Jakub Wawrzyniak to 49-krotny reprezentant Polski, uczestnik mistrzostw Europy w 2008, 2012 oraz 2016 roku. Były obrońca podczas swojej kariery grał między innymi w Legii Warszawa, Amkarze Perm czy Lechii Gdańsk. Zdobył dwa mistrzostwa Polski, cztery Puchary Polski i jeden Superpuchar kraju. W ekstraklasie rozegrał 249 meczów. Wawrzyniak zakończył karierę w 2019 roku po występach w GKS-ie Katowice. Obecnie jest ekspertem TVP Sport.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Mija pierwszy tydzień zgrupowania, a mamy w kadrze trzech kontuzjowanych zawodników. Nie obawia się pan o formę drużyny na Euro?
Jakub Wawrzyniak, były reprezentant Polski: Myślę, że oswoiliśmy się już z urazem Arka Milika, tak jak wcześniej z kontuzjami Krzyśka Piątka, Krystiana Bielika czy Jacka Góralskiego. Dolegliwości Maćka Rybusa i Pawła Dawidowicza na szczęście nie są groźne. Zobaczymy, co będzie z Arkiem. Jacek Jaroszewski, lekarz reprezentacji twierdzi, że na dziesięciu zawodników, siedmiu może grać z urazem łąkotki. Wiem z własnego doświadczenia, że staw kolanowy musi być w pełni zdrowy. Jakiekolwiek małe ukłucie w kolanie powoduje olbrzymi dyskomfort. Nie można nawet trenować na pół gwizdka, z lekkim obciążeniem, a co dopiero mówić o wysiłku meczowym.
ZOBACZ WIDEO: Euro 2020. Milik wróci szybciej niż się spodziewano? "W ciągu kilku dni powinien być gotowy"
Pan miał kiedyś problemy z łąkotką.
Tak, i operował mnie doktor Jaroszewski. Jest we mnie pewien niepokój, jeżeli chodzi o Arka. Kluczowe jest to, czy Milik będzie odczuwał jakikolwiek ból w kolanie. Jeżeli nie - nie ma tematu, szybko zapomni o urazie. W przypadku gdyby jednak w jakimkolwiek stopniu coś mu doskwierało, to podejrzewam, że nie wystąpi w żadnym spotkaniu Euro 2020. W pierwszych dniach po takiej kontuzji liczy się przede wszystkim odpoczynek i regeneracja. Absolutnie minimalne obciążenie kolana jest kluczowe.
A pan jak wspomina rehabilitację swojego kolana?
U mnie skończyło się operacją. Grałem wtedy w Amkarze Perm. Sześć tygodni dochodziłem do sprawności, ale się nie spieszyłem, bo mieliśmy wówczas przerwę zimową. Paweł Bamber ze sztabu kadry był moim rehabilitantem. Mogę powiedzieć, że jest Felixem Maghatem rehabilitacji - wyzywałem go niesamowicie, tak podkręcał śrubę na zajęciach. Świetny fachowiec, doprowadził mnie do takiego stanu, że już pierwszego dnia po powrocie mogłem wykonywać wszystkie ćwiczenia na sto procent.
Milik ma problemy zdrowotne, ale inni liderzy kadry są w wysokiej formie. Na przykład Grzegorz Krychowiak. Widać, że ten piłkarz odżył mentalnie, nabrał dużego dystansu do ostatnich, trudniejszych momentów kariery.
Po jednej z konferencji prasowej zamieniłem z Grześkiem kilka zdań "za parawanem". Z absolutnym przekonaniem mogę stwierdzić, że nigdy nie widziałem Grześka tak pozytywnie nastawionego do tego, co się ma zaraz wydarzyć. Jest w świetnej formie mentalnej. Jego dodatkowym atutem są różne doświadczenia. Ma za sobą fajny turniej we Francji i porażkę w Rosji. Dużo dobrego mówił mi ostatnio o reprezentacji i obecnych przygotowaniach. Pochlebnie wypowiadał się również na temat trenera, ale więcej nie zdradzę.
Obecnie dysponujemy lepszą drużyną niż pięć lat temu podczas Euro we Francji? Pan był wtedy w środku kadry, widział wszystko z bliska.
Zdecydowanie. Mamy na przykład zawodników, którzy grają regularnie w Premier League i nie są bramkarzami. To Mateusz Klich, Jan Bednarek, Jakub Moder. Krychowiak ma za sobą świetny sezon w Lokomotiwie, Piotr Zieliński kapitalny w Napoli. O Robercie Lewandowskim nie wspomnę. Dla mnie to najmocniejsza reprezentacja ostatnich lat.
Wspomniał pan o Zielińskim. Uda się przełożyć jego formę z klubu na reprezentację?
