Chociaż Ferrari w ostatnim czasie było krytykowane ze strategię, to w przypadku kwalifikacji do GP Francji zespół z Maranello spisał się koncertowo. Włosi od początku wiedzieli, że Carlos Sainz nie walczy o dobry wynik, bo kierowca z Madrytu otrzymał karę za wymianę silnika. Dlatego postanowiono "wykorzystać" 27-latka, którego zadaniem było pomaganie Charlesowi Leclercowi w kluczowym momencie czasówki.
Sainz na prostej holował Leclerca, robiąc mu cień aerodynamiczny. To pomogło Monakijczykowi w wywalczeniu pole position. Zaskoczyło przy tym rywali z Red Bull Racing.
- Zawsze staramy się uzyskać jak najlepszy wynik dla zespołu. Carlos startuje z końca stawki, więc w przypadku Ferrari było inaczej. To był sprytny ruch. Gdyby w Red Bullu ktoś startował z tyłu, to pewnie też byśmy się tak zachowali - powiedział Max Verstappen przed kamerami Sky Sports.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się bawili reprezentanci Polski
Jak się okazało, Ferrari kwestię holowania w kwalifikacjach uzgodniło z kierowcami jeszcze przed rozpoczęciem weekendu na Paul Ricard. Dlatego Sainz i Leclerc kilkukrotnie w treningach ćwiczyli "podciąganie". - Na końcu wszystko zależy od zaufania - przyznał zdobywca pole position.
- Wiedziałem, że w pewnym momencie Carlos zjedzie mi z drogi i oczyści tor, ale nie wiedziałem kiedy to nastąpi. Zrobił to doskonale i we właściwym momencie. Wyszło to bardzo dobrze - dodał Leclerc.
Monakijczyk pokonał Verstappena w walce o pole position o ponad 0,3 s. - Myślę, że to holowanie było warte ok. 0,2 s, bo porównywaliśmy czasy okrążeń bez pomocy. Dlatego to było coś ważnego. Gdyby nie wsparcie Carlosa, to byłoby trudniej. Dlatego dziękuję za miłą pomoc - stwierdził kierowca Ferrari.
Czytaj także:
Afera w F1. Zmienią przepisy dla Mercedesa?
Tak Ferrari ograło Red Bulla. Wymowne słowa Charlesa Leclerca