Ayrton Senna - król deszczu cz. VI

- Ayrton przyszedł do nas w młodym wieku, lecz mimo to był więcej niż tylko kierowcą wyścigowym - mówił Peter Warr, szef teamu Lotus. - On był przede wszystkim wspaniałym człowiekiem.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski

Sezon 1985 rozpoczął się na początku kwietnia od Grand Prix Brazylii na torze Jacarepagua. W kwalifikacjach "Beco" uplasował się na wysokiej czwartej pozycji, tuż za swoim partnerem z zespołu - Elio de Angelisem. Brazylijczyk wyprzedził Włocha już na starcie i przez długi czas jechał na trzeciej pozycji, lecz na czterdziestym dziewiątym okrążeniu awaria wtrysku paliwa w jego Lotusie 97T z silnikiem Renault pozbawiła go szans na podium.

Pechowy początek zmagań chłopak z Sao Paulo odbił sobie jednak z nawiązką już dwa tygodnie później w portugalskim Estoril. Wykorzystując ulewę podczas sesji kwalifikacyjnej, wywalczył pierwsze pole-position w swojej karierze w Formule 1. Przed niedzielnym wyścigiem deszcz nadal padał, a jak wiadomo, kierowca z Kraju Kawy w tak trudnych warunkach atmosferycznych czuł się znakomicie. Brian Hart, konstruujący rok wcześniej silniki do bolidu Ayrtona w stajni Tolemana, chodził nerwowo po padoku i powtarzał: - Senna dziś wygra, Senna dziś wygra. Nad torem szalała burza, a gonitwa została opóźniona o pół godziny, gdyż helikopter medyczny nie był w stanie wzbić się w powietrze. Wśród kierowców panowała napięta atmosfera, tymczasem "Beco" wydawał się totalnie zrelaksowany. - Większość zawodników w takich warunkach dostaje świra, więc doskonale zapamiętałem, że jego to praktycznie w ogóle nie ruszało - relacjonuje Peter Warr. - On chciał rozmawiać tylko o ustawieniach samochodu, pracy silnika i krokach, które trzeba podjąć, żeby poradzić sobie z mokrym torem. Gdy przyszło do wyścigu, na Ayrtona Sennę nie było mocnych. Z nieba wciąż się lało, a Brazylijczyk wykonał perfekcyjny start i znalazł się na czele stawki. Katastrofalna widoczność sprawiała, że kierowcy jechali niemal na oślep i mieli olbrzymie problemy z utrzymaniem toru jazdy. Po dziesięciu okrążeniach Senna miał już dwanaście sekund przewagi nad wiceliderem. Praktycznie po każdym kolejnym "kółku" różnica ta się zwiększała, a gdy gonitwa trwała już dwie godziny, kierownictwo zgodnie z regulaminem zmuszone było przerwać rywalizację. Odjechano sześćdziesiąt siedem okrążeń, a niekwestionowanym zwycięzcą w Estoril został Ayrton Senna, który wyprzedził drugiego Michela Alboreto z Ferrari aż o ponad minutę. Gdy wysiadł z kokpitu, został powitany przez Petera Warra oraz swoją mamę Neide, która przyleciała z Brazylii, żeby obejrzeć syna w akcji. Wchodząc na podium, "Beco" zwyczajnie się rozpłakał. W końcu wygrał swój pierwszy wyścig w F1. W najbardziej prestiżowej serii wyścigowej startował zaledwie drugi sezon, a za sobą miał jeden z najpiękniejszych momentów w życiu kierowcy. Pozostało mu już jedynie wywalczyć tytuł mistrza świata. - To była jedna z tych gonitw, które zostaną zapamiętane na wieki - twierdzi Peter Warr. - Nie dlatego, że wszyscy dotarli do mety w kontakcie, a wręcz przeciwnie. Każdy kto tam był i widział jak on odjeżdża konkurencji, wielu znakomitym kierowcom, nie mógł nie być pod wrażeniem. Brazylijczyk przez cały wyścig nie popełnił żadnego błędu, ale w pewnym momencie stracił kontrolę nad bolidem i "złapał" pobocze. Na szczęście szybka reakcja pozwoliła mu w mgnieniu oka znaleźć się z powrotem na torze i uniknąć wypadku. Wielu na jego miejscu przechwalałoby się potem swoimi umiejętnościami, które pozwoliły wyjść z sytuacji cało, ale Senna nie należał do takich osób. - Nie mogę w