Fiasko głośnej transakcji w F1. Winna biurokracja

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Max Verstappen
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Max Verstappen

Red Bull Racing i Porsche od roku 2026 miały tworzyć sojusz w F1, ale transakcja nie doszła do skutku. Tym samym Niemcy mogą w ogóle nie pojawić się w F1. - Zawiniła biurokracja - powiedział Christian Horner, szef Red Bulla.

Przez wiele miesięcy z padoku Formuły 1 docierały sygnały, że Red Bull Racing i Porsche rozmawiają o stworzeniu sojuszu. Niemcy szukali wiarygodnego partnera, dzięki któremu mogliby odnieść sukces w F1. "Czerwone byki" wydawały się pod tym względem idealnym wyborem. Jeszcze latem finalizacja rozmów miała znajdować się na końcowym etapie. Ostatecznie negocjacje zakończyły się fiaskiem.

Porsche miało nabyć 50 proc. udziałów w zespole z Milton Keynes i chciało sobie zapewnić decydujący głos ws. przyszłości Red Bulla. Jednak Christian Horner i Helmut Marko uznali, że transakcja na takich warunkach nie ma sensu, bo odbiera "czerwonym bykom" niezależność.

Horner w podcaście "Diary of CEO" opowiedział o szczegółach rozmów z Porsche i ujawnił, że w całym procesie "winna była biurokracja". Zdaniem Brytyjczyka, obecne sukcesy zespołu w F1 nie byłyby możliwe, gdyby nie szybkie procesy decyzyjne. Sojusz z niemieckim producentem samochodów odbiłby się czkawką - uznali w Red Bullu.

- Mieliśmy dylemat, czy pracować z producentem samochodów, który nabyłby znaczny procent udziałów w zespole. Uznaliśmy, że nasze DNA zostałoby naruszone, gdybyśmy nie mogli funkcjonować w taki sposób, który zapewnił nam dotąd sukces. Nasze zwycięstwa były możliwe m.in. dzięki możliwości podejmowania szybkich decyzji, bez konieczności przechodzenia przez liczne procesy i biurokrację - powiedział szef Red Bulla.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: plaża na Florydzie, a tam Polka. Zachwytom nie ma końca

Red Bull obecnie korzysta z silników Hondy, ale Japończycy oficjalnie opuścili F1 po sezonie 2021. "Czerwone byki" nabyły jednak prawa intelektualne do jednostki napędowej Azjatów. Równocześnie zespół założył własną spółkę silnikową - Red Bull Powertrains. Ma ona stworzyć silnik nowej generacji, który będzie używany w F1 od roku 2026.

- Jesteśmy w pełni skoncentrowani na własnej jednostce napędowej. Gdyby istniał partner o poglądach, który gwarantowałby nam wolność działania i mógłby coś wnieść do tego projektu, to wzięlibyśmy go pod uwagę. Jednak to nasz bezwzględny warunek wstępny - dodał Horner.

Współpracę z Red Bullem począwszy od sezonu 2026 mają brać pod uwagę Hyundai oraz Ford. Obaj producenci mają jednak ograniczyć się do płacenia za to, by silniki produkowane przez "czerwone byki" funkcjonowały pod nazwą Hyundai czy też Ford. Koreańczycy i Amerykanie zapowiadają, że nie będą się wtrącać w kluczowe decyzje zespołu.

Równocześnie nad powrotem do F1 od roku 2026 zastanawia się Honda, co stanowi kolejną opcję dla Red Bulla. Dlatego nie wydaje się, by ekipa żałowała fiaska rozmów z Porsche.

Czytaj także:
Podarował ekipie Kubicy 19 euro. Niesamowita historia chłopca z Japonii
Kuriozalne pismo Rosjanina ws. wojny. Tak walczy o dalszą karierę

Źródło artykułu: