Czytam, że Kapustkę chce Borussia Dortmund, cała liga włoska z Juventusem na czele i pół Europy. I to kogo? Rezerwowego reprezentacji Polski. Bo przecież gdyby zdrowy był Kamil Grosicki, "Kapi" w pierwszym składzie na mecz z Irlandią Północną nie wyszedłby na pewno.
Kapustka zagrał dobry mecz. Nawet bardzo dobry. Ale to, co później zrobiła z tym jego występem machina medialna, to osobna historia. W zasadzie mecz Kapustki z Irlandią zaczął żyć już swoim własnym życiem. Zresztą kompletnie niezależnym zarówno od samego Kapustki, jak i od rzeczywistości. Z każdą minutą upływającą od skończenia spotkania z Irlandczykami mecz w wykonaniu Kapustki stawał się coraz lepszy.
Już nie był dobry, czy tylko bardzo dobry. Stawał się wielki, wybitny, epokowy. A jak do tego dołożyły na Twitterze swoje 5 groszy takie autorytety, jak Rio Ferdinand czy Gary Lineker, którzy pochwalili naszego pomocnika, to Polska oszalała. A u nas, jak to często bywa, jak chwalimy, to na całego, a jak krytykujemy to też tak, żeby bolało. Od ściany do ściany.
ZOBACZ WIDEO Jakub Błaszczykowski przed meczem z Niemcami: To jest piękno tego sportu
Sam w chwilę po meczu piałem nad Kapustką z zachwytu, ciesząc się, że chłopak młody, gołowąs jeszcze, tak dobrze sobie poradził. I ten aspekt - że dzieciak nie spękał - miał istotne znaczenie w naszej tradycyjnej dyscyplinie, czyli dmuchaniu balona bez umiaru. Teraz nadmuchaliśmy Kapustkę. W ciągu kilku kolejnych dni powstała całkiem przyzwoita porcja waty cukrowej. I to polanej lukrem.
Kapustka grał jak stary. Dobry w ofensywie, znakomity w defensywie. Nic nie zepsuł, brał grę na siebie i - jak wyznał po spotkaniu - nie po to został piłkarzem, by tylko oddawać piłkę do najbliższego partnera i mieć czyste papcie. I dodał, że po to się zaczyna grę w piłkę na podwórku, żeby kiedyś dostąpić zaszczytu gry na takim turnieju jak EURO.
Piękna historia, pięknie opowiedziana. Kapustkę obserwuję od dawna. Że umie grać w piłkę, pokazał już jakiś czas temu, także w reprezentacji. Zwracał uwagę na treningach kadry ponadprzeciętną techniką. A w meczach tym, że zachowuje się jakby nie miał systemu nerwowego. Pod tym względem przypomina... Lewandowskiego (oj, oj... sam muszę uważać, żeby nie przesadzić). I to było wiadomo o Kapustce na długo przed meczem z Irlandią Północną. Ale niedzielny kibic odkrył go dopiero teraz. I się zachwycił.
Adam Nawałka był lekko zdziwiony, że kibice i dziennikarze wystawienie Kapustki odbierają jako akt odwagi ze strony trenera. - To nie była żadna odwaga, tylko dobre rozpoznanie możliwości piłkarzy - tłumaczył selekcjoner udowadniając, że wcale nie ma skłonności do nadmiernego ryzyka.
Kapustkę wybrano nawet do jedenastki turnieju po 1. kolejce. Na pochwały zasłużył. Ale jak przyłożymy sobie trochę lodu do głowy, to się okaże, że trochę jednak ze skalą tego chwalenia przesadzamy. Po pierwsze, to był mecz z tylko Irlandią Północną, jak na razie najbardziej beznadziejną drużyną turnieju. Bez polotu, bez finezji, bez umiejętności grania w piłkę.
Druga sprawa to sam mecz w wykonaniu Bartka. Oddał piekielnie groźny strzał, ale... gola nie strzelił, asysty nie zaliczył. Jak porównać to do meczów, gdy piłkarze zdobywają w meczu hat-tricka? O takim kosmosie, jak cztery gole, jakie Robert Lewandowski strzelił w półfinale Ligi Mistrzów samemu Realowi Madryt, nawet nie wspominam. A 5 goli w 9 minut, jakie "Lewy" zapakował Wolfsburgowi? Przecież przy tym chwaleniu Kapustki, z jakim mamy teraz do czynienia, na takie mecze Lewandowskiego po prostu zabrakło by nam skali...
Życzę Kapustce jak najlepiej i wiem, że potwierdzi, iż jest dobrym piłkarzem. Wierzę w niego.
W ostatnich dniach medialny pociąg przejechał mu przez głowę. I to pośpieszny. Na szczęście nie uczynił spustoszenia. Kapustka pytany na konferencji, jak zareagował na te wszystkie pochwały, odpowiedział spokojnie: - Wyłączyłem powiadomienia w moich wszystkich aplikacjach.
Jak widać w całym tym zamieszaniu tylko jemu nie trzeba przykładać lodu do głowy.
Dariusz Tuzimek