to uwierzyć - mówił. - W jednej chwili straciłem panowanie nad samochodem i nie mam pojęcia jak wróciłem na asfalt. Ci, którzy twierdzą, że nie popełniłem żadnego błędu, nie mają racji. W pewnym momencie wszystkie cztery koła mojego bolidu znajdowały się na trawie, a ja zupełnie nad tym nie panowałem. Brazylijczyk już po wszystkim był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i wiedział, że triumf na portugalskiej ziemi zapamięta do końca życia. Czasu na świętowanie sukcesu nie było jednak wiele, bo rywalizacja trwała dalej i wymagała przygotowań do kolejnych wyścigów. Tymczasem "Beco" musiał również zmierzyć się ze swoją rosnącą popularnością. Nagle wszyscy zapragnęli przeprowadzać z nim wywiady oraz zadawać dziesiątki pytań podczas konferencji prasowych. Wtedy również ujawniło się jedno z charakterystycznych zachowań Ayrtona - on nigdy nie patrzył na przedstawicieli mediów podczas udzielania wypowiedzi. Często odbierano to jako arogancję, ale w gruncie rzeczy Senna chronił tylko swoją wrażliwość, której ujawnienie w brutalnym świecie wyścigów mogło być dla niego zgubne. Brazylijczykowi wyraźnie brakowało szczęścia. W siedmiu kolejnych wyścigach problemy z bolidem i młodzieńcza fantazja pozbawiały go nadziei na zajęcie dobrej lokaty, choć w kwalifikacjach za każdym razem plasował się w ścisłej czołówce. W Monte Carlo, San Marino oraz Detroit wywalczył nawet pole-position. Był niemiłosiernie skoncentrowany na osiąganiu jak najlepszych wyników, czasami aż za bardzo. Podczas kwalifikacji do Grand Prix Monako blokował Michela Alboreto i Nikiego Laudę, uniemożliwiając im uzyskanie satysfakcjonujących czasów. Austriak odrzucił późniejsze przeprosiny Ayrtona, a Włoch w rewanżu zablokował Sennę na zakręcie Rascassa, przez co "Beco" uderzył w ogrodzenie.
Lepsze czasy nadeszły dopiero 18 sierpnia 1985 roku podczas Grand Prix Austrii na Osterreichring, gdzie po słabym występie w kwalifikacjach z powodu awarii turbiny, Senna przedarł się na drugie miejsce i po raz drugi w sezonie stanął na podium. Dobrą passę kontynuował w Zandvoort i Monzy, dwukrotnie plasując się na trzecim miejscu. Tymczasem 15 września w Grand Prix Belgii na Spa-Francorchamps wreszcie po raz drugi w karierze okazał się najlepszy. Padający deszcz znów okazał się jego sprzymierzeńcem i pozwolił na wyprzedzenie startującego z pole-position Alaina Prosta z McLarena. W odniesieniu zwycięstwa Brazylijczykowi pomogły jednak nie tylko warunki atmosferyczne. - Przez czterdzieści pięć minut opisywał mi swoje wrażenia z okrążenia treningowego - opowiada Bernard Dudot, ówczesny inżynier Lotusa. - Skupiał się przede wszystkim na informacjach technicznych, takich jak obroty silnika czy ciśnienie oleju. Omawiał wszystko bardzo dokładnie - każde miejsce, każde wejście w zakręt i każde wyjście z zakrętu. Później porównaliśmy jego słowa z danymi telemetrycznymi i wszystko się zgadzało. To było niesamowite.
fot. Norio Koike©ASE fot. Norio Koike©ASE
Przychodząc do teamu Lotusa jeździec z Kraju Kawy miał pełnić rolę drugiego kierowcy. W pewnym momencie kampanii 1985 stało się jednak jasne, że w przyszłym roku sytuacja ta ulegnie zmianie. Elio de Angelis nie mógł się pogodzić z ewentualną degradacją i postanowił, że po zakończeniu zmagań rozstanie się ze "stajnią". Senna natomiast nie oglądał się na innych i robił swoje. Awaryjny bolid pozwolił mu jeszcze na wywalczenie trzeciego miejsca na Brands Hatch. Dwóch ostatnich wyścigów sezonu, Grand Prix RPA oraz Grand Prix Australii, pomimo udanych kwalifikacji nie ukończył z powodu defektów silnika.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×