyczuwalna. Pewnie jednak tylko dlatego, że do rozpoczęcia pozostało mimo wszystko sporo czasu. Jestem jednak pewien, że impreza będzie piękna. I nikt nie będzie zawiedziony jej piłkarskim poziomem.

Rozmawiał Adam Godlewski

POLECANE
CZYTAJ TAKŻE W PIŁCE NOŻNEJ:

Ukraińcy gotowi na Euro! --->>>
Pogrom w Bukareszcie --->>>
Hasi trenerem Legii --->>>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×