Postępująca amerykanizacja F1. Czy to dobrze dla sportu?

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / Alfa Romeo F1 ORLEN / Na zdjęciu: gwiazdy w boksie Alfy Romeo podczas GP Miami
Materiały prasowe / Alfa Romeo F1 ORLEN / Na zdjęciu: gwiazdy w boksie Alfy Romeo podczas GP Miami
zdjęcie autora artykułu

- Formuła 1 staje się zbyt amerykańska - mówi Bernie Ecclestone, któremu nie podoba się, w jaki sposób Liberty Media zmienia jego "dziecko". - Może pyskować, ile chce, ale teraz każdy chce współpracować z F1 - odpowiada obecny właściciel dyscypliny.

To Bernie Ecclestone uczynił z Formuły 1 globalną platformę, po tym jak jeszcze w latach 70. zaczął zdobywać uznanie i władzę w świecie królowej motorsportu, aż w końcu sprzedał swoje dziecko przed paroma laty Liberty Media za 8 mld dolarów. Amerykanie zaczęli urządzać F1 po swojemu, wprowadzając szereg zmian. Dotyczą one nie tylko bardziej sprawiedliwego podziału nagród finansowych, ale też organizacji wyścigów.

Nowy właściciel F1 coraz chętniej organizuje wyścigi na torach ulicznych, bo łatwiej w ten sposób przekonać nowych kibiców do zobaczenia zawodów. Niejednokrotnie Grand Prix połączone są z koncertami gwiazd muzyki, jak chociażby ostatnio w przypadku GP Miami.

- Formuła 1 staje się zbyt amerykańska. Może to dobrze, bo wiele głupich rzeczy pochodzi z USA i wszyscy są szczęśliwi. Jednak to już nie jest sport taki, jakim on był, gdy ja go prowadziłem - powiedział ostatnio Ecclestone w rozmowie z Bloombergiem.

ZOBACZ WIDEO: To się nazywa moc! Zobacz, co wyczarowała Anita Włodarczyk

Ostra reakcja na słowa byłego szefa F1

- Bernie może pyskować, ile chce. Jednak rzeczywistość jest taka, że teraz każdy chce współpracować z Formułą 1 - odpowiedział szybko 91-latkowi Greg Maffei, który stoi na czele Liberty Media.

- Bernie zasługuje na ogromny szacunek za zbudowanie tego sportu od podstaw. Jednak rzeczywistość jest taka, że stworzył molocha, który w pewnym czasie przestał się rozwijać. Oglądalność utknęła w martwym punkcie. Dewiza Ecclestone'a była jasna: lubię białych, starych i bogatych gości, którzy płacą za ten sport - dodał Maffei w rozmowie z Bloombergiem.

Bez wątpienia Amerykanie podjęli szereg inicjatyw, które za Ecclestone'a nie miałyby miejsca. Brytyjczyk nie doceniał m.in. roli mediów społecznościowych. Za jego rządów F1 była wręcz nieobecna na Facebooku czy Twitterze, bo jej szef stał na stanowisku, że królowa motorsportu jest zbyt eksluzywnym towarem, by pojawiać się wśród ogółu w internecie.

F1 zaczęła przyciągać do siebie gwiazdy muzyki i filmu
F1 zaczęła przyciągać do siebie gwiazdy muzyki i filmu

Ecclestone przez lata nie potrafił też przekonać Amerykanów do F1, podczas gdy działacze z Liberty Media zrobili to bardzo szybko. Serial "Drive to survive" podbił Netfliksa i pozwolił zyskać nowych kibiców. Do mieszkańców USA trafiła też kampania #WeRaceAsOne, będąca odpowiedzią na zawiązanie się ruchu Black Lives Matter

- Nasz pogląd jest taki, że możemy poszerzać zasięgi F1 poprzez różnorodność płci, wieku. To nam się udało. Nawet jeśli Bernie to krytykuje - ocenił Maffei.

Coraz więcej Ameryki w F1

O amerykanizacji F1 świadczy nie tylko fakt, że coraz częściej wyścigom towarzyszy show, które jest bardzo dobrze znane z meczów NBA czy NFL. Królowa motorsportu w roku 2023 zorganizuje aż trzy wyścigi w Stanach Zjednoczonych. Do GP USA i GP Miami dołączy GP Las Vegas.

Ubiegłoroczne GP USA w teksańskim Austin śledził nadkomplet publiczności, co nawet wzbudziło obawy o wpływ wyścigu F1 na sytuację epidemiologiczną w regionie. Ostatnie GP Miami w ciągu trzech dni obejrzało niemal 300 tys. fanów, pomimo horrendalnie drogich ceny biletów.

- Nasi partnerzy ograniczali frekwencję, bo chcieli mieć pewność, że podczas pierwszej edycji GP Miami wszystko zagra jak należy. Podejrzewam, że w kolejnych latach tłum w Miami będzie jeszcze większy, bo takie jest zapotrzebowanie. Już teraz GP Las Vegas cieszy się ogromnym zainteresowaniem - zdradził szef właściciela F1.

Maffei podkreślił, że tego sukcesu nie byłoby, gdyby nie kolejne inwestycje ze strony F1, podczas gdy Ecclestone stronił od takich decyzji. - Zainwestowaliśmy spore sumy. Zrobiliśmy wiele, aby otworzyć ten sport na innych ludzi. Kiedyś to był zamknięty świat, pełen ograniczeń. Teraz jesteśmy najszybciej rozwijającą się dyscypliną w mediach społecznościowych - dodał.

Sam Ecclestone w roku 2014 mówił wprost w jednym z wywiadów, że nie jest zainteresowany przyciąganiem do F1 młodych kibiców, bo nie stać ich na to, by kupować produkty firm promujących się poprzez wyścigi królowej motorsportu. Podejście Brytyjczyka okazało się błędne, bo przez to średnia wieku kibica F1 zaczęła niepokojąco rosnąć.

- Teraz mamy sytuację, w której widownia innych dyscyplin się starzeje, a nasze badania wskazują, że nie tylko zwiększyliśmy zaangażowanie innej płci, ale też obniżyliśmy średni wiek naszej widowni o 3-4 lata. To ogromne osiągnięcie. Wzrost oglądalności w USA wynosi 50 proc. rok do roku i to w czasach, gdy słupki oglądalności sportu spadają ze względu na zmiany w społeczeństwie - pochwalił się Maffei.

Amerykańska F1 zagrożeniem dla Europy?

Liberty Media nie tylko podpisuje umowy na organizację F1 w USA, ale też stawia na Bliski Wschód, o czym świadczyć mogą kontrakty ws. GP Kataru czy GP Arabii Saudyjskiej. Szlak na tym kierunku przetarł Ecclestone, który wcześniej zaprosił do elitarnego cyklu szejków z Bahrajnu czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

Coraz głośniej da się słyszeć, iż obecna strategia F1 stanowi zagrożenie dla Europy, która nie jest w stanie konkurować finansowo chociażby z państwami czerpiącymi zyski ze sprzedaży ropy naftowej. Dlatego niepewna jest przyszłość wyścigów w Hiszpanii, Francji czy Belgii, a od pewnego czasu swojej rundy w kalendarzu nie mają też Niemcy.

- Jestem trochę staroświecki. Uwielbiam historię, zwłaszcza związaną z niektórymi torami. Jednak im starszy jestem, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że tu chodzi o ludzi. Możemy pojechać na tor, który znajduje się pośrodku niczego, bez odpowiedniej bazy hotelowej i społeczności kibicowskiej. Dla nas, kierowców, jazda po historycznym torze będzie czymś świetnym. Jednak musimy też mieć na względzie ludzi - powiedział przy okazji GP Miami Lewis Hamilton, siedmiokrotny mistrz świata F1.

Kierowcy na podium GP Miami otrzymali kaski, z jakich korzystają futboliści amerykańscy
Kierowcy na podium GP Miami otrzymali kaski, z jakich korzystają futboliści amerykańscy

- Doświadczyliśmy tego podczas pandemii, gdy rywalizowaliśmy przy pustych trybunach i nie było atmosfery. Wyścig był niczym trening, to nie było nic przyjemnego. Teraz widzimy setki tysięcy ludzi na torze. Oni są podekscytowani, pełni energii, chcą chłonąć F1. O to w tym chodzi - dodał Brytyjczyk.

Hamilton powołał się na przykład Nurburgringu. To jeden z bardziej kultowych, a przy tym niebezpiecznych torów w Europie. Jednak, gdy F1 bywała tam ostatnimi razy, trybuny nie pękały w szwach. Być może to znak czasów. Skoro królowa motorsportu stała się produktem globalnym, to musi w sobie łączyć cechy, które zaakceptuje zagorzały fan wyścigów, jak i ten, dla którego rywalizacja bolidów jest rozrywką niczym włączenie Netfliksa.

Czytaj także: Finansowa klapa Amerykanów. "Nie zarobimy żadnych pieniędzy" Były kolega Kubicy doceniony przez Rosjan. Zyskał kontakt do ludzi na Kremlu

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Czy F1 pod rządami Liberty Media zmierza w dobrą stronę?
Tak
Nie
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (1)
avatar
Husarzyk
13.05.2022
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Lepsza amerykanizacja niż rusyfikacja.  Więc USA i zachodniego kapitału, wypierać rusko-chiński kapitał z krwi niewinnych i zabitych Ukraińców.