Euro 2016: chwile grozy w obozie naszych rywali

PAP/EPA / EPA/SERGEY DOLZHENKO
PAP/EPA / EPA/SERGEY DOLZHENKO

Gdy Kyle Lafferty zrobił wślizg i przez chwilę leżał na boisku, dziennikarze i kibice naszych pierwszych grupowych rywali mieli naprawdę nietęgie miny. Ewentualną stratę piłkarza porównują do sytuacji, gdyby Polska musiała grać bez Lewandowskiego.

Kilkuset miejscowych przyszło na otwarty trening reprezentacji Irlandii Północnej. Federacja stara się stworzyć klimat wielkiego turnieju. Dla nich to zupełnie nowa sytuacja. Ostatni raz drużyna grała w dużej imprezie w 1986 roku, na mistrzostwach świata. Większość zawodników nie ma prawa tego kojarzyć z prostego względu, nie było ich wtedy na świecie. O złotych czasach przypomina im obecność w kadrze Jimmy'ego Nichola, asystenta Michaela O'Neilla oraz eksperta BBC, a także Johna O'Neilla, obrońcy tamtej drużyny oraz Leicester City.

Dla Irlandczyków Północnych (proszą, żeby tak ich nazywać) to turniej ich życia. Dlatego w pewnym momencie ich miny zrzedły, gdy Kyle Lafferty zrobił wślizg i nie podnosił się z boiska.

Dziennikarze mówią, że gdyby Lafferty nie mógł zagrać w niedzielę w meczu przeciwko Polakom, byłaby to sytuacja porównywalna tylko do braku Lewandowskiego w naszej kadrze. Oczywiście zachowując proporcje, bo przecież nawet Lafferty uznaje Polaka za najlepszego środkowego napastnika Europy.

ZOBACZ WIDEO Artur Boruc: gra Litwinów była bardziej agresywna niż się spodziewaliśmy

Po treningu selekcjoner podszedł do dziennikarzy i ich uspokoił.

- Jest w porządku, zszedł z boiska na wszelki wypadek - mówił selekcjoner naszych rywali. I żartował. - Bardziej niepokoją mnie te grzmoty w powietrzu (nadchodziła burza - red.). Myślę, że przestraszył się, że będzie znowu musiał wskoczyć do wanny z zimną wodą.

Lafferty w meczu z Polską ma grać prawdopodobnie 60-65 minut. Nasi rywale twierdzą, że na tyle jest gotowy. Potem się cofną, a na boisko zwykle wchodzi bardzo szybki Conor Washington.

W każdym razie incydent z Laffertym tylko na chwilę zakłócił sielankę, która panuje w obozie naszych rywali. W Saint Georges de Reneins atmosfera jest bardzo spokojna, wręcz rodzinna.

Zawodnicy po przylocie do hotelu zlokalizowanego w średniowiecznym zamku Chateau de Pizay, piłkarze znaleźli w sypialniach zdjęcia swoich rodzin.[color=#000000]

- Kiedy wchodzisz do sypialni i znajdujesz rodzinne zdjęcie, żony i dzieci, potem  twoje imię na ręczniku, od razu robi się lepiej. Małe rzeczy, ale ważne. Dawno nie widziałem mojej rodziny - mówi Chris Baird.

Wszystko to była "wielka operacja" od początku do końca utrzymywana w tajemnicy przed piłkarzami. Oprócz zdjęć i ręczników nasi przeciwnicy w swoich sypialniach znaleźli pełno drobnych spersonalizowanych rzeczy, długopisy, notatniki, pamiętniki.

Na podłogach w hotelu co chwila zawodnicy napotykają na zdjęcie przypominające moment ich awansu do turnieju i wielką tabelę, przypominającą, że nie znaleźli się tu przypadkowo, że wygrali swoją grupę eliminacyjną.[/color]

- Nie mieliśmy wiele czasu na relaks, ale to dobrze, non stop jesteśmy w ruchu. Czujesz, że turniej się zbliża, jest już tylko "czysta koncentracja" przed niedzielnym meczem z Polską - mówi Baird.

Otwarty trening w Saint Georges de Reneins był raczej zabawą niż "symulacją" prawdziwego spotkania. Na meczu z Polską będzie ponad 9 tysięcy fanów z Irlandii Północnej, ale możliwe, że do Francji przyjedzie więcej osób. Federacja dostała 50 tysięcy zapytań.

- Jesteśmy pierwszy raz na turnieju od 30 lat i czujemy, że robimy coś dla całego narodu. Chcemy, żeby wszyscy czuli się dumni. Jesteśmy niepokonani od 12 spotkań i to wiele mówi - uważa Baird.

- Nasza drużyna to mieszanka doświadczenia i młodości. Jest fantastyczny klimat. Jednego dnia siedzisz i jesz z 5-6 chłopakami, a drugiego z inną grupą i cały czas jest dużo śmiechu. Jest świetna grupa, wcześniej tego nie było. Atmosfera jest bardzo ważnym powodem, dlaczego tak dobrze sobie radziliśmy w eliminacjach - mówi Baird.

Marek Wawrzynowski z Saint Georges de Reneins

Źródło artykułu: