Ten jegomość to obrońca mistrzowskiego tytułu - Niki Lauda. Austriak nie miał sobie równych i przed dziesiątą odsłoną sezonu na torze Nuerburgring zanotował pięć triumfów, dwie drugie lokaty oraz jedną trzecią. James po raz pierwszy pokonał swojego rywala i przyjaciela podczas Grand Prix Hiszpanii w Madrycie, która stanowiła pierwszy europejski odcinek zmagań o tytuł mistrza świata Formuły 1. Wokół tego triumfu powstało jednak mnóstwo kontrowersji, gdyż rutynowa kontrola przeprowadzona po wyścigu wykazała, że bolid Brytyjczyka był o niespełna dwa centymetry za szeroki. W związku ze złamaniem regulaminu Huntowi odebrano zwycięstwo, ale na szczęście szefowie McLarena mieli asa w rękawie i po dwóch miesiącach dyskwalifikację anulowano. Wszystko dzięki Teddy'emu Mayerowi, prawnikowi z wykształcenia, który w odwołaniu napisał, że na pomiar wpłynęły zmiany kształtu opon, jakim ogumienie ulega podczas każdej gonitwy.
- Bardzo lubię Suzy i dlatego smutno mi z jej powodu - mówiła Sue Hunt na temat swojej synowej. - Stabilność rodziny jest najważniejsza, a coś takiego jak małżeństwo chyba nawet w obecnych czasach ma jakieś znaczenie. Zdaję sobie jednak sprawę, że ten związek się rozpadł i mogę to zrozumieć szczególnie ze względu na Jamesa. On jest całkowicie oddany wyścigom i zawsze był dziwnym facetem. Jeszcze przed zmaganiami w Madrycie, a po niezaliczanej do klasyfikacji czempionatu gonitwie ku pamięci Grahama Hilla mającej miejsce na Silverstone, James i Suzy spotkali się, żeby ostatecznie rozmówić się w małżeńskich sprawach. Mężczyzna całą odpowiedzialność za rozpad związku wziął na siebie. Wiedział, że jego żona zaangażowała się w romans z Richardem Burtonem dlatego, że czuła się zaniedbywana. Hunt poznał aktora osobiście i stwierdził, że wbrew obiegowej opinii na pewno dobrze zaopiekuje się on młodą kobietą. Rozwód przebiegł więc w pokojowej atmosferze, a Suzy i Richard pobrali się 21 sierpnia w Arlington w stanie Wirginia. Początkowo żyli jak w bajce, ale z czasem w Burtonie obudził się potwór napędzany przez alkoholizm i depresję, wobec czego kolejne rozstanie stało się faktem.
Oficjalnie wolny "Hunt the Shunt" nie próżnował. Do miana legendy urósł jego wybryk w Marbelli, kiedy podczas imprezy w jednym z klubów wyszedł na zewnątrz i wskoczył w ubraniu do basenu, po czym cały mokry chciał wrócić do środka, lecz został zatrzymany przez ochronę. Krążyły też plotki o jego romansie z Anitą Todd, będącą wówczas w separacji z narciarzem Ianem Toddem. Kobieta pomogła Jamesowi znaleźć nowy dom - luksusową willę na obrzeżach Marbelli. Lokum należało wcześniej do aktorki Jackie Lane i miało pięć sypialń, trzy łazienki oraz basen. Kierowcy McLarena tak się spodobało zaangażowanie Anity, że zaproponował jej pracę gospodyni oraz osobistej sekretarki. Według kolorowej prasy słowo "osobista" było tutaj kluczowe. - Wiemy, co ludzie mówią, ale to nie jest żaden romans - tłumaczył Hunt. - Ona jest tylko moją gospodynią, a w moim interesie nie leżą aż tak bliskie relacje z pracownikami. Nie wynikłoby z tego nic dobrego i stałoby się to tylko wielkim wrzodem na moim tyłku. Jeśli chcesz sypiać z gospodynią, równie dobrze mógłbyś wziąć z nią ślub, a ja już przez to przechodziłem. Obecnie nie mam stałej dziewczyny, chociaż wśród moich bliskich przyjaciół jest kilka przedstawicielek płci pięknej.
W willi Jamesa dość często gościły różne piękne kobiety, takie jak na przykład aktorka Joanna Petit. Żadna z nich nie zostawała jednak w Marbelli zbyt długo. - Miło jest patrzeć na ładne dziewczyny, ale nie można tego robić non-stop - mówi Hunt. - Od czasu do czasu trzeba też z nimi porozmawiać, a dla mnie komunikacja jest bardzo ważnym aspektem. Lubię kobiety z otwartymi umysłami, miłym usposobieniem oraz poczuciem humoru. Mnie jednak wiele czasu zajmuje poznanie kogoś i zbudowanie relacji opartej na zaufaniu.
Wyścigi zawsze były dla Jamesa najważniejsze. Reprezentant Zjednoczonego Królestwa znakomitą formę fizyczną utrzymywał dzięki bieganiu oraz grze w tenisa, squasha oraz golfa. Gdy ubrany jedynie w spodenki i wysłużone tenisówki pokonywał truchtem malownicze tereny Costa del Sol, nie rozmyślał o skąpo odzianych panienkach przy basenie, a miał w głowie tylko swój bolid i najbliższą gonitwę F1. Kiedy jednak Brytyjczyk znajdował się poza wyścigowym transem, lubił się dobrze zabawić i nigdy nie poprzestawał na kilku drinkach. - Często oskarżał ludzi coś, co dotyczyło również jego samego - śmieje się John Hogan. - Przygadywał innym, że mają słabą głowę, podczas gdy jego tolerancja na alkohol też była na niskim poziomie. Mieszał ze sobą różne trunki, co stanowi najprostszą drogę do szybkiego wyłączenia prądu. Przychodził na imprezę, brał z tacy kilka drinków, a po wypiciu ich siadał do kolacji i delektował się winem - najpierw białym, potem czerwonym, a na końcu porto. Taki miks zwaliłby z nóg każdego. Wielokrotnie dyskutowaliśmy na temat picia oraz narkotyków, a w szczególności marihuany, którą zaczął palić około 1975 roku. James próbował mnie przekonać, że ten specyfik wcale nie jest gorszy od alkoholu, i że powinien być zalegalizowany. Moje stanowisko było jednak takie, że prawo jest prawem i jeśli zostanie złapany, to kontrakt pójdzie do kosza. Taka postawa oznaczała, że nie mogłem sobie pozwolić na zapalenie jointa. Nie, że nie miałem ochoty, ale w przeciwnym razie przestałbym być wiarygodny w jego oczach.
James Hunt nigdy nie był ucieleśnieniem cnót wszelakich, ale w szczycie formy miał pełną kontrolę nad swoim życiem pozasportowym. Z tego też względu już od środy poprzedzającej niedzielną gonitwę nie dotykał alkoholu. Nie potępiał spożywania do obiadu kieliszka wina, ale doskonale znał siebie i wiedział, że choćby drobne złamanie dyscypliny nie przyniosłoby mu niczego dobrego. - Wiem, że mnóstwo kierowców pije sobie drinka do obiadu - tłumaczył. - Nie ma w tym nic złego i na pewno nie jest to szkodliwe. Ja mam jednak taką zasadę, że od środy nie spożywam alkoholu. Poza tym, kto zadowoliłby się jednym kieliszkiem wina? Kiedy chcę się napić, to zamawiam dziesięć kieliszków.
[nextpage]
Ósma odsłona kampanii 1976, Grand Prix Francji, nie rozpoczęła się po myśli brytyjskiego kierowcy, który po raz czwarty w sezonie startował z pole-position i znów został wyprzedzony przez Nikiego Laudę już w pierwszym zakręcie. Tym razem to jednak Austriak miał pecha i niedługo później wycofał się z rywalizacji ze względu na awarię silnika. W ten sposób James wrócił na pozycję lidera, którą utrzymał już do końca zmagań na torze Paula Ricarda w okolicach Marsylii. - Zwycięstwo właściwie zostało podane mi ma tacy - mówił tuż po wyścigu. Tymczasem wygrana ta była wręcz na wagę złota po tym jak wkrótce dowiedział się o anulowaniu dyskwalifikacji w Madrycie. W ten sposób zawodnik McLarena z 26 "oczkami" na koncie wspólnie z Patrickiem Depaillerem okupował drugą lokatę w klasyfikacji przejściowej czempionatu. Prowadził Lauda z dwukrotnie większym dorobkiem, lecz do końca zmagań pozostawało jeszcze osiem gonitw, w których wiele się mogło wydarzyć.
Decyzja FIA o anulowaniu dyskwalifikacji Hunta była policzkiem dla teamu Ferrari, którego właściciel węszył w tym spisek anglojęzycznych włodarzy F1. Najlepszą zemstą było więc dla niego zwycięstwo jego "stajni" w najbliższej odsłonie czempionatu, zaplanowanej na brytyjskim torze Brands Hatch, gdzie James Hunt miał szansę zostać pierwszym triumfatorem Grand Prix Wielkiej Brytanii od czasu Petera Collinsa, który był najlepszy w 1958 roku. Kierowca McLarena przed spektaklem w swojej ojczyźnie był bardzo zapracowanym człowiekiem, biorąc udział w rozmaitych akcjach charytatywnych czy występując w programach telewizyjnych. Wolny czas przeznaczał natomiast na rozrywki, takie jak na przykład koncert zespołu The Rolling Stones w londyńskiej Royal Albert Hall. Wspólnie z didżejem Noelem Edmondsem wziął też udział w krótkim cyklu wyścigów pod nazwą Tour of Britain, ale o tym najchętniej by zapomniał z powodu słabych wyników i wycofania się z rywalizacji przed jej końcem.
Zmagania najlepszych kierowców świata na Brands Hatch przybyło podziwiać prawie osiemdziesiąt tysięcy kibiców. Większość z nich pragnęła, żeby zawodnikiem mijającym jako pierwszy flagę z szachownicą był James Hunt, który startował z drugiego pola, przegrywając wcześniej pole-position z Nikim Laudą o sześć setnych sekundy. Kiedy jednak zapaliło się zielone światło sygnalizujące rozpoczęcie wyścigu, liczyło się tylko tu i teraz. Najlepiej wystartowały bolidy Ferrari i to one walczyły ze sobą o pozycję lidera gonitwy, co skończyło się jedną wielką kraksą już w pierwszym zakręcie. Claya Regazzioniego po kontakcie z Nikim Laudą obróciło, w wyniku czego ucierpieli też "Hunt the Shunt" oraz Jacques Laffite. Choć pozostali zawodnicy szczęśliwie uniknęli bliższego spotkania z samochodami kolegów, to pokazano czerwoną flagę, co oznaczało, że start do wyścigu zostanie powtórzony. Ostatecznie zdecydowano, że do powtórki uprawniona będzie cała stawka. James początkowo się ucieszył z takiego obrotu spraw, jednak szybko zauważył, iż uszkodzeniu uległ układ kierowniczy w jego McLarenie M23. Awaria była na tyle poważna, że mechanicy natychmiast zaczęli przygotowywać dla Hunta rezerwowe auto. Tymczasem "na górze" zapadła decyzja, że gonitwa zostanie wznowiona, a nie powtórzona, co jest równoznaczne z brakiem zgody na używanie rezerwowych bolidów. To rozwścieczyło kibiców, którzy swoje niezadowolenie wyrażali głośnym buczeniem oraz rzucaniem w kierunku wieży kontrolnej opakowań po napojach wszelakich.
Atmosfera na trybunach stwarzała ryzyko wybuchu zamieszek, bo oto kilkudziesięciotysięczny tłum stracił nagle możliwość podziwiania swojego idola, mającego realne szanse zostać pierwszym od wielu lat reprezentantem Zjednoczonego Królestwa, który wygrał zawody Grand Prix Formuły 1 na ojczystej ziemi. W związku z tym za kulisami trwały burzliwe dyskusje. W pewnym momencie sytuacja zrobiła się na tyle trudna, że jedynym sensownym wyjściem wydawało się dopuszczenie Jamesa Hunta do rywalizacji. Sprytni oficjele zdecydowali więc, że na powtórzonym starcie będą mogli stanąć wszyscy, a wszelkie wątpliwości i zażalenia zostaną rozpatrzone po zakończeniu wyścigu.
Regazzioni i Laffite nie dojechali do mety z powodu problemów technicznych, więc ich ewentualnie nieuprawniony udział w zawodach był już sprawą drugorzędną. "Hunt the Shunt" wszystkich wysoko postawionych w F1 osobników przyprawił jednak o potężny ból głowy. Od początku prowadził zgodnie z planem Niki Lauda, ale problemy ze skrzynią biegów sprawiły, że na czterdziestym piątym okrążeniu został wyprzedzony przez swojego brytyjskiego kolegę. - Zamknąłem na chwilę oczy, a kiedy je otworzyłem, to byłem już pierwszy i szalałem ze szczęścia - James wspomina gonitwę na Brands Hatch. Austriak zdołał wprawdzie opanować sytuację i zameldował się na mecie jako drugi, ale to James był tamtego dnia numerem jeden. Kierowca McLarena finiszował w wielkim zgiełku, wśród powiewających flag Wielkiej Brytanii. Ciężko mu było opisać, co wtedy czuł.
- To wyścig, który dostarczył mi najwięcej emocji w całej karierze - Hunt opowiada o zmaganiach na Brands Hatch. - Nigdzie indziej nie czuje się aż tak obecności fanów. Nie trzeba nawet na nich spoglądać, żeby wyczuć ich emocje. Z punktu widzenia publiczności to była idealna gonitwa. Być Brytyjczykiem i czuć to całe wsparcie oraz emocje, to niesamowita sprawa. Nie było opcji, żebym przegapił tamten wyścig. Kibice po prostu zniszczyli system. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego i świetnie było mieć ich wsparcie, kiedy siedziałem w samochodzie. Oni mieli już dość tego kabaretu i chcieli po prostu obejrzeć wyścig. Organizatorzy wiedzieli, że muszą mnie dopuścić do startu, nawet jeśli później miałbym zostać zdyskwalifikowany. Ostatnie zdanie wypowiedziane przez Jamesa jest kluczowe. Radość z triumfu nie trwała długo, gdyż protesty złożyły teamy Ferrari, Tyrrell i Copersucar. Po długiej debacie w wieży kontrolnej dwa ostatnie zespoły spasowały, ale włoska "stajnia" postanowiła walczyć dalej i kontynuowała dochodzenie swoich racji przed trybunałem FIA w Paryżu. Dwa miesiące później dyskwalifikacja Hunta stała się faktem, ale o wiele wcześniej na niemieckim torze Nuerburgring miał miejsce wyścig, który doszczętnie zburzył dotychczasowy porządek w klasyfikacji przejściowej mistrzostw świata.
Koniec części dziewiątej. Kolejna już w najbliższy wtorek.
Bibliografia: Daily Mail, The Independent, Gerald Donaldson - James Hunt The Biography, bbc.com, espn.co.uk.
Poprzednie części:
James Hunt - playboy za kierownicą cz. I
James Hunt - playboy za kierownicą cz. II
James Hunt - playboy za kierownicą cz. III
James Hunt - playboy za kierownicą cz. IV
James Hunt - playboy za kierownicą cz. V
James Hunt - playboy za kierownicą cz. VI
James Hunt - playboy za kierownicą cz. VII
James Hunt - playboy za kierownicą cz. VIII