WP SportoweFakty: W piątek rozpoczęliśmy mistrzostwa Europy i Francja wygrała z Rumunią 2:1, ale nie był to łatwy mecz dla Trójkolorowych. Gospodarze zasłużyli na zwycięstwo?
Dariusz Szpakowski: - Uważam, że w sporcie nie można niczego rozpatrywać pod kątem: zasłużył - nie zasłużył. Za zasługi to można dostać krzyż albo medal. W sporcie zwycięstwo należy podnieść z boiska i Francja to zrobiła.
Dimitri Payet zdobył kapitalną bramkę, strzelił w okienko. Cały mecz wyróżniał się. Będzie gwiazdą Euro?
- Jest świetnie przygotowany, ma kapitalną technikę i potwierdzał to wszystko w West Ham United. Zagrał znakomite spotkanie, był współtwórcą wygranej, a strzał to był po prostu marzenie. Myślę, że będzie to jedna z piękniejszych bramek Euro, mimo iż mistrzostwa dopiero się zaczęły.
ZOBACZ WIDEO Cóż za emocje! Zobacz jak francuscy kibice przeżywali mecz z Rumunią
Zajmijmy się jednak naszą reprezentacją. Obawia się pan meczu z Irlandią Północną?
- Obawiam się ze względu na sparingi. Wiem, że mecze towarzyskie to jedno, mistrzostwa to drugie. Graliśmy jednak inaczej niż w eliminacjach, to nie był monolit. Nie było dobrej współpracy w obronie, koncentracji od pierwszej minuty. Mam świadomość, że z Irlandią będzie wyglądać to inaczej. Obawiam się też ze względu na historię. Uważam jednak, że mamy taki potencjał, że Polacy ten mecz wygrają.
Potencjał mamy, ale czy Irlandczycy ostrą grą, pewnie czasami nawet brutalną, nie zamienią tego meczu w wojnę?
- Mecz Francji z Rumunią pokazał jedno - gwiazdy są zmęczone. Zobaczymy, co będzie z naszymi. Lewandowski i Krychowiak mają za sobą niezwykle wyczerpujący sezon. Wiadomo, że nie od gwiazd wszystko zależy, ale od zespołu. Gwiazdy powinny jednak świecić.
Pan komentował ten słynny mecz w 2009 roku w Belfaście z Irlandią. Przegraliśmy 2:3, piłka przeleciała pod stopą Artura Boruca. Oczywiście nie ma co porównywać obu drużyn, ale chyba styl Irlandii nie zmienił się do dzisiaj?
- Wie pan, my tak mówimy: Irlandia, Irlandia wyrobnicy, zapaśnicy, grający topornie. Ale ta Irlandia nie przegrała od 12 spotkań i zdobyła 9 z 16 bramek po stałych fragmentach gry. To jest po prostu zespół. Jak spojrzymy, kiedy wygraliśmy z Irlandią, kiedy z Ukrainą, to możemy mieć obawy. Natomiast jeśli będziemy grali tak jak w eliminacjach, to nie powinno być źle.
Z Litwą i Holandią nie wyglądało to dobrze.
- To tylko sparingi, ale trzeba przyznać, że Adamowi Nawałce posypał się nieco skład - zwłaszcza lewa strona. Sam szef banku informacji Irlandczyków powiedział, że wie, iż to smutna informacja dla nas, ale dla nich to bardzo dobre wieści. Nie ma Macieja Rybusa, który był kompletny jako piłkarz w ofensywie i defensywie. Wspaniale uzupełniał się z Grosickim, którego prawdopodobnie też nie będzie. Pazdan jest po kontuzji, a na dodatek zagrał tylko dwa mecze w eliminacjach.
Kto powinien zastąpić Grosickiego, jeśli faktycznie nie zagra z Irlandią?
- Ja jestem daleko od takich stwierdzeń. Teraz to wszyscy jesteśmy selekcjonerami, a on jest jeden. Nie jesteśmy na treningach, nawet we Francji nasi koledzy z TVP mogą być tylko na treningu przez 15 minut, a później są wypraszani. To trener jest na zajęciach, rozmawia z piłkarzami, patrzy im w oczy. Dotychczas wszystkie wybory Nawałki były udane. Myślę, że nie ma sensu stracić Grosickiego na dwa następne mecze. Szkoda byłoby, gdyby zabrało go z Niemcami i Ukrainą. Rozmawiałem z Andrzejem Juskowiakiem i Michałem Żewłakowem - mówili, że po takich urazach to faktycznie można po kilku dniach chodzić, ale kopanie piłki już boli. Wiadomo, że piłkarz chce grać, otwiera się przed nim ogromna szansa. Adam Nawałka musi jednak ze wszystkimi porozmawiać - ze swoim sztabem, samym zawodnikiem i wówczas podjąć decyzję.
Bardzo otwarte pytanie - na co stać Polskę?
- Nie jestem oryginalny. Mówienie o czymkolwiek zaczyna się od meczu z Irlandią. Jeśli wygramy, to możemy osiągnąć naprawdę dużo. Jeśli nie daj Boże przegramy, to zaczyna robić się źle, nieciekawie i nerwowo. Jak w 1974 roku jechaliśmy na mundial, to przegrywaliśmy wszystkie sparingi. Wszyscy zastanawiali się po co w ogóle jedziemy. Tymczasem wygraliśmy z Argentyną, nagle ten zespół odjechał i zachwycał się nim cały świat. Nie wiadomo, co byłoby, gdyby nie ten sławny mecz na wodzie w półfinale. Od 2002 roku graliśmy już tradycyjnie: mecz otwarcia, o wszystko i o honor. Kluczem jest wygranie pierwszego spotkania. Wtedy człowiek jest uskrzydlony - niesie go, rozbija mur i frunie ponad szerokość ścian i wówczas wszystko jest możliwe. Potencjał w reprezentacji jest, ale jaki dokładnie, to odpowiedź będziemy mieli w niedzielę.
Rozmawiał Bartosz Zimkowski