Euro 2016. Portugalia - Walia: wyjście Smoków. Król Cristiano Ronaldo

PAP/EPA / ABEDIN TAHERKENAREH
PAP/EPA / ABEDIN TAHERKENAREH

Trzy świetne minuty króla Cristiano Ronaldo zadecydowały, że to Portugalia zagra w finale Euro 2016. Walijskie smoki wracają do domu. Portugalia - Walia 2:0.

Wyszedł w górę jak któryś Apollo w kosmos z przylądka Canaveral na Florydzie. Cristiano Ronaldo w 50. minucie meczu z Walią przeskoczył wszystkich, przeskoczył samego siebie i strzałem głową wpakował piłkę do bramki. Walijskie smoki dostały nieoczekiwanego kopa, po którym już się nie podniosły. Może i chciały, ale trzy minuty później Ronaldo wstrzelił piłkę w pole karne, dopadł do niej Nani i wślizgiem strzelił drugiego gola. Walia w ćwierćfinałowym meczu z Belgią też przegrywała, potrafiła jednak powstać. Tym razem było inaczej.

Pierwsze machanie rękami przez Cristiano Ronaldo miało miejsce w 3. minucie. Pierwsza w miarę ciekawa akcja i powiedzmy, że groźny strzał to minuta 16. Pierwsza naprawdę ciekawa akcja - 23 minuta, gdy Gareth Bale przejął piłkę na własnej połowie, przebiegł pod pole karne Portugalczyków i strzelił, niestety prosto w bramkarza. Pierwsze pół godziny było nudne. Cała I połowa taka była. Portugalia była kiedyś nazywana Brazylią Europy, ale na tym turnieju dotychczas grała tak, jakby żaden z tych piłkarzy koło Brazylijczyka nawet nie stał. To od zawodników Fernando Santosa trzeba oczekiwać ładniej gry, nie od walecznych Walijczyków. Jej jednak w pierwszej połowie nie było. Taki Renato Sanchez, który w meczu z Polską na każdej akcji stawiał swój stempel, tym razem jakby zostawił ten przedmiot w biurowej szafce.

Portugalski trener Fernando Santos w środę rano dowiedział się, że będzie mógł wstawić do gry kontuzjowanego Pepe. Owszem, był to jakiś problem, jednak jego piłkarze mieli przede wszystkim atakować. Tymczasem mecz do przerwy był wyrównany. Chris Coleman już wcześniej wiedział, że z powodu zawieszenia za kartki nie zagra druga po Garethcie Bale'u walijska gwiazda, czyli Aaron Ramsey. Stąd też podwojone zasieki obronne. Blisko przed czterema obrońcami biegało trzech pomocników. Po piłkę często wracał się Bale. Do przerwy to piłkarze z wyspy częściej mieli futbolówkę przy nodze.

Mecz w Lyonie był też oczywiście bezpośrednim pojedynkiem galaktycznych gwiazd z Madrytu, czyli Cristiano Ronaldo i Garetha Bale'a. To kumple z Santiago Bernabeu, ale to również oczywiste, że nawet w Realu rywalizują. A skoro Królewscy, to król musi być jeden. Bale kosztował nas 92 mln euro - ogłosiły władze Realu, gdy sprowadzały Walijczyka z Tottenhamu. Legenda głosi, że podano taką kwotę, żeby Portugalczyk myślał, że to on nadal jest najdroższy. Nie był, bo 100 milionów euro, jakie w rzeczywistości zapłacono za Bale'a to więcej niż 94. W środę w pierwszej połowie również więcej wart był, przypominający tą swoją fryzurą samuraja, walijski skrzydłowy. To on częściej szarżował na bramkę rywala niż jego kolega. Raz z lewej, raz z prawej strony próbował dośrodkowywać. Generalnie we Francji miał jedną konkretną przewagę nad Portugalczykiem. Na nim nie leżała presja udowodnienia światu, że to on jest najlepszy na świecie.

ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Jakub Rzeźniczak o strategii gry nowego trenera. "Do tego dąży Besnik Hasi"

No, ale koniec końców król pokazał, kto rządzi nadal.

Po stratach goli Walia musiała już zaatakować, więc Portugalia mogła też pokazać więcej. Rozegrał się Ronaldo, w 63. minucie w swoim stylu huknął z rzutu wolnego. Piłka o centymetry minęła poprzeczkę. W 83. minucie minął już bramkarza, ale z ostrego kąta nie był w stanie wpakować piłki do bramki. Mecz się otworzył, zawodnicy Chrisa Colemana próbowali zaskoczyć Portugalczyków dośrodkowaniami. Ich mur ciężko było jednak przebić.

Portugalia dopiero w półfinale Euro 2016 wygrała mecz w 90 minut. Lepiej późno niż wcale.

Walia to drużyna, która w ostatnich latach dużo przeszła. Od samobójstwa trenera Gary'ego Speeda, przez miejsce poza czołową setką w rankingu drużyn, kompromitację 1:6 z Serbią, po półfinał mistrzostw Europy. To, gdzie doszła we Francji trudno było sobie wyobrazić. Walijscy kibice, którzy przypuścili na Lyon prawdziwy najazd jak zwykle najczęściej śpiewali pieśń "Don't take me home" [Nie zabierajcie nas do domu]. Jej dalsze słowa to: "Nie chcę iść do pracy, chcę zostać tutaj i pić wasze piwo". Piękny sen się jednak skończył, jutro trzeba wracać na wyspę, a potem do roboty.

A piwo tutaj wypijemy my. Ale za was, bo na to zasłużyliście.

Portugalia - Walia 2:0 (0:0)
1:0 - Cristiano Ronaldo 50'
2:0 - Nani 53'

Składy:

Portugalia: Rui Patricio - Raphael Guerreiro, Jose Fonte, Bruno Alves, Cedric - Danilo, Adrien Silva (79' Joao Moutinho), Joao Mario, Renato Sanchez (74' Andre Gomes) - Nani (86' Ricardo Quaresma), Cristiano Ronaldo

Walia: Wayne Hennessey - Chris Gunter, James Chester, James Collins (66' Jonathan Williams), Ashley Williams, Neil Taylor - Joe Ledley (58' Sam Vokes), Andy King, Joe Allen - Hal Robson - Kanu (63' Simon Church), Gareth Bale

Żółte kartki: Bruno Alves, Cristiano Ronaldo (Portugalia) oraz Joe Allen, James Chester, Gareth Bale (Walia).

Sędzia: Jonas Eriksson (Szwecja).

Źródło artykułu: