Marzec, kwiecień i maj zwykle są okresem żniw dla branży fitness. Po zimowym rozleniwieniu, Polacy biorą się za siebie. Z kolei właściciele siłowni i klubów zarabiają wtedy na słaby okres letni, gdy klientów jest mało, a wysoki czynsz za studio trzeba i tak płacić.
- Wielu nie będzie miało z czego płacić - mówi Agnieszka Roszkiewicz, współwłaścicielka studia fitness w Piasecznie pod Warszawą.
Koronawirus mocno dał się we znaki całej branży. - Nasze obroty spadły o sto procent. Do tego dochodzą koszta związane z reżimem sanitarnym, który wymaga od nas zakupu dodatkowych produktów - podkreśla Karolina Jeziorska, właścicielka klubu fitness w Międzyrzeczu.
ZOBACZ WIDEO: Polska medalistka olimpijska pomaga seniorom w czasie epidemii. "Jeździliśmy i pytaliśmy, kto jakiej pomocy potrzebuje"
Ministerstwo kłopotem
Tarcza antykryzysowa nie zawsze pomoże, a na tłumy klientów na razie nie ma co liczyć. Niektórzy stracili pracę i nie mają pieniędzy, a inni boją się zakażenia. - Za trzy miesiące wiele firm w tej branży po prostu upadnie - przestrzega Agnieszka Roszkiewicz.
Cała branża fitness podlega pod Ministerstwo Rozwoju, a nie Ministerstwo Sportu. I to jest duży kłopot. Ministerstwo Rozwoju nie przygotuje akcji promującej uprawianie sportu. Bez takich akcji trudno będzie przekonać klientów do powrotu.
- To jest największa bolączka. Ludzie boją się przyjść, dlatego sami dzwonimy do klientów i mówimy na bieżąco o naszej sytuacji - dodaje rozmówczyni WP SportoweFakty.
Powstała Polska Federacja Fitness, która stara się dbać o interesy siłowni i klubów. To dzięki niej udało się przyspieszyć otwarcie tej branży, bo były plany, że klienci na siłownie wrócą dopiero pod koniec 2020 roku. To jednak młoda organizacja, która nie ma jeszcze zasobów i środków, żeby wypromować całą branżę. Tym powinno zająć się ministerstwo sportu. Nie może jednak tego zrobić, bo siłownie i kluby fitness podlegają pod inne ministerstwo.
Absurdy i rzeczy nie do wykonania
Żeby w ogóle móc ponownie wpuścić klientów, siłownie i studia fitness muszą spełnić wiele wymogów z reżimu sanitarnego. I tutaj nie brakuje paradoksów. Przede wszystkim nadal rząd nie sprecyzował, czy klienci będą mogli korzystać z prysznica.
- Jeśli będziemy mogli udostępnić klientom prysznice, to byłoby to dla nas na plus. Klienci, co zrozumiałe, pocą się na siłowni i dla ich komfortu lepiej byłoby, gdyby mogli skorzystać z natrysku - mówi Karolina Jeziorska.
Być może będzie pozwolenie, żeby jedna osoba naraz mogła korzystać z prysznica w siłowni. Nie są to jednak potwierdzone informacje.
Kolejny punkt, który wzbudza kontrowersje, to zachowanie dwumetrowego dystansu trenera od podopiecznych podczas ćwiczeń oraz wydzielanie na podłodze w klubie powierzchni dla osób ćwiczących.
- Wydaje się to absurdem i nie jest wykonalne. Jaki sens ma np. zasłanianie bieżni pleksą, gdzie schodząc z niej czy przechodząc ciągiem komunikacyjnym, możemy mieć kontakt z inną osobą? Mam wrażenie, że osoby, które decydują o tym, zapomniały jak dużo prozdrowotnych korzyści przynosi aktywność fizyczna - podkreśla Karolina Jeziorska.
- Jeżeli trenerzy będą pracowali w maseczkach bądź przyłbicach, to nakaz 2-metrowego dystansu uważam za absurdalny - dodaje Agnieszka Roszkiewicz.
W szatni i poruszając się po siłowni (poza ćwiczeniami) klienci będą musieli nosić maseczki. Po każdym ćwiczeniu trzeba będzie zdezynfekować urządzenia. Pomieszczenia muszą być regularnie wietrzone. Przy głównym wejściu, przy toaletach oraz na sali, powinny być umieszczone pojemniki z żelem do dezynfekcji rąk.
Reżim sanitarny będzie jednakowy dla wszystkich obiektów. Klub w Piasecznie został już wcześniej przygotowany do takich obostrzeń. Przed wejściem do studia klientom mierzona jest temperatura. Klub wznowił nawet działalność na wcześniejszych etapach rozmrażania gospodarki.
- Pracują u nas fizjoterapeuci, którzy prowadzą terapię manualną. Ich pracę mogliśmy już uruchomić w pierwszym etapie. W drugim pracę zaczęli trenerzy personalni, którzy pracowali z jedną osobą, a od 6 czerwca wracamy do treningów w mini-grupach - tłumaczy współwłaścicielka.
Obawa o jesień
Wielu wystartuje jednak dopiero 6 czerwca. Na razie trudno o optymizm. Klientów może być mało, a przyszłość niepewna. Realny jest scenariusz, że jesienią Polska będzie zmagać się z drugą falą epidemii. Byłby to kolejny cios dla fitnessu, ponieważ jesień po wiośnie jest drugim najlepszym okresem dla tej branży.
- Już dochodzą nas słuchy, że na jesień wirus może wrócić ze zdwojoną siłą i boimy się ponownych ograniczeń - podkreśla Karolina Jeziorska, ale dodaje: - Głęboko wierzymy, że w te wakacje, z uwagi na praktycznie trzymiesięczny przestój, klienci stęsknieni za siłownią z chęcią będą trenować.
Czytaj także:
Bieganie i jazda na rowerze bez maseczek. Jest tylko jeden warunek
"Musiałem to wszystko wziąć na klatę". Piotr Piechowiak opowiedział, jak wirus uderzył w jego biznes