Rosja ma swój własny świat. Oto dowód

Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: wyścig F1 o GP Rosji
Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: wyścig F1 o GP Rosji

- F1 wyszła z Rosji i co z tego? - pyta Aleksiej Titow, który przez lata był promotorem GP Rosji. Słowa szefa firmy Rosgonki brzmią kuriozalnie. Rosjanin twierdzi, że jego kraj nie potrzebuje Formuły 1, bo ma własne wyścigi.

Podczas gdy kolejne państwa licytują się o to, aby gościć u siebie Formułę 1, Rosja straciła miejsce w kalendarzu na własne życzenie. Po tym, jak Władimir Putin dokonał brutalnego ataku na Ukrainę, królowa motorsportu nie chciała mieć do czynienia z krajem-agresorem i wypowiedziała wieloletnią umowę ws. organizacji GP Rosji.

Firma Rosgonki, która jako promotor odpowiadała za wyścig F1 w Soczi, powiązana jest kapitałowo z bankiem VTB. Został on objęty zachodnimi sankcjami, gdyż wspiera wojenną machinę Putina. Z tego też powodu Rosjanie do teraz nie odzyskali opłaty za prawa do wyścigu, jaką wniesiono w sezonie 2022, na kilka miesięcy przed wszczęciem wojny w Ukrainie i odwołaniem zawodów.

Rosja stworzy konkurencję dla F1?

Formuła 1 całkowicie odcięła się od Rosji, bo zerwała kontrakt telewizyjny z Match TV, zablokowała też Rosjanom dostęp do swojej strony internetowej. W Moskwie przekonują jednak, że nic się nie stało. - Rosgonki ma się świetnie. Zamiast F1 organizujemy obecnie "Festiwal Prędkości", współpracujemy z rosyjską federacją, gościmy w Soczi zawody driftu. Nie ma u nas F1, ale czy życie się zatrzymało? - zapytał w rosyjskim "Championat" Aleksiej Titow, szef Rosgonki.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Zerwał pajęczynę. Tego gola można oglądać w kółko

GP Rosji pojawiło się w kalendarzu F1 w roku 2014 i było inicjatywą Putina, który chciał w ten sposób zbliżyć się do Zachodu i prezentować swoją narrację opinii międzynarodowej. To z polecenia moskiewskiego dyktatora państwowe firmy (m.in. VTB, Lukoil, Gazprom) zrzucały się na opłatę licencyjną w wysokości ok. 50-55 mln dolarów rocznie.

Gdy jednak F1 potępiła agresję Rosji na Ukrainę, w Moskwie zmienił się punkt widzenia. - Nie mogę powiedzieć, że żałuję tego, że straciliśmy F1. Sposób, w jaki odeszli, rodzi wiele pytań. W zasadzie cały zachodni świat zachowuje się teraz w taki sposób względem Rosji. To wykracza poza granice dobrego zachowania. F1 wyszła z Rosji i co z tego? - zapytał Titow, powielając rosyjską propagandę.

W kuriozalnym wywiadzie szef firmy organizującej GP Rosji poszedł o krok dalej. Stwierdził, że w niedalekiej przyszłości Formuła 1 pożałuje wyjścia z Rosji. - Życie toczy się dalej. Nie zazdroszczę F1, bo wkrótce nasz "Festiwal Prędkości", dosłownie za kilka lat, będzie jasnym punktem na mapie sportów motorowych. Gdy Formuła 1 będzie chciała do nas wrócić, będziemy się zastanawiać, czy w ogóle jej potrzebujemy - dodał Titow.

F1 nie potrzebuje Rosji. To boli Moskwę

Nerwowa reakcja rosyjskich działaczy nie jest zaskoczeniem, jeśli przypomnimy słowa Stefano Domenicalego z sierpnia 2022 roku. - Pieniądze za organizację GP Rosji były szalone. Jednak pewnych kwestii nie można negocjować. Zawsze mówię: "nigdy nie mów nigdy". Jednak w tym przypadku nie mogę tak powiedzieć. Formuła 1 nigdy nie wróci do Rosji, nie będziemy z nimi negocjować - powiedział szef F1 w "Bildzie".

Fakt jest taki, że więcej państw chce gościć u siebie Formułę 1, niż jest wolnych miejsc w kalendarzu. To prowadzi do podbijania stawek licencyjnych. Kwota 50 mln dolarów, jaką przed laty wynegocjowali Rosjanie, obecnie na nikim w Liberty Media nie zrobiłaby wrażenia. Państwa Bliskiego Wschodu, a nawet znajdujący się niedaleko Rosji Azerbejdżan, oferują znacznie więcej.

Ze względu na brak wolnych miejsc zrezygnowano z GP Francji, lada moment ten sam los czeka GP Belgii, a Włochy będą musiały pogodzić się z utratą jednej z rund - w kalendarzu pozostanie tylko Monza albo Imola. W kolejce do królowej motorsportu czekają za to RPA, Korea Południowa, Indie, a w Europie być może Niemcy.

Trzeźwe spojrzenie z Rosji

"W F1 nie ma już miejsca na GP Rosji, i to niezależnie od sytuacji politycznej" - trzeźwo ocenił sytuację portal sports.ru. Nie uległ on narodowej histerii i propagandzie Kremla, dość rzetelnie wyliczając argumenty świadczące o tym, że królowa motorsportu nie ma potrzeby wizytowania Petersburga, gdzie od sezonu 2023 miał przenieść się wyścig F1.

"Rosja nie ma środowiska kibicowskiego, nawet promocja samochodów za pośrednictwem F1 nie była zbyt skuteczna" - ocenili Rosjanie, a trzeba pamiętać, że w roku 2022 wiele zachodnich marek wycofało się z kraju Putina po agresji na Ukrainę. Obecnie obywatele tego państwa mogą kupować przede wszystkim pojazdy produkcji rosyjskiej i chińskiej. To marki, które nie są obecne w F1. Mercedes, Ferrari i inni nie mają zatem żadnego interesu, by promować się w Rosji.

GP Rosji w latach 2014-2021 organizowano w Soczi
GP Rosji w latach 2014-2021 organizowano w Soczi

Jak zauważył sports.ru, Rosja pojawiła się w F1 tylko dlatego, że słono za to zapłaciła, a dla szefów Liberty Media "nie ma zasadniczej różnicy, od kogo otrzymają 40 mln dolarów albo i więcej". "Pieniądze można teraz zdobyć wszędzie, a szefowie F1 szukają przede wszystkim pojemnego i wypłacalnego rynku zbytu, ekspansji geograficznej i potencjału marketingowego" - ocenili sami Rosjanie.

Tego Rosja nie oferuje. Nie zmienią tego propagandowe wypowiedzi działaczy, którzy dotąd byli odpowiedzialni za wyścig F1. Promotorzy GP Rosji mogą jedynie "podziękować" swojemu dyktatorowi.

Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
- Nowa opcja dla Kubicy? Gigant wkracza do gry
- Czerwony alert pogodowy dla Imoli. F1 przegra z powodzią?