Lewis Hamilton odniósł się do swoich komentarzy, które padły podczas rozmów radiowych z inżynierem Ferrari w trakcie GP Miami. Brytyjski kierowca próbował przekonać swój zespół do zamiany miejsc z Charlesem Leclercem. Po wyścigu zasugerował, że jego słowa z komunikacji radiowej mogą "nie spodobać się ludziom" i były "sarkastyczne".
Hamilton czuł się sfrustrowany, jadąc za zespołowym kolegą na pośrednich oponach. Brytyjczyk uważał, że mógłby dogonić Andreę Kimiego Antonellego, gdyby Ferrari zareagowało szybciej i dokonało taktycznej zamiany między kierowcami.
ZOBACZ WIDEO: Dariusz Wróbel odpowiada Władysławowi Komarnickiemu
Ostatecznie Ferrari zgodziło się na zamianę, co pozwoliło Hamiltonowi odrabiać straty do rywala z Mercedesa. Jednak w żadnym momencie 40-latek nie zbliżył się do Antonellego na tyle blisko, aby podjąć próbę ataku. Dlatego Włosi po raz kolejny dokonali zamiany miejsc - Leclerc odzyskał pozycję na torze kosztem Hamiltona.
Mimo frustracji związanej z jazdą za Monakijczykiem, Hamilton wyraził zadowolenie z wyścigu i optymizm co do przyszłych postępów. - Ogólnie cieszyłem się z wyścigu. Chociaż nie jesteśmy tak szybcy, jak byśmy chcieli, miałem lepszy weekend - powiedział Hamilton w Sky Sports.
- Startując z dwunastej pozycji, trudno było wyprzedzać. Na pośrednich oponach poczułem, że samochód ożywa i byłem bardzo optymistyczny - dodał.
Hamilton przyznał, że widząc Mercedesa przed sobą, miał nadzieję na awans na szóste miejsce, ale stracił dużo czasu za Leclercem. - Byłem gotowy na to w tamtym momencie i uważam, że decyzja nie przyszła wystarczająco szybko - stwierdził.
Hamilton zaakceptował, że Ferrari miało trudne zadanie, starając się traktować obu kierowców równo, ale zauważył, że zespół powinien priorytetowo traktować najszybszy samochód i dokonać zamiany pozycji. Siedmiokrotnego mistrza świata sfrustrowała zwłaszcza wypowiedź inżyniera, który zapowiedział, że "wróci do niego" z ostateczną decyzją.
- Szef Ferrari przyszedł do mojego pokoju po wyścigu. Położyłem mu rękę na ramieniu, mówiąc, żeby się uspokoił. Powiedziałem, żeby nie był taki wrażliwy. Niektóre z moich uwag były sarkastyczne. Trzeba zrozumieć, że jesteśmy pod ogromną presją w samochodach - wyjaśnił Hamilton.
O irytacji Brytyjczyka najlepiej świadczy fakt, że gdy pod koniec GP Miami zbliżał się do niego Carlos Sainz z Williamsa, wypalił nagle przez radio. - Jego też mam przepuścić? - zapytał.
Hamilton podkreślił, że nie był zły, ale oczekiwał szybszych decyzji od zespołu. - To nawet nie była złość, nie przeklinałem w trakcie tych konwersacji. Po prostu podejmijcie decyzję! Tego oczekiwałem. Siedząc na krześle, mając wszystko przed sobą, podejmujecie decyzję szybko - zaapelował Brytyjczyk do Ferrari.