Swego czasu Hunt wynajmował nawet lokum wspólnie z innym utalentowanym kierowcą - pochodzącym z Austrii Nikim Laudą. Choć mężczyźni mieli zupełnie różne charaktery, zawiązała się między nimi nić porozumienia i szybko zostali przyjaciółmi. - On brał życie takim jakie jest -wspomina Lauda. - Wokół niego zawsze było trochę nerwowo i zawsze miał u swego boku jakieś ładne dziewczyny. Był dobry w te klocki. Po rozstaniu z "Ping" James zaangażował się w dwa stałe związki: najpierw spotykał się przez kilka miesięcy z Francuzką Michelle, a później stworzył naprawdę trwałą relację z Chantal - Belgijką polsko-żydowskiego pochodzenia, która pracowała jako kelnerka w jego ulubionej restauracji.
Z tą drugą kobietą Hunt zamieszkał w swoim nowym mieszkaniu na Earl’s Court Square, ale siedzenie w ciepłych kapciach przed telewizorem nie należało do ulubionych zajęć wschodzącej gwiazdy sportów motorowych. Zamiast tego syn Wallisa i Sue wolał nocami włóczyć się po okolicznych knajpach, pijąc alkohol i podrywając kelnerki, które z reguły nie miały nic przeciwko temu. Tamten okres swojego życia zwykł nazywać "fazą hipisa". Niektóre źródła podają, że James nie stronił też od narkotyków, ale pewne jest to, że żadnych substancji jeszcze nie nadużywał i pilnował, żeby do wyścigów przystępować wypoczętym i trzeźwym.
Życie raczej nie rozpieszczało młodego Hunta, a jego receptą na wszelkie problemy było traktowanie wszystkiego z przymrużeniem oka. - Wydaje mi się, że on uważał życie za jeden wielki żart - wspomina Brendan McInerney, jego kolega z toru. - Ciągle śmiał się z tego, co ktoś zrobił, albo co przytrafiło się jemu samemu. We wszystkim potrafił znaleźć odrobinę humoru. Prawdopodobnie dzięki temu specyficznemu podejściu do otaczającej rzeczywistości tak chętnie lgnęły też do niego przedstawicielki płci pięknej. - Każdego wieczora zasiadał w przedniej części baru z jakąś dziewczyną u boku -opowiada Nick Brittan. - Wszędzie go było pełno i wszystko robił z wielką pompą. Istnieje cienka linia pomiędzy niesłychaną pewnością siebie a arogancją. On balansował na krawędzi, ale wydaje mi się, że ludzie, którzy chcą coś osiągnąć, potrzebują tego.
Znajomi Hunta opowiadają, że choć wtedy jeszcze nie odniósł żadnego spektakularnego sukcesu, to roztaczała się nad nim aura gwiazdy rocka. Gdy wracał w rodzinne strony i odwiedzał okoliczne puby, ludzie zbierali się wokół niego, słuchając opowieści o luźnym podejściu do życia i niebezpiecznych wyścigach bolidów. - James już wtedy był traktowany jak wielka gwiazda - przywołuje dawne czasy Ian Phillips. - Wszyscy wokół go uwielbiali, podczas gdy jego najbardziej pamiętną akcją było uderzenie rywala w czasie gonitwy transmitowanej w telewizji.
Wielu ludzi uważało Hunta za kogoś wyjątkowego, lecz utalentowany kierowca Formuły 3 nie lubił się wywyższać i nie znosił wszelkich przejawów snobizmu. Czuł się też bardzo niekomfortowo w sytuacjach, w których ludzie wiwatowali na jego cześć, czyli na przykład podczas dekoracji najlepszych zawodników danego wyścigu. Młody mężczyzna również nie za bardzo martwił się o swój ubiór. Brendan McInerney doskonale pamięta wyjście na kolację do luksusowego Berkeley Hotel, kiedy to obsługa musiała zatroszczyć się o marynarkę i krawat dla Jamesa.
W naznaczonym wieloma kraksami sezonie 1971 kariera Brytyjczyka nabierała tempa. Jeszcze latem długowłosy blondyn zadebiutował w wyższej serii, Formule 2. W jednym jedynym wyścigu miał okazję zmierzyć się z Grahamem Hillem, Ronniem Petersonem oraz Emersonem Fittipaldim. Prowadząc bolid March 712M, rywalizację ukończył na dwunastej pozycji. Głównie jednak skupiał się na jak najlepszym zaprezentowaniu się w F3. Czynił postępy, ale na koniec zmagań nastąpiło rozczarowanie, gdy prestiżowy magazyn "Autosport" w trójce najlepszych zawodników umieścił Davida Walkera, Jody'ego Schecktera i Rogera Williamsona. James na tej liście był dopiero piąty, gdyż wypadki oraz problemy sprzętowe nie pozwoliły mu na więcej.
Choć wielu ekspertów widziało w reprezentancie Zjednoczonego Królestwa jednego z najinteligentniej jeżdżących kierowców ostatnich lat, pech sprawił, że do młodzieńca na dobre przylgnął pseudonim "Hunt the Shunt", którego znaczenie zostało już wcześniej wyjaśnione. - Nie przeszkadzało mi to - mówił na temat swojej ksywki. - Żeby się nie denerwować, powtarzałem sobie, że to taka naturalna rymowanka, która niekoniecznie jest obraźliwa. Prawda jest taka, że James wielu wypadków mógł uniknąć, ale też znakomita większość z nich była powodowana przez jego rywali. Kiedy natomiast on sam był winowajcą, zazwyczaj po prostu próbował wycisnąć ze swojego samochodu siódme poty, żeby zniwelować przewagę sprzętową, jaką mieli nad nim niektórzy zawodnicy.
Hunt uważany był za kierowcę o wielkim potencjale, któremu jednak brakowało trochę funduszy, żeby wspiąć się na sam szczyt F3. Gdy dotarła do niego informacja, że po śmierci swojej babci odziedziczy dość pokaźną ilość gotówki, pojawiła się nadzieja, iż część tych pieniędzy da się w pewien sposób uzyskać od razu. Kierowca Rose Bearings - March Racing udał się więc razem z szefem teamu, Chrisem Marshallem, na negocjacje z Wallisem i Sue. Poczucie przyzwoitości nie pozwalało mu się zwrócić bezpośrednio do babci, ale liczył, że w tej sytuacji uda mu się dogadać z rodzicami. - W wyznaczonym dniu stawiliśmy się w dużym i pięknym domu w Belmont - wspomina mężczyzna. - Usiedliśmy w salonie, gdzie jego mama, skądinąd bardzo wytworna kobieta kobieta, zaserwowała nam herbatę. Jego rodzice okazali się bardzo mili, a my staraliśmy się im wytłumaczyć, że brakuje nam pieniędzy na rozwój kariery Jamesa. Próbowaliśmy im uzmysłowić, że chłopak jest teraz na etapie, który może mieć kluczowy wpływ na jego przyszłość. Państwo Huntowie pomyśleli przez chwilę, po czym głos zabrał ojciec: "Moja filozofia jest prosta. Za najważniejszą rzecz w życiu uważam wykształcenie i całej szóstce naszych dzieci zapewniliśmy takie, na jakie było nas stać. James wciąż ma swój pokój w naszym domu. W kuchni mamy jedzenie i zawsze znajdzie się dla niego posiłek. On zawsze będzie też mile widziany tutaj, ale nie damy ani grosza na wyścigi. Dolać wam herbaty?".
[nextpage]
Sezon 1972 Hunt rozpoczynał z poczuciem, że musi wreszcie zrobić krok naprzód. Jego wielki przyjaciel oraz rywal, Niki Lauda, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i za pożyczone w banku trzydzieści pięć tysięcy funtów wykupił sobie miejsce w teamie Marcha, pozwalające mu na rywalizację w dwóch najbardziej prestiżowych seriach - Formule 2 oraz będącej niespełnionym snem wielu kierowców Formule 1. Tymczasem James po wielu nieskutecznych rozmowach z potencjalnymi sponsorami po raz kolejny parafował umowę w Formule 3. Tym razem związał się z zespołem STP March, dzięki czemu znów startował u boku Brendana McInerneya. Jego nowy bolid wyglądał imponująco, jednak wady techniczne sprawiły, że James znów stracił na torze mnóstwo nerwów.
