W serwisie planetf1.com ukazała się lista najbardziej niespełnionych kierowców we współczesnej historii Formuły 1. Zestawienie przygotowane przez Henry'ego Valantine'a otwiera Fernando Alonso i trudno kwestionować ten wybór. Hiszpan uważany jest za jednego z najlepszych przedstawicieli swojego pokolenia, ale wskutek błędnych decyzji i trudnego charakteru ciągle ma na swoim koncie "tylko" dwa tytuły mistrza świata.
Obiektywnie należy przyznać, że Alonso zasługiwał na to, aby mieć cztery, może pięć tytułów mistrza świata. Jego pech polegał na tym, że trafił na dominację Vettela i Hamiltona, podczas gdy on sam błądził po gorzej dysponowanych zespołach.
Kubica pominięty przez Brytyjczyków
Kolejne pozycje w zestawieniu przygotowanym przez Brytyjczyków mogą budzić kontrowersje. Na liście pojawili się Kimi Raikkonen, Giancarlo Fisichella, Daniel Ricciardo i Nico Hulkenberg. Polscy kibice w mediach społecznościowych słusznie zauważyli, że na liście powinien znaleźć się przede wszystkim Robert Kubica.
ZOBACZ WIDEO: Mistrz olimpijski fanatykiem żużla. "Za Rybnikiem jeździłem po całej Polsce"
Wystarczającą notyfikacją dla Polaka jest to, że Fernando Alonso i Lewis Hamilton określają go mianem "największego rywala, z jakim przyszło im rywalizować". Krakowianin miał wszystko, aby spróbować walczyć o tytuły mistrzowskie w F1, ale sytuację zmienił fatalny wypadek rajdowy w 2011 roku. Sprawił on, że do teraz w dorobku Kubicy jest tylko jedno zwycięstwo w F1 - w pamiętnym GP Kanady w sezonie 2008.
Niedawna wygrana Kubicy w 24h Le Mans przypomniała o potencjale, jaki tkwił w Polaku i jego niewykorzystanej szansie w F1. Gdyby nie wydarzenia z Ronde di Andora, od sezonu 2012 krakowianin zakładałby czerwony kombinezon Ferrari i kto wie, jak potoczyłoby się jego losy. Zwłaszcza że w tamtej kampanii Alonso do ostatniego wyścigu walczył o tytuł mistrzowski. Zabrakło mu ledwie trzech punktów, by pokonać Sebastiana Vettela.
Brytyjczycy, przygotowując swoją listę najbardziej niespełnionych talentów F1, nawet nie pochylili się nad losami Kubicy. Raikkonen? Podobnie jak Alonso, mógł osiągnąć więcej w pierwszym etapie kariery, ale McLaren dysponował wtedy awaryjnym bolidem i nie był w stanie przerwać dominacji Michaela Schumachera. Ale umieszczenie na liście Fisichelli? Włoch zaliczył 229 startów w F1, wygrał trzy wyścigi i łącznie stał na podium 19 razy. Żaden z cenionych ekspertów nie uznawał go za generacyjny talent.
Podobnie rzecz wygląda z Ricciardo oraz Hulkenbergiem. Australijczyk miał udane wejście do F1 i zapracował na solidną opinię w Red Bull Racing. Tyle że z czasem został brutalnie zweryfikowany. Nie był w stanie wyprowadzić na wyższy poziom zespołu Renault, przepadł w McLarenie, a jego ostatni epizod w Visa Cash App RB wszyscy chcieliby jak najszybciej zapomnieć. Hulkenberg? Potrzebował 239 występów, aby stanąć na podium F1. To najlepszy komentarz do "niespełnionego talentu" Niemca.
Ignorancja Brytyjczyków w padoku F1
Nie od dziś wiadomo, że padok F1 jest zdominowany przez Brytyjczyków. Szacuje się, że ok. 50-60 proc. osób zatrudnionych w królowej motorsportu pochodzi z Wysp. Mowa nie tylko o inżynierach, ale też dziennikarzach. To właśnie brytyjscy eksperci regularnie latają na weekendy Formuły 1 i tworzą narrację, która później idzie w świat. Dlatego na pieńku z dziennikarzami z Wielkiej Brytanii mają tacy kierowcy jak Fernando Alonso czy Max Verstappen, którzy wywodzą się spoza tej bańki.
Sam Robert Kubica brutalnie przekonał się o tym w 2019 roku, gdy przegrywał wewnętrzną rywalizację z George'em Russellem w Williamsie. Młodego Brytyjczyka zachwalano pod niebiosa, a Polaka mieszano z błotem. Równocześnie tamtejsi dziennikarze nie poruszali trudnych tematów dla stajni z Grove - choćby tego, że zespół faworyzował Russella i często to on otrzymywał nowsze części. Kubica jeździł "składakiem", samochodem złożonym ze starszych i zużytych części, ale o tym eksperci z Wysp woleli nie mówić, bo nie pasowało do ich narracji.
Dopiero gdy kilka miesięcy później Kubica jako rezerwowy Alfy Romeo zachwycił w testach i treningach, wywołał refleksję u niektórych dziennikarzy. "Dla zagorzałych fanów Kubica w roku 2019 został obrabowany przez Williamsa podstępnymi działaniami, które nadały priorytet Russellowi. Taka postawa kibiców została wzmocniona reakcjami Polaka na niektóre decyzje, kiedy zespół, który był w kryzysie przez cały sezon, decydował o tym, kto i jakie części otrzyma w związku z ich permanentnym brakiem" - napisał po czasie Matt Beer w "The Race".
"Biorąc pod uwagę trudną sytuację Williamsa, ogromny potencjał Russella, czas spędzony poza F1 i poważne ograniczenia fizyczne, z którymi Kubica musi się mierzyć od roku 2011, jego występy były przyzwoite" - dodał dziennikarz, który jako jeden z nielicznych Brytyjczyków przyznał się do błędu.
Czy do podobnej refleksji dojdzie u Henry'ego Valantine'a i w serwisie planetf1.com? Szczerze wątpię. Robert Kubica kariery jednak nie kończy. Jeszcze w tym sezonie może zostać długodystansowym mistrzem świata. W kolejnych latach będzie próbował wygrać ponownie 24h Le Mans. Najpewniej postara się o to, aby o jego nazwisku było jeszcze głośno. Nawet jeśli Brytyjczycy nie doceniają odpowiednio jego talentu.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty