Carlos Sainz stał przed nie lada szansą w GP USA, bo kierowca Ferrari wywalczył pole position i liczył na dobry wynik w Austin. Jednak już na dojeździe do pierwszego zakrętu został wyprzedzony przez Maxa Verstappena, a chwilę później został trafiony w bok przez George'a Russella. Hiszpan wykręcił "bączka", spadł na koniec stawki Formuły 1 i musiał wycofać się z dalszej jazdy w związku z uszkodzeniami bolidu.
Rywal z Mercedesa otrzymał karę 5 s za spowodowanie wypadku, co nie miało jednak większego wpływu na jego wynik, bo Russell i tak dojechał do mety GP USA na piątej pozycji. Zdaniem Sainza, brytyjski kierowca zasługiwał na poważniejsze konsekwencje swojego czynu.
- Zawsze doceniam kierowcę, który potrafi przeprosić osobiście zaraz po wyścigu i tak było w przypadku George'a. Szanuję to, ale nie znaczy to, że jestem zadowolony. Sędziowie byli dla niego zbyt łagodni, biorąc pod uwagę jakie konsekwencje miało jego zachowanie - powiedział Sainz w Sky Sports.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Siatkarz romantyk. Taką niespodziankę sprawił partnerce
Kierowca Ferrari podkreślił, że nie był w stanie uniknąć kontaktu w środku pierwszego zakrętu. - Nie sądzę, abym mógł zrobić coś innego. Walczyłem z Maxem, który przedłużył sobie prostą i musiał mocno hamować przy wyjściu z zakrętu. Razem z nim wychodziliśmy z zakrętu, podczas gdy George trafił prosto we mnie. Szkoda - stwierdził.
- To jest rodzaj incydentu, którego bardziej spodziewasz się w środku stawki, gdzie wokół ciebie jest mnóstwo innych bolidów. Nie widziałem, by do takiego zdarzenia doszło wśród czołowej czwórki. Dlatego byłem tak bardzo sfrustrowany po wyścigu. Przyjąłem przeprosiny George'a, ale nie mogłem zrobić nic więcej - dodał.
Dla Sainza był to kolejny wyścig w sezonie 2022, kiedy już na pierwszym okrążeniu uczestniczył on w zdarzeniu, które zakończyło jego występ w F1. Wcześniej takie sytuacje miały miejsce m.in. w Australii i Japonii. W przypadku GP USA błąd był bardziej bolesny, bo kierowca Ferrari zdobył wcześniej pole position w kwalifikacjach.
- To był jeden z trudniejszych momentów tego sezonu. Przeżyłem spore rozczarowanie, bo do tej chwili był to idealny weekend. Mój wyścig został zrujnowany przez zdarzenie, na które nie miałem wpływu. Ciężko się z tym pogodzić. Zwłaszcza że w tym roku zdarzyło mi się to już kilka razy. Tak czasem bywa w motorsporcie albo w życiu, że musisz przejść przez trudny okres - podsumował Sainz.
Czytaj także:
"Drakońska kara". Red Bull straci szanse na tytuł?
Kolejny zespół F1 ukarany. Miliarder będzie musiał zapłacić grzywnę