Jak nie strategia, to pit-stopy - tak mogli pomyśleć fani Ferrari, obserwując wydarzenia z GP Holandii. Carlos Sainz w pierwszej fazie wyścigu znajdował się na trzeciej pozycji, ale już pierwsza wizyta u mechaników sprawiła, że stracił on szansę na podium Formuły 1 w Zandvoort. Podczas pit-stopu przygotowano tylko trzy koła Hiszpanowi, a cały postój przedłużył się przez to do 12,7 s.
- O mój Boże - powiedział tylko przez radio Carlos Sainz, gdy widział, że mechanicy nie przygotowali na czas tylnej lewej opony, a dodatkowo Sergio Perez przejechał po zostawionym na ziemi pistolecie do kół. Incydent z alei serwisowej trafił nawet pod lupę sędziów.
Mattia Binotto tłumaczył problemy w alei serwisowej "bałaganem" i reakcją na ruchy Mercedesa. - Wiedzieliśmy, że Hamilton szykuje się do pit-stopu i mógł dzięki temu nas wyprzedzić. Staraliśmy się zareagować, co było najlepszym sposobem na utrzymanie pozycji na torze. Wiedzieliśmy, że Lewis jest bardzo szybki w tej fazie wyścigu - powiedział szef Ferrari, cytowany przez motorsport.com.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tenisiści czy piłkarze? Jest forma!
- Gdy zobaczyliśmy Mercedesa w pit-lane, wezwaliśmy kierowcę do zjazdu, ale był wtedy w ostatnim zakręcie i było za późno, aby nasi mechanicy przygotowali się do wymiany kół - dodał Binotto.
Ostatecznie 28-latek dojechał do mety GP Holandii na piątym miejscu, ale w wynikach został sklasyfikowany na ósmej pozycji. To konsekwencja kary za kolejny fatalny pit-stop Ferrari. W końcówce wyścigu Hiszpan został wypuszczony ze stanowiska tuż pod koła nadjeżdżającego Fernando Alonso. Otrzymał za to 5 s kary.
Binotto decyzję sędziów nazwał "bardzo surową". W ocenie szefa Ferrari, kierowca jego zespołu musiał opóźnić wyjazd, gdyż w innym przypadku wjechałby w mechaników McLarena, którzy obsługiwali Lando Norrisa na stanowisku wymiany kół. - Czułem, że uratowałem komuś życie, nie stworzyłem niebezpiecznej sytuacji - mówił Sainz w Sky Sports.
- Zwlekaliśmy z wypuszczeniem Carlosa, bo widzieliśmy ruch po stronie McLarena i nie chcieliśmy doprowadzić do niebezpiecznej sytuacji. Czekaliśmy i czekaliśmy, aż będzie miał odpowiednią przestrzeń. Carlos musiał praktycznie się zatrzymać w miejscu, bo ekipa McLarena kręciła się dookoła bolidu Norrisa. Sam wyjazd nie był niebezpieczny, było to tam dość miejsca przed Alonso. Dlatego uważam tę decyzję za bardzo surową - podsumował Binotto.
Czytaj także:
Wielomilionowe odszkodowanie w F1? Menedżer kierowcy reaguje na plotki
Szantaż Putina wpływa na zespoły F1. Mercedes znalazł rozwiązanie problemu