W środę Formuła 1 oficjalnie poinformowała o odwołaniu GP Emilia Romagna. Decyzja nie była zaskoczeniem, biorąc pod uwagę to, co dzieje się w centralnej części Włoch w ostatnich dniach. Ulewne deszcze doprowadziły do powodzi, która zabiła już co najmniej 9 osób. Tysiące osób zostało ewakuowanych, w tym z regionów położonych blisko toru Imola. Sam obiekt też częściowo został zalany.
W czwartek pogoda w regionie Emilia Romagna zaczęła się poprawiać, a woda w pobliskich rzekach obniżyła poziom. Na to wskazywały też prognozy, dlatego część ekspertów spodziewała się, że mimo wszystko F1 będzie próbowała rozegrać zawody.
Gdyby GP Emilia Romagna rozgrywano zgodnie z planem, mogłyby się jednak pojawić problemy z dostarczeniem sprzętu na kolejny wyścig F1 - GP Monako. Rywalizacja w księstwie ruszy w następny weekend (26-28 maja).
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za bramka! I to dzięki... kibicowi
W czwartkowy poranek personelowi F1 i zespołów pozwolono z powrotem wejść do padoku toru Imola, po tym jak we wtorek doszło do jego obowiązkowej ewakuacji. Zrobiono to w jednym celu - spakowania sprzętu i przygotowania go w drogę do Monako.
Formuła 1 spodziewa się, że uszkodzenia w infrastrukturze drogowej mogą doprowadzić do tego, że ciężarówki ze sprzętem pojadą dłużej niż zwykle do Monako. Wiąże się to z faktem, że w wielu miejscach drogi są pozalewane, w innych brakuje nawierzchni, a problemem są też zerwane mosty.
Odwołanie GP Emilia Romagna sprawiło, że ciężarówki mogły wyruszyć w trasę wcześniej, zapewniając sobie odpowiedni bufor bezpieczeństwa. Chociaż pierwsze treningi w Monako ruszą dopiero w piątek (26 maja), to jednak budowa padoku i instalowanie niezbędnego sprzętu musi ruszyć w poniedziałek (22 maja). Gdyby zawody Imoli próbowano rozegrać na siłę, dostarczenie całej infrastruktury na czas do Monako mogłoby się okazać niemożliwe.
Czytaj także:
- Rosja ma swój własny świat. Oto dowód
- Pełna zgoda ws. odwołania wyścigu. Zespoły poparły decyzję F1