Charles Leclerc znajdował się na czele GP Wielkiej Brytanii w końcowej fazie wyścigu, ale jego szanse na zwycięstwo zmalały do zera w momencie neutralizacji spowodowanej awarią Estebana Ocona. W tej sytuacji Ferrari wezwało na pit-stop Carlosa Sainza, a Monakijczyka pozostawiło na torze na mocno zużytym twardym ogumieniu.
- Będzie ciężko - ocenił tę decyzję od razu Charles Leclerc, który po restarcie spadł z pierwszej lokaty na czwartą. W ten sposób po raz kolejny w sezonie 2022 stracił szansę na odrobienie sporej liczby punktów w klasyfikacji Formuły 1 do Maxa Verstappena.
Mattia Binotto po wyścigu bronił strategii Ferrari i twierdził, że zespół nie miał możliwości odbycia podwójnego pit-stopu, dlatego mógł wezwać na wymianę opon tylko jednego kierowcę. Ekipa wybrała Sainza, bo ten miał jeszcze starsze ogumienie niż Leclerc.
ZOBACZ WIDEO: Pudzianowski pokazał swoje czerwone Porsche. Uśmiejesz się do łez
Co na to Monakijczyk? - Nie chcę tego komentować na gorąco. Wolę przedyskutować sytuację z zespołem i zyskać pełny obraz tego, dlaczego postąpiono w taki sposób - powiedział Leclerc w Sky Sports.
Lider Ferrari miał już powody do narzekania w pierwszej fazie wyścigu. Wtedy, pomimo jazdy z uszkodzonym samochodem, był wyraźnie szybszy od Sainza. Zespół nie chciał jednak zamienić kierowców pozycjami na torze. - Czułem się bardzo mocny w pierwszej fazie wyścigu. Tam straciłem nieco czasu, będąc spowalnianym. Nie wiem, czy to zmieniłoby nasz wynik końcowy. Jednak na przyszłość musimy to sprawdzić - dodał 24-latek.
Leclerc podkreślił, że przy okazji neutralizacji nie domagał się pit-stopu. - Było niewiele czasu. Przez radio przekazano mi, że mam nie wjeżdżać do alei serwisowej. Dlatego tego nie zrobiłem - wyjaśnił.
Kamery telewizyjne wyłapały, że zaraz po wyścigu Binotto rozmawiał z Leclercem. Część ekspertów odebrała to jako formę uspokojenia kierowcy. - Po prostu próbował mnie pocieszyć. Co nie zmienia faktu, że moje rozczarowanie jest spore. To był wyścig, w którym wszystko się zmieniało co chwilę - powiedział.
- Na pierwszym okrążeniu złamałem przednie skrzydło i pomyślałem, że to koniec, bo bolid był podsterowny. Potem zmieniłem nieco ustawienia, dzięki czemu zyskałem nieco pewniejsze wyczucie przodu. Tempo wróciło i byłem mocny. Zwycięstwo wydawało się bardzo możliwe, aż pojawił się samochód bezpieczeństwa i tyle. To frustrujące - podsumował Leclerc.
Czytaj także:
Szef Alfy Romeo zabrał głos. Wątpliwości ws. Kubicy rozwiane
Ferrari tłumaczy się z fatalnej strategii. Tak zespół pozbawił wygranej Leclerca