W sobotnim sprincie w Baku doszło do ostrego pojedynku George'a Russella z Maxem Verstappenem. Kierowca Mercedesa już na początku rywalizacji wyprzedził aktualnego mistrza świata Formuły 1, ale jego ruch był na tyle ostry, że pomiędzy bolidami doszło do kontaktu. W późniejszej fazie sprintu Verstappen odzyskał pozycję kosztem Russella, ale nie zapomniał o jego agresywnej jeździe.
Holender i Brytyjczyk starli się w strefie dla mediów. Kierowca Red Bull Racing dość niespodziewanie podszedł do młodszego kolegi i wdał się z nim w dyskusję. Określił go mianem "kretyna" i "księżniczki", używając przy tym szeregu przekleństw. Zapowiedział też, że przy następnej okazji, zaatakuje go równie ostro.
Po niemal tygodniu od incydentu, Russell nie pozostał dłużny Verstappenowi. - To było żałosne. Już jako dziecko uczysz się, że jeśli masz coś dać, to musisz też być gotów coś oddać. Sam w przeszłości wykonywał takie manewry, był bardzo twardy i konsekwentny w takich atakach. Teraz wypluł swojego smoczka, bo prawdopodobnie ktoś pierwszy raz potraktował go tak, jak on traktował innych - powiedział Russell w Sky Sports.
ZOBACZ WIDEO: Verstappen po wyścigu doskoczył do Russella! Ostra wymiana zdań gwiazd F1
25-latek nie zakłada jednak, aby incydent ze sprintu w GP Azerbejdżanu stał się długofalowym problemem i naznaczył jego relacje z Verstappenem. - Z mojej strony tak naprawdę nic nie miałem do powiedzenia. To była dobra walka, ekscytujący wyścig. To jedyna rzecz, która wydarzyła się w poprzedni weekend, bo tak generalnie w Baku było nudno - ocenił Russell.
- Obaj jesteśmy kierowcami, jesteśmy w tym sporcie od dawna i mamy duże doświadczenie. Porozmawiamy o tym i ruszymy dalej. Myślę, że pewnego dnia będziemy się z tego śmiać - podsumował kierowca Mercedesa.
Max Verstappen, po tym jak został trafiony przez George'a Russella na początku sprintu, poniósł straty czasowe i musiał aż do mety prowadzić bolid z uszkodzoną podłogą. W efekcie Holender nie był w stanie uzyskać lepszego rezultatu niż trzecie miejsce. Przed nim finiszowali Sergio Perez i Charles Leclerc.
Czytaj także:
- Rosjanin chciał kupić zespół F1. Intryga się nie udała
- Negocjacje pomiędzy Ferrari a Red Bullem. W tle głośne transfery w F1