On też jest świadomy, że Piotr Zieliński z Napoli i reprezentacji to dwie różne osobowości, choć mam nadzieję, że zaraz powiem to w czasie przeszłym. Oczywiście - Zieliński gra we Włoszech z innymi piłkarzami, ma też w klubie inne założenia taktyczne. Ja jednak jestem w obozie jego zwolenników. Miejmy nadzieję, że ten turniej wykreuje w naszej drużynie nowe gwiazdy, nie tylko Zielińskiego.
Kogo jeszcze?
Jestem fanem Tymka Puchacza. Fajnie, gdyby ten jego piękny sen się nie skończył. Wiele się wydarzyło u niego w ciągu roku. Chciałbym, żeby zadebiutował w mistrzostwach Europy i był objawieniem nie tylko reprezentacji, ale też mistrzostw.
A jeszcze niedawno mieliśmy posuchę na pozycji lewego obrońcy. Sam pan kiedyś powiedział, że jest zmiennikiem zawodnika, który nie istnieje.
Dlatego zmieniliśmy system gry, żeby nie było lewego obrońcy i gramy trójką z tyłu i wahadłowymi.
A Kamil Jóźwiak? To pana zdaniem zawodnik do pierwszego składu?
Jest wygranym marcowych spotkań. Czy numer jeden na wahadło? Nie wiem. Ale na pewno jest wyżej w notesie selekcjonera niż podczas poprzedniego zgrupowania.
Paulo Sousa lubi rotować.
Świetnie reaguje na wydarzenia boiskowe. Doskonale byłoby, gdyby selekcjoner trafiał jeszcze ze składem od początku. Myślę, że zgrupowania przed dużymi turniejami to idealny okres, w którym trener może wprowadzać zmiany. To tak naprawdę jedyny moment na rotacje podczas pracy selekcjonera - na zgrupowaniu przed dużymi turniejami, gdzie trener ma wszystkich piłkarzy na prawie trzy tygodnie. W sezonie ligowym zawodnicy przyjeżdżają po meczach ligowych, trenują może dwa razy na zgrupowaniach. Wtedy trzeba bazować bardziej na podejściu mentalnym niż wprowadzaniu taktyki.
Chłopaki muszą maksymalnie wykorzystać obecny czas w kadrze. Przyswoić wszystkie uwagi i nowinki. W marcu nie mieliśmy takich możliwości. Tamte trzy mecze potwierdziły tylko, że jest dużo korekt do wprowadzenia. Z Rosją, z tego, co wiemy, nie zagramy w optymalnym składzie. Ale to na Słowację, czyli pierwszy mecz na Euro, nasza kadra ma być w najlepszej formie.
Piłkarze nie komentowali szerzej zwolnienia Jerzego Brzęczka. Jak to wygląda naprawdę, mogło to się odbić na drużynie?
Wygląda to tak, że przez jeden dzień jesteś zdziwiony: dlaczego teraz, a nie w innym momencie? Przeważnie wszyscy oczekują, że zwolnienie nastąpi po jakiejś katastrofie. Była to jednak decyzja słuszna, przemyślana. Uważam, że nie był to zły moment na zmianę trenera.
Kadra zagra na Euro po świetnym wyniku osiągniętym we Francji, czyli ćwierćfinale w 2016 roku. Co sprawiło, że zaszliście wtedy tak daleko?
Momentem przełomowym tamtej reprezentacji było zwycięstwo z Niemcami w eliminacjach (2:0). Każde kolejne zgrupowanie, każdy kolejny mecz nakręcały kadrę. I to się nie zatrzymało aż do Euro. Dodatkowo trwało na samym turnieju. Nigdy nie widziałem, żeby tyle składowych było nam przychylnych, co wtedy. Rozegraliśmy fajny turniej, ale mam poczucie niespełnienia. Powinniśmy zajść jeszcze wyżej.
Na taki wynik długo poczekamy?
Nie! Ćwierćfinał jest realny już teraz, latem. Zobaczmy, jaką rolę nasi zawodnicy odgrywają w swoich klubach. W środku pola mamy kłopot bogactwa. Z przodu jest eldorado. Jeżeli ta siódemka defensywnych zawodników stworzy czwórce ofensywnych piłkarzy świetne warunki z tyłu, da atakującym pewność, że za ich plecami grają zdeterminowani żołnierze, to będzie naprawdę dobrze.
A coś pana martwi?
Tak - co będzie działo się po stracie piłki w ustawieniu z trójką obrońców. Zastanawiam się, czy jest w takiej taktyce symbioza w defensywie. Węgrzy wykorzystywali nasze błędy w marcowym meczu.
Pan wystawiłby Kamila Glika w pierwszym składzie czy jego czas mija?
Słyszałem dziwne zarzuty, że Kamil nie jest już zwrotny, że to nie ta szybkość, co kiedyś. Jego obecność w środku obrony jest kluczowa. Być może Paweł Dawidowicz i Michał Helik są szybsi od Glika, ale Kamil ma coś ekstra: zmysł do przewidywania pewnych sytuacji. Świetnie wpływa na komunikację na boisku. Uporządkowuje sobie grę z tyłu już w momencie, gdy akcja toczy się w ofensywie.
Piłkarze, którzy grają obok niego, są pewniejsi siebie. Kamil ma bardzo wartościowe wskazówki. Inni gracze też przy "Gliksonie" rosną, on daje im zabłysnąć. Tak było we Francji z Michałem Pazdanem. Jan Bednarek świetnie prezentuje się w kadrze, gdy obok jest Kamil.
Być może za jakiś czas młodzi wypchną Kamila na ławkę, ale na razie sobie tego nie wyobrażam. Ja też grając z Glikiem, czułem większy spokój. Jeżeli coś było nie tak, patrzyłem na niego, a on zarażał mnie opanowaniem i boiskową agresją. To taki typowy przecinak, ale jest w tym świetny.
Ma pan w CV trzy duże turnieje – Euro 2008, 2012 oraz 2016. Mógłby pan napisać biuletyn, na co zwrócić uwagę, czego nie robić przed rozpoczęciem mistrzostw.
Z perspektywy byłego piłkarza mogę powiedzieć, że wolałbym pojechać na turniej wypoczęty, świeży. Myślę, że na kilka tygodni przed dużą imprezą dobrze jest mieć więcej swobody. Lepiej ćwiczyć teorię, taktykę, przyswajać wskazówki trenera, niż się hartować. To bardzo ważne. Dialog i komunikacja z trenerem są na tym etapie kluczowe, ponieważ jeden zawodnik uzna, że potrzebuje większego obciążenia, a innemu piłkarzowi przyda się nieco więcej oddechu.
A jak się panu podoba czwarty turniej w innej formie? Jest pan ekspertem TVP Sport.
Fajna sprawa, bo jestem blisko kolegów. Nie chce im zadawać pytań na konferencjach prasowych, bo prawdy mi nie powiedzą. Dlatego kończy się konferencja i dopiero wtedy podchodzę do chłopaków. Zawodnik w takiej sytuacji, gdy staje przed kamerami, wypowiada tyle, ile może. To tak zwany kontrolowany przekaz. Po niektórych pytaniach już wiem, że dany piłkarz nic nie powie. Rozumiem chłopaków, bo byłem w tym miejscu.
A ma pan jakieś przemyślenia, będąc z drugiej strony ekranu?
Uświadomiłem sobie jedną rzecz. Chłopaki może też to zrozumieją po czasie. Wszyscy dziennikarze życzą zawodnikom jak najlepiej.
A myślicie, że jest inaczej?
Często tak. Piłkarz czyta krytykę i się denerwuje. "Aha, jest przeciwko mnie" - myśli. Nie prawda, nie ma to znaczenia. Mogę powiedzieć chłopakom, bo teraz jestem w środku, ale z drugiej strony: wszyscy trzymają za nich kciuki. Każdy jest przychylnie nastawiony do reprezentacji i nikogo nie faworyzuje.
Czuje pan jeszcze emocje, oglądając mecze?
Już nie. Choć za pierwszym razem się rozpłakałem. Słysząc hymn, schowałem się w łazience. Szlochałem, jakby spotkała mnie wielka tragedia, sam nie mogłem zrozumieć swojej reakcji. Chyba doszło do mnie, że skończyło się coś szalenie istotnego w moim życiu. Po tym apogeum nastąpił spokój i dziwie się teraz, widząc rodzinę czy znajomych, jak tak można denerwować się na meczach. Mi już nie grozi powrót na boisko, dlatego podchodzę do spotkań bardziej analitycznie. Z telewizji często ocenia się powierzchownie. Nie analizuje się tego, co wydarzyło się 10 sekund wcześniej. Skąd wynika błąd, że być może inny zawodnik nie umożliwił koledze podania, nie wyszedł na pozycję, nie pomógł w inny sposób.
Po Euro 2020 dalej będzie pan ekspertem?
Podoba mi się to. Sprawy zawodowe pozwalają mi się tym zajmować. Wiem, że przede mną sporo pracy, jeżeli chodzi o występy przed kamerą. Nad gestykulacją, sposobem wypowiedzi. Ale to normalna sprawa. Gdy kończyłem grę w piłkę, byłem innym piłkarzem niż kilkanaście lat wcześniej. W dziedzinie "eksperta" też można się rozwijać. Choć społeczeństwo nie daje czasu byłym piłkarzom. Jak się siada przed kamerą, to powinno się już wszystko na dzień dobry wiedzieć najlepiej.
Wielki atut Robert Lewandowskiego. Pierwsza taka sytuacja od ponad 10 lat
Ryzyko selekcjonera. Rezerwowi na wakacjach