Hubert zginął, on przeżył. Dwa lata po tragedii stał się cud

- To nawet nie jest już kostka - mówi Juan Manuel Correa. Młody kierowca uczestniczył w fatalnym wypadku, w którym zginął Anthoine Hubert. On przeżył, ale ze zmiażdżoną nogą. Chociaż lekarze sugerowali amputację, rodzina nie chciała o niej słyszeć.

Katarzyna Łapczyńska
Katarzyna Łapczyńska
Juan Manuel Correa Instagram / juanmanuel / Na zdjęciu: Juan Manuel Correa
Była końcówka sierpnia 2019 roku, kiedy w Formule 2 na torze Spa-Francorchamps doszło do karambolu. Życie stracił w nim Anthoine Hubert. Bolid prowadzony przez Francuza odbił się od band i powrócił na nitkę wyścigową. Jadący za nim rywale nie mieli tego prawa widzieć ze względu na ślepy zakręt. Juan Manuel Correa wpadł prosto w maszynę Huberta.

Francuz zginął na miejscu, a Amerykanin ekwadorskiego pochodzenia trafił do szpitala w stanie krytycznym. Stracił dużo krwi, jego noga była zmiażdżona. Lekarze starali się uniknąć amputacji. Pierwsza z operacji, polegająca na złączeniu fragmentów kostki, trwała 17 godzin. Od tego momentu młody kierowca miał ok. 30 zabiegów. Pełnej sprawności nie odzyska już nigdy.

Będzie tylko gorzej


- Nadal mam naderwane więzadła. Główny problem to prawa kostka. Właściwie to nawet nie jest już kostka. To po prostu połączenie fragmentów kości ze zniszczonymi ścięgnami. Gdy z tobą rozmawiam, to ból wynosi jakieś 3 w skali do 10. To dla mnie minimalny możliwy poziom. Są jednak dni, gdy sięga poziomu 8-9 na 10 - mówi Correa w "Autoweeku".

ZOBACZ WIDEO: Koniec kariery, spokój czy nowy impuls. Czego potrzebuje Tai Woffinden?

Uraz nogi powoduje, że Correa nie jest w stanie pokonać pieszo więcej niż dwa kilometry dziennie. FIA zrobiła nawet dla niego wyjątek i młody kierowca może dokonywać tradycyjnej inspekcji toru za pomocą hulajnogi albo roweru. - Gdybym przespacerował całą nitkę toru, która liczy parę kilometrów, to odczuwałbym silny ból przez trzy, cztery dni - tłumaczy.

Pierwszy zamysł lekarzy w Belgii był taki, aby amputować nogę Correi powyżej stawu skokowego. Rodzice kierowcy nie chcieli o tym słyszeć, bo oznaczałoby to koniec kariery dla ich syna. Zapowiadała się ona bardzo dobrze. Jeszcze na początku 2019 roku został testerem Alfy Romeo. Miał rozpisany harmonogram testów z myślą o awansie do Formuły 1.

Miesiące rehabilitacji dały efekt. Correa wrócił do ścigania w 2021 roku, co dla wielu było cudem. Zrobił krok wstecz - podpisał kontrakt w Formule 3, zaczął też rywalizować w wyścigach długodystansowych. W obecnej kampanii znów zobaczymy go w Formule 2 - tym razem w zespole DAMS.

- Szczerze mówiąc, lekarze nigdy nie myśleli, że tak bardzo wyzdrowieję. Może to zabrzmieć smutno, ale jeśli chodzi o rokowania, to raczej jest odliczanie do tego, jak długo i wiele wytrzyma moja kostka, jak bardzo będę tolerować ten ból. Będzie tylko gorzej. Gdy w moim wieku pojawia się taki artretyzm, to stan może się tylko pogarszać. Zwłaszcza będąc tak aktywnym - nie ukrywa Correa.

"Nie" dla amputacji nogi... na razie


Pierwszą z opcji dla Correi było zespolenie stawu skokowego. To zabieg polegający na usunięciu części kości. Łagodzi ból, ale bardzo mocno ogranicza ruchomość stawu. - Potrzebuję kostki do współpracy z pedałem gazu, więc to nie wchodzi w grę - wyjaśnia kierowca.

- Druga opcja to amputacja nogi, która też nie jest przeze mnie brana pod uwagę ze względu na chęć ścigania. Trzecia możliwość to wymiana stawu skokowego. Lekarze odcinają oba końce kości i wstawiają sztuczną, metalową kostkę. Coś takiego robi się u starszych ludzi, bo taka metalowa kostka nie wytrzymuje długo. Maksymalnie 15 lat - dodaje Correa.

Metalowej kostki nie można wymienić tak po prostu na nową, bo wiązałoby się to z ponownym obcięciem kości. - Dlatego mam dylemat. Muszę wytrzymać tak długo, jak to tylko możliwe, zanim zdecyduję się na kostkę z metalu. Zrobię to, gdy ból będzie nie do zniesienia. Mam nadzieję, że obecna wytrzyma na tyle długo, że będę w stanie ścigać się z nią przez resztę mojej kariery. Albo chociaż do tego czasu medycyna wymyśli coś nowego - mówi z nadzieją w głosie 24-latek.

Amerykanin ekwadorskiego pochodzenia mówi wprost: korzystam z danego czasu. Nie wie, jak długo jego noga będzie mu pozwała na ściganie i sprawne poruszanie się. Na swój sposób jest pogodzony z losem. - Nie chcę teraz amputować kończyny, bo muszę się ścigać, ale przeszedłem tak wiele, że spokojnie poradzę sobie z momentem, gdy będzie to konieczne - tłumaczy.

Marzenia o F1 przekreślone?


Przed tragicznym wypadkiem Correa mógł marzyć o karierze w F1. Tymczasem minęło pięć lat, które spędził na walce o zdrowie. W zeszłym sezonie w F2 zajął dopiero 19. miejsce. Nie oznacza to jednak, że poddał się w walce o swoje marzenie.

- Gdy wróciłem do ścigania, to momentami popełniłem błąd patrząc na kariery innych. Myślałem, że jestem za stary, aby trafić do F1, że muszę szukać innych opcji. Zawsze byłem realistą. Teraz jestem bardziej przekonany, że to ciągle jest możliwe. Biorąc pod uwagę co przeszedłem, to wiek nie ma znaczenia - mówi Correa.

Jeśli kiedyś pojawi się w F1, zrobi to dla zmarłego Anthoine'a Huberta. To jemu zadedykował swój powrót do ścigania po wielomiesięcznej przerwie. W incydencie na Spa-Francorchamps francuski kierowca nie miał tyle szczęścia.

Katarzyna Łapczyńska, dziennikarka WP SportoweFakty

Czytaj także:
- Ferrari potwierdza kapitalne wieści dla Kubicy
- Dziennikarze dostali materiały z tajnego śledztwa. Wyciek wstrząsnął F1

Czy jesteś pod wrażeniem postawy Juana Manuela Correi?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×