Jan Kozak przyznał po spotkaniu, że każda porażka boli, zwłaszcza na mistrzostwach Europy. - Wiedziałem, że ten, kto strzeli pierwszego gola, będzie miał przewagę. I była to Walia, bo mieli lepiej zorganizowaną obronę. Po stracie bramki nie czuliśmy się komfortowo na boisku i oddaliśmy piłkę rywalom, ale po przerwie zmobilizowaliśmy się do lepszej gry. W drugiej połowie gra była wyrównana. Pod koniec obie strony robiły wszystko, żeby wygrać i mocno się otworzyły, a przeciwnik miał więcej szczęścia niż my - ubolewał szkoleniowiec reprezentacji Słowacji.
- W przerwie porozmawiałem z bocznymi obrońcami i nakazałem im więcej aktywności w ataku. I to zadziałało, Rober Mak i Wladimir Weiss dostali w drugiej połowie więcej wsparcia. Ryzykowałem wprowadzając Ondreja Dudę i Adama Nemca na boisko, ale trzeba sprawdzać różne wersje gry. Mogliśmy zapobiec stracie drugiego gola, ale taki jest sport - żałował Kozak.
Chris Coleman był z kolei zachwycony występem swoich podopiecznych w pierwszym meczu. - To jest nasz pierwszy turniej w tym składzie i w ogóle nie wiedziałem, czego się spodziewać po mojej drużynie. Mecz był wspaniały, obie ekipy zagrały bardzo fizycznie, ale i bardzo dobry futbol, a do tego skończyło się cudownymi trzema punktami - emocjonował się szkoleniowiec reprezentacji Walii.
Trener przyznał, że zmiany zawsze są obarczone ryzykiem. - Nigdy nie wiadomo, czy zmiennik coś pomoże w meczu czy nie. Musieliśmy zacząć wchodzić głębiej w boisko i po to wprowadziłem Hala Robsona-Kanu, który dał to, czego potrzeba.
Hal Robson-Kanu dał drużynie gola na wagę trzech punktów za zwycięstwo, ale jego szkoleniowiec chciałby więcej. - Powinniśmy, mogliśmy zdobyć jeszcze jedną, dwie bramki więcej. Ale ogólnie, to był fantastyczny występ - powiedział.
ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Zasłona dymna Polaków? "Wszyscy są zdrowi i przygotowani na dwieście procent"