Od kilku lat Michael Andretti czyni starania, aby jego zespół otrzymał zgodę na rywalizację w Formule 1. Amerykanin był bliski dołączenia do stawki jesienią 2021 roku, gdy prowadził zaawansowane rozmowy ws. przejęcia Alfy Romeo. Jednak ostatecznie obecni właściciele ekipy z Hinwil wycofali się z transakcji, gdy dowiedzieli się, że Andretti ma w planach zwolnić większość personelu i postawić na bazę mieszczącą się w USA.
Były kierowca F1 i IndyCar zapewnia, że posiada 200 mln dolarów wpisowego, jaki nowy podmiot musi zapłacić, aby zrekompensować obecnym zespołom zmniejszenie premii finansowych. Mimo to, część teamów nie chce rozszerzenia stawki królowej motorsportu.
- My nie czekamy na ostateczną wersję przepisów, które mają wejść w roku 2026. My chcemy działać wcześniej. Jednak powoli dołączenie do stawki w sezonie 2024 staje się problematyczne. Termin na podjęcie decyzji mija - powiedział "Speedweekowi" Jean-Francois Thormann, wiceprezes Andretti Autosport.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: fenomenalny gol. Bramkarz ośmieszony
Aby przystąpić do rywalizacji w F1 w sezonie 2024 ekipa musi mieć ponad dwanaście miesięcy, aby opracować bolid, przygotować budżet i zatrudnić kierowców. Zdaniem "Speedweeka", jeśli Amerykanin nie dostanie zielonego światła od FIA na początku jesieni, to znów będzie musiał odłożyć swoje plany - co najmniej do roku 2025.
Równocześnie szefowie Andretti Autosport nie obawiają się o to, że nowy zespół nie będzie budzić zainteresowania kierowców. Choćby ze względu na fakt, że w szeregach tej ekipy w IndyCar startuje Colton Herta, który uważany jest za spory talent. - Zobaczymy, kto będzie pasował do nas najbardziej. Kierowca z USA byłby najlepszy, ale nie jest to obowiązek - wyjaśnił Thormann.
Andretti ma też podpisaną przedwstępną umowę z Renault ws. dostawy silników, ale Thormann zdradził, że firma rozmawia z "wszystkimi możliwymi partnerami". Dlatego istnieje szansa, że ostatecznie jednostki napędowe amerykańskiej ekipie dostarczałby inny podmiot.
W Europie zespół posiada fabrykę w brytyjskim Banbury, którą przejął po bankructwie Marussii. Z tej bazy korzysta ekipa Andrettiego rywalizująca w Formule E. - Biorąc pod uwagę potrzeby F1, fabryka w Banbury byłaby za mała - zdradził Thormann.
Czytaj także:
Afera w F1. Kierowca zaprzecza, by podpisał kontrakt
Kolejny miliarder w F1? Williams może stać się gigantem