Po kilku niekoniecznie udanych wyścigach team STP March pod koniec kwietnia nie wziął udziału w gonitwie na holenderskim torze Zandvoort, tłumacząc się chęcią poprawienia konstrukcji pojazdu. Tymczasem do Hunta docierało w związku z tym mnóstwo pogłosek, a jedna z nich mówiła, iż w jego teamie brakuje funduszy i włodarze zastanawiają się nad zatrudnieniem Jochena Massa - protegowanego Forda. Niemiec miał oczywiście zająć miejsce Jamesa, gdyż McInerney sam opłacał swój udział w rywalizacji. Gdy w połowie maja tuż przed Grand Prix Monako na torze Monte Carlo bolid Hunta nadal nie był gotowy do jazdy, Brytyjczyk wpadł w szał. Po krótkim namyśle pobiegł po radę do Chrisa Marshalla - swojego byłego szefa. Ten zaoferował mu auto, w którym startował jeden z jego kierowców, odbywający wówczas karę zawieszenia. Gdy o sprawie dowiedział się dyrektor aktualnego teamu Jamesa, Max Mosley, zakomunikował swojemu podopiecznemu, że albo zasiądzie za kierownicą samochodu STP March, albo opuści zespół. Hunt jednak nie dał się zastraszyć i kiedy bolid z jego "stajni" nie był gotowy do wyścigu, skorzystał z propozycji Marshalla. Czy było warto? Cóż, Brytyjczyk już na pierwszym okrążeniu skasował auto w wypadku, a kilka dni później jego miejsce w zespole prowadzonym przez Maksa Mosleya zajął Jochen Mass.
James uważał, że problemy z bolidem podczas Grand Prix Monako były sabotażem ze strony szefa jego teamu, podczas gdy boss przyznał, iż zespół zawalił sprawę z przygotowaniem pojazdu, ale nie mógł też tolerować niesubordynacji swojego kierowcy. Tymczasem "Hunt the Shunt" nie chciał wypaść z obiegu, więc szybko związał się z ekipą Hesketh Racing, której założycielem był Alexander Hesketh. Gdy w belgijskim Chimay młody zawodnik wystąpił gościnnie w barwach zespołu prowadzonego przez Chrisa Marshalla, jego talent zauważył Anthony Horsley, będący wówczas jedynym kierowcą teamu. - Potrzebowaliśmy siebie nawzajem i to było takie małżeństwo z rozsądku -wspomina mężczyzna. - Żaden inny kierowca w tamtym czasie nie pukał do naszych drzwi, a w środowisku Formuły 3 byliśmy obiektem drwin.
W połowie lipca na Brands Hatch miał miejsce wyścig, w którym "Hunt the Shunt" po raz kolejny otarł się o śmierć. Prowadzony przez reprezentanta Zjednoczonego Królestwa Dastle Mk9s wylądował do góry nogami na ogrodzeniu po tym jak jadące przed nim auto straciło przyczepność, w wyniku czego doszło do kolizji. Obserwujący gonitwę Chris Marshall tak się przejął, że natychmiast pobiegł na miejsce zdarzenia. Bał się najgorszego, ale to co zastał, zupełnie go zaskoczyło. - James siedział w fotelu kierowcy i klnąc jak szewc próbował uruchomić pojazd - wspomina. - Bezskutecznie. Był tak napompowany adrenaliną, że nie wiedział nawet, jaki jest dzień. Dłuższą chwilę zajęło mu zorientowanie się, dlaczego jego samochód nie chciał odpalić. W końcu jednak spojrzał przez ramię i zobaczył, że silnik znajduje się... po drugiej stronie toru.
Hunt nie odniósł w kraksie na Brands Hatch żadnych poważnych obrażeń, ale tamten weekend był dla niego naprawdę pechowy. W towarzystwie Chantal i Brendana McInerