Wiele wskazuje na to, że FIA zmieni przepisy techniczne Formuły 1 w roku 2023, powołując się na kwestie bezpieczeństwa. Federacja chce ograniczyć zjawisko podskakiwania bolidów, które pojawiło się w tym roku. W padoku F1 panuje powszechna opinia, że w ten sposób działacze chcą pomóc Mercedesowi, który najmocniej ucierpiał wskutek rewolucji technicznej.
Ewentualną zmianę przepisów oprotestowało sześć ekip F1 - Red Bull Racing, Ferrari, Alpha Tauri, Alfa Romeo, Haas i Williams. Z informacji "Auto Motor und Sport" wynika, że Ferrari nie wyklucza nawet podjęcia działań prawnych przeciwko FIA.
Regulamin F1 stanowi bowiem, że FIA może zmienić przepisy bez zgody zespołów, jeśli chodzi o kwestie bezpieczeństwa. Odpowiedź Włochów jest taka, że większość tegorocznych bolidów nie ma problemów z podskakiwaniem, przez co trudno mówić o zagrożeniu dla zdrowia i życia kierowców. Dlatego Ferrari obstaje przy tym, że ewentualną modyfikację regulaminu należy przegłosować normalnym trybem. Musiałoby ją wtedy poprzeć osiem z dziesięciu ekip.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się bawili reprezentanci Polski
Tymczasem Toto Wolff nie wierzy w to, że Ferrari wytoczy proces sądowy FIA. - Dlaczego oni tak walczą i sprzeciwiają się zmianom? Ciągle czytam w mediach, że modyfikacje nie będą istotne. Skoro są nieistotne, to dlaczego ktoś grozi FIA sądem? Przecież żaden zespół nie skieruje pozwu przeciwko federacji. Zwłaszcza jeśli ta będzie się powoływać na kwestie bezpieczeństwa. To tylko taka gra - powiedział szef Mercedesa, cytowany przez f1i.com.
Austriak w pełni popiera stanowisko FIA ws. zmiany przepisów na sezon 2023. Wolff podkreśla, że w ostatnich wyścigach F1 zjawisko podskakiwania było mniej intensywne, bo wynikało to z charakterystyki torów. - Nie było podskakiwania we Francji, Austrii czy w Wielkiej Brytanii, bo to niezwykle gładkie tory. To jednak nie zniknęło - ocenił szef Mercedesa.
- Bolidy są zbyt sztywne i nadal podskakują. Jeśli zapytasz jakiegoś kierowcę anonimowo o jego zdanie, to ci powie prawdę. Była pewna dyskusja na ten temat wśród zawodników, tylko jakoś nikt głośno o tym nie mówi. Zobaczymy, jak to się dalej potoczy - dodał Wolff.
Podczas GP Francji w padoku F1 pojawiły się sugestie, że Mercedes celowo kazał narzekać Lewisowi Hamiltonowi i George'owi Russellowi na podskakiwanie samochodu, bo uznał, że zmiana przepisów to jedyny sposób na szybką poprawę wyników niemieckiej stajni. Z tego samego powodu ekipa z Brackley miała nie interweniować ws. zachowania modelu W13 w dotychczasowych wyścigach.
- Tu nie chodzi, by osiągnąć jakiś kompromis w tej sprawie. Chodzi o ustanowienie takich przepisów technicznych, które będą chronić kierowców. Skoro obecne bolidy są zbyt sztywne, to zróbmy coś z tym. Jeśli ktoś jednak jest na czele F1, to robi wszystko, by przepisy się nie zmieniły. Gdy ktoś jest z tyłu, to działa w kierunku jak najpoważniejszych zmian. Jednak niech swoją opinię na ten temat wydadzą kierowcy - skomentował Wolff.
Austriak odniósł się też do słów Christiana Hornera. Szef Red Bull Racing stwierdził, że ws. zmiany przepisów lobbuje tylko jeden zespół, mając na myśli oczywiście Mercedesa. - Przecież on też jest częścią tego cyrku. On nie lobbuje? Siedzi w biurze i do nikogo nie dzwoni? - zakończył szef Mercedesa.
Czytaj także:
"To nie ma sensu". Charles Leclerc wściekły
Ferrari tłumaczy wypadek Charlesa Leclerca. Zespół nie ma wątpliwości