Sergio Perez dojechał do mety GP Singapuru na ósmej pozycji, ale jego wynik stanął pod znakiem zapytania w związku z incydentem z Alexandrem Albonem. Do zdarzenia doszło w trzynastym zakręcie, a bezpardonowy atak 33-latka doprowadził do tego, że kierowca Williamsa musiał ostro hamować i zblokował koła, aby nie trafić w bandy.
Meksykanin i Taj zostali wezwani do pokoju sędziowskiego przez FIA. Wspólnie uzgodniono, że Albon znajdował się na normalnej linii wyścigowej i nie był świadomy, w którym miejscu znajduje się jego rywal. Manewr kierowcy Red Bull Racing uznano za "optymistyczny" i "spóźniony".
"Albon nie mógł nic zrobić, aby uniknąć kolizji" - napisano w decyzji sędziów, którzy nałożyli na Pereza 5 s kary. Kierowca Red Bulla miał przy tym sporo szczęścia, bo jego przewaga nad dziewiątym Liamem Lawsonem wyniosła ponad 10 s. Tym samym 33-latek zachował wywalczoną na torze pozycję. Do jego licencji dopisano za to jeden punkt karny.
ZOBACZ WIDEO: Kacper Woryna powiedział o stypie w klubie. Teraz tłumaczy
- To był doskonały wyścig. Jechałem na dziewiątym miejscu i miałem atakować Lawsona, który był ósmy, aż Sergio zbombardował mnie w trzynastym zakręcie. Trafił mnie prosto, przez co jechałem w ścianę. Musiałem się ratować, spadłem na trzynaste miejsce i ostatecznie dojechałem jako jedenasty. Powinniśmy mieć punkty, a ich nie mamy - powiedział Albon w Sky Sports.
Sędziowie wzięli też pod uwagę, że w całym incydencie Perezowi nieco przeszkodził jadący znacznie wolniej Lawson. Postawa Nowozelandczyka miała sprawić, że Meksykanin uwierzył w to, że jego atak zakończy się sukcesem.
Czytaj także:
- Adidas wejdzie do F1? Zaskakujące plotki
- Fatalny wypadek Strolla w F1. Zaskakująca decyzja kierowcy i zespołu!