Tegoroczny bolid Ferrari jest znacznie słabszą konstrukcją w porównaniu do maszyny Red Bull Racing, ale na dystansie jednego okrążenia włoski zespół ma szansę podjąć walkę z "czerwonymi bykami". Świadom tego jest Charles Leclerc, który w kwalifikacjach zwykle jest gotów podjąć dodatkowe ryzyko. Przed tygodniem w Baku dało ono Monakijczykowi pierwsze w tym sezonie pole position.
W sobotnich kwalifikacjach do GP Miami 25-latek miał mniej szczęścia. Już podczas pierwszego przejazdu w Q3 przyblokował koła, przez co znalazł się na siódmym miejscu. W końcówce sesji ciążyła na nim spora presja, z którą Leclerc sobie nie poradził. Lider Ferrari wypadł z toru, rozbił samochód i doprowadził do przedwczesnego zakończenia kwalifikacji.
Co więcej, w tym samym miejscu Leclerc rozbił bolid w piątkowym treningu. Dlatego lider ekipy z Maranello nie krył złości na samego siebie. - Nie do zaakceptowania jest popełnienie dwukrotnie tego samego błędu w tym samym zakręcie. Jestem bardzo zły na siebie. W takich sytuacjach zawsze można znaleźć wymówki - silny wiatr, ustawienia, jazda na granicy. Jednak sam położyłem siebie w takim miejscu - powiedział monakijski kierowca w Sky Sports.
ZOBACZ WIDEO: Bolid F1 jechał w tłum dziennikarzy! Absurdalna sytuacja w trakcie Grand Prix Azerbejdżanu
- Sam chciałem takich ustawień samochodu i wiedziałem, że będzie ciężko, ale myślałem, że w Q3, co zwykle jest moją mocną stroną, wydobędę maksimum z bolidu - dodał Leclerc.
Kierowca Ferrari zapewnił, że doświadczenia z Miami wzmocnią go w przyszłości. - Wiem, że w Q3 podejmuję większe ryzyko niż inni i dlatego najczęściej osiągam w nich dobre wyniki. Tym razem jestem jednak rozczarowany sobą. W piątek popełniłem przecież identyczny błąd, to nie powinno było się zdarzyć - podsumował Monakijczyk.
Na błędzie kierowcy Ferrari stracił też Max Verstappen. Kierowca Red Bull Racing podczas pierwszego przejazdu również nie ustrzegł się pomyłki i porzucił swoje mierzone okrążenie. W efekcie aktualny mistrz świata Formuły 1 przystępował do końcówki Q3 bez czasu. Wypadek Charlesa Leclerca przerwał "czasówkę", więc Holender nie miał już możliwości osiągnięcia kwalifikacyjnego wyniku. To oznacza dla niego dziewiąte pole startowe.
Czytaj także:
- Dramat dawnej ekipy Kubicy i Orlenu. Nikt nie zakładał takiego kryzysu
- Pracownicy Red Bulla odchodzą z ekipy. "Nie przetrzymujemy zakładników"