Robin Gosens jeszcze kilka lat temu był mile świetlne od futbolu na najwyższym poziomie. Nieprzespane noce, nieregularne odżywianie, noce i dnie spędzane w klubach i na towarzyskich spotkaniach, a trening robi wtedy, kiedy chce. Mimo tego w półamatorskiej lidze wszyscy widzą w nim wielki talent i wróżą świetną karierę. W końcu zauważyli go skauci z Holandii. Tam się przebił, aż zapragnęła go Atalanta Bergamo, która zrobiła z niego potwora na wahadle. Dziś Gosens jest w czołówce lewych wahadłowych i stanowi o sile reprezentacji Niemiec na Euro 2020.
Dzięki imprezom idzie lepiej
Jako nastolatek Gosens grał w VfL Rhede w 5. lidze. Na boisku robił prawdziwą furorę, choć jego styl życia zupełnie nie wskazywał na to, że futbol jest dla niego najważniejszy. Dorabiał na stacji benzynowej, myślał o karierze policjanta, jak jego dziadek. Młody Robin to entuzjasta życia, żyje chwilą, korzystał z niej maksymalnie, nawet kosztem zdrowia i regeneracji organizmu.
Weekendy były najważniejsze w każdym tygodniu życia Gosensa. Jednak nie ze względu na kolejny mecz, te schodziły na dalszy plan. Zdecydowanie wolał imprezować i być wśród ludzi. Potrafił bawić się do białego rana, a potem mu wystarczała zwykła drzemka.
ZOBACZ WIDEO: Mocne słowa eksperta. "Zbigniew Boniek powinien zostać odcięty od internetu"
Okres imprezowo-meczowy zaczynał się dla niego od razu po piątkowych lekcjach. Uprzedzał rodziców, że wróci po meczu. - W piątek po szkole mówiłem rodzicom, że wrócę po niedzielnym meczu. Na "bifor" ruszaliśmy do piwnicy u "Buggiego", kolegi z drużyny. Potem jechaliśmy na rowerach do dyskoteki "Blues" w 20-tysięcznym miasteczku Rhede. W sobotę powtarzaliśmy trasę. Mieliśmy poczucie, że im dłużej byliśmy na mieście, tym lepiej było w niedzielę w meczu - wyjaśniał w wywiadzie dla "11Freunde".
Młodego Gosensa wyhaczyli holenderscy skauci. Drzwi do Eredivisie były dla niego nagle szeroko otwarte.
Zadziwiający start
Vitesse Arnhem uparło się, że musi go mieć u siebie. Ojciec głęboko zachęcał Robina, by rozkręcił piłkarską karierę w Holandii. Wcześniej jednak trafił na testy do Dortmundu. Czuł się tam po prostu dziwnie. Z dwóch powodów - kibicował Schalke, a przeskok intensywności u juniorów był dla niego przeogromny.
Z Vitesse, w którym ostatecznie nie zagrał ani jednego spotkania, trafił do Dordrechtu, gdzie mógł w końcu odpalić. Jednak przejście z defensywnego pomocnika na lewego obrońcę było czymś zaskakującym. - Lokalne media witały mnie jako królewski transfer wyczekiwanego lewego obrońcy. Nie wiedziały, że zagrałem na tej pozycji raptem jeden mecz w życiu - śmiał się. Dalsza gra w Heraclesie Almelo pozwoliła mu się rozwinąć.
W końcu trafiła na niego Atalanta, która bardzo chętnie łowi talenty grające w krajach Beneluksu. - Nie uwierzyłbym kilka lat temu, gdyby ktoś mi powiedział, że będę grał w Serie A, a ludzie na mieście będą mnie rozpoznawać i nazywać szczenięta na moją cześć. Przecież nigdy nie widziałem profesjonalnej akademii od środka. Do osiemnastego roku życia grałem w swoim miasteczku – opisywał.
Transfer do Włoch mógł nie dojść do skutku. Jego agent i kluby wszystko dogadały w zaledwie dwa dni, bez jakichkolwiek konsultacji z Gosensem. Nigdy nie słyszał ani o Bergamo, ani tym bardziej o Atalancie. Sprawy w swoje ręce wzięła... żona dyrektora angielskiego klubu. Kobieta biegle mówiła po angielsku, była w stanie zachęcić go na przylot do Bergamo i przekonać do pozostania na dłużej. Niemiec postanowił osiedlić się w Lombardii i grać dla Atalanty.
Ogromne perspektywy
Gosens bardzo szybko się rozwijał w Atalancie. Łatwo przyswajał wiedzę, a trener Gian Piero Gasperini wiedział, jak w pełni odblokował jego potencjał. Imponujące były kondycja i przygotowanie fizyczne Niemca. W Bergamo powstał prawdziwy piłkarski potwór, a Gosens stanowił jego istotną część. Jednak o jego poczynaniach mało kto wiedział w Niemczech.
- Gdy po meczu w Manchesterze poszedłem do Ilkaya Guendogana z prośbą o wymianę koszulek, był w szoku, skąd tak dobrze znam niemiecki. Nie miał zielonego pojęcia, kim byłem - wspominał. Dziś są kolegami z reprezentacji i walczą na Euro 2020.
Gosens nie jest też fanem grania całe dnie na konsoli. Nie jest nastawiony na sukces za wszelką cenę. Chce się cieszyć życiem. Uważa, że czas poza ośrodkiem treningowym można wykorzystać na wiele sposobów - poznać okolicę lub miasto, rozwinąć nową umiejętność, albo po prostu pobyć z innymi ludźmi.
Ogromna wiedza, inteligencja, otwartość na ludzi, a także skromność, którą zabrał z rodzinnych okolic - to charakteryzuje Robina Gosensa. Zwykły chłopak ze swoimi marzeniami, kochający piłkę, dla którego to tylko gra. W Niemczech kibice chcą więcej takich graczy, którzy nie są z fabryki talentów, a wiele rzeczy wynieśli z podwórek, bo to daje większe perspektywy na sukces sportowy, medialny i społeczny.
Czytaj też:
Kłótnia w reprezentacji Francji
Southgate był jak Brzęczek