Gdy Renato Sanches wbiegł na boisko treningowe i kopnął kilka razy piłkę, ktoś zaintonował znaną melodię. Za chwilę inni podchwycili i już po kilku sekundach kilkaset osób zgromadzonych na stadionie w Marcoussis (narodowy ośrodek federacji rugby) śpiewało portugalski hymn. Ocierało się to niemal o histerię, ale nie jest to sensacja. Fani wierzą, że reprezentacja Portugalii może sięgnąć po mistrzostwo Europy.
Oczywiście o ile wyeliminuje Polskę. Ale tu nikt nie bierze pod uwagę ewentualnej przegranej. Nawet Cristiano Ronaldo i Ricardo Quaresma mówili niedawno, że ten turniej to ich szansa. Wszyscy najtrudniejsi rywale trafili do drugiej połowy drabinki. Ktoś zrobi na tym karierę.
Portugalczycy od lat są w światowej czołówce, ale zawsze coś im staje na przeszkodzie. Największą traumą były mistrzostwa rozgrywane w ich kraju. Drużyna mająca w składzie Luis Figo i 19-letniego Ronaldo przegrała w finale z Grecją.
Równie blisko Portugalczycy byli w 2012 roku. To wtedy stali się żywym dowodem na to, że szczęście od dramatu w futbolu dzielą centymetry. Przegrali po rzutach karnych z Hiszpanią. W ostatniej serii Hiszpan Sergio Ramos trafił w słupek, a Portugalczyk Bruno Alves w poprzeczkę. Różnica jest taka, że po strzale Ramosa piłka wpadła do bramki, a po uderzeniu Portugalczyka wyleciała w boisko.
ZOBACZ WIDEO Rząsa: Powinniśmy zamknąć wynik w pierwszej połowie (źródło: TVP)
{"id":"","title":""}
Dziś Portugalczycy przyjechali do Francji po swoje, ale w grupie przyszło wielkie rozczarowanie. Po 1:1 z Islandią Ronaldo był sfrustrowany, powiedział, że Islandczycy to ludzie o małej mentalności, którzy tylko się bronią. Po meczu z Austrią musiał być zirytowany jeszcze bardziej.
Stosunek strzałów z tych dwóch meczów to 50:7 dla Portugalii. Efekt? Zaledwie jeden gol. Dlatego z Węgrami zagrali szaleńczo i zapomnieli o obronie. Znowu remis, ale tym razem 3:3. Fernando Santos nie lubi tego. Portugalczycy mówią, że woli wygrać 1:0 niż 3:2. Dla Polaków może być śmiesznym starszym panem, który niewiele wie o polskiej reprezentacji. Ale dla Portugalczyków jest pragmatyczny, wyciąga wnioski, gra o zwycięstwo, nie o piękną grę.
Dlatego zrezygnował z ofensywnego 4-3-3 i zmienił strategię na 4-4-2. Nie ma wystarczająco dobrego środkowego napastnika, choćby pokroju Pedro Paulety. Eder jest świetny w wykończeniu, ale technicznie przypomina kłodę. A przecież Portugalczyk i technika to połączenie zupełnie naturalne. Jak niemiecka solidność, szkocka waleczność, fatalne greckie zarządzanie.
Siłą obecnej drużyny jest bardzo mocna linia pomocy. Dowodzi wszystkim Joao Moutinho. Daje balans drużynie, rozgrywa. Ale nie wiadomo czy z Polską zagra, bo po meczu narzekał na uraz mięśnia. Obok niego gra William Carvalho, skuteczny defensywny pomocnik, oraz Andre Gomes. Kibice narzekają na niego, uważają że nie jest zawodnikiem na miarę kadry, lecz Santos cały czas na niego stawia.
Kiedyś Portugalię kojarzyło się mocno z szybkim atakiem, dziś Santos to zmienił, bardziej stawia na cierpliwe rozegranie w środku, szukanie dziury w defensywie przeciwnika, co mają wykorzystać Nani i Ronaldo. Bronią naszych rywali w takich sytuacjach jest błyskawiczna wymiana podań w okolicach bramki przeciwnika.
W czwartek możemy raczej spodziewać się piłkarskich szachów. Trudno dziś powiedzieć, jakie będzie zestawienie defensywy. W trzech pierwszych meczach na środku obrony grał Ricardo Carvalho, ale po trzech meczach 38-latek był nieco przemęczony, więc z Chorwacją odpoczął i obok Pepe zagrał Jose Fonte. Ta para poradziła sobie znakomicie.
Trudno powiedzieć, że Portugalczycy mają jakąś wybitną drużynę, biorąc pod uwagę ostatnie kilkanaście lat. Ale na pewno mają bardziej sprzyjające okoliczności niż ich poprzednicy.
Pod koniec treningu Ronaldo, Pepe, Nani, Joao Mario rzucają kibicom koszulki i bluzy. Jest płacz, pisk, krzyk. Nie ma wiele czasu na wzruszenie. Czujny reporter portugalskiej gazety już rzuca się do wywiadów z obdarowanymi szczęśliwcami. Wszyscy się dowiedzą. To jest najpiękniejszy dzień ich życia.
Marek Wawrzynowski z Marcoussis