Limit wydatków w Formule 1 to ostatnio gorący temat w padoku. Mattia Binotto z Ferrari zauważył, że jeśli Red Bull Racing nadal będzie tak intensywnie rozwijać swój bolid, to w końcu zabraknie mu na to funduszy, bo w innym przypadku ekipie grozić będzie przekroczenie maksymalnego pułapu w wysokości 140 mln dolarów.
Tymczasem, przy okazji GP Hiszpanii, kierownictwo "czerwonych byków" zaczęło wywierać naciski na szefów FIA i F1, by podnieśli limit budżetowy o co najmniej kilka milionów dolarów. Oficjalnie Christian Horner żądania Red Bulla tłumaczy wysoką inflacją, którą napędzają kryzys związany z pandemią koronawirusa oraz wojna w Ukrainie.
Horner stwierdził nawet, że jeśli limit nie zostanie podniesiony, to kilka zespołów nie ukończy sezonu 2022. - Siedem z dziesięciu ekip prawdopodobnie będzie musiało odpuścić cztery ostatnie wyścigi, aby zmieścić się w limicie - powiedział szef Red Bulla.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nadal zachwycił kibiców. To trzeba zobaczyć!
Słowa Brytyjczyka wyśmiali przedstawiciele mniejszych zespołów, którzy muszą rywalizować z budżetem poniżej maksymalnego limitu. - Nonsensem jest powoływanie się przez Red Bulla na "siłę wyższą" w tym przypadku, bo inflacja nie ma z nią nic wspólnego. Pandemia była "siłą wyższą". Inflacja to normalny proces, który może występować - powiedział "Auto Motor und Sport" Frederic Vasseur, szef Alfy Romeo.
- Zespoły, które nie mają pieniędzy na poprawki, mogą łatwo zareagować na obecną sytuację. Zamknij tunel aerodynamiczny i przestań zamawiać nowe części. Jeśli teraz zrezygnujemy z obecnych zasad, to będzie koniec limitu finansowego w F1 - dodał Vasseur.
Podobnie sprawę widzi Otmar Szafnauer z Alpine, którego zespół funkcjonuje również poniżej 140 mln dolarów. - Jeśli my jesteśmy w stanie tak działać, to inni też muszą - powiedział wprost Amerykanin.
Nie należy oczekiwać, aby na zwiększenie limitu wydatków zgodziło się też Ferrari, które wprawdzie ma znacznie większe możliwości finansowe, ale pierwsze poprawki do modelu F1-75 przywiozło dopiero na GP Hiszpanii w połowie maja. Wszystko dlatego, że Włosi chcą kurczowo trzymać się zasad.
- Nie można obecnie produkować nowych części co wyścig. W tym tempie rozwoju, jaki obserwujemy u wybranych ekip, wkrótce znajdą się one na granicy limitu kosztów - powiedział Mattia Binotto, niejako wskazując palcem na Red Bull Racing i Mercedesa.
Jeden z rozmówców z padoku F1 potwierdził "Auto Motor und Sport" słowa Binotto. - Jeśli wszyscy będą zachowywać się uczciwie, to tak naprawdę po GP Kanady w czerwcu powinien zakończyć się proces rozwoju obecnych bolidów - powiedziała anonimowo jedna z kluczowych osób w królowej motorsportu.
Czytaj także:
Kilka zespołów F1 nie dokończy sezonu? Sytuacja wygląda coraz gorzej
Ferrari przekazało fatalne wieści. Charles Leclerc może się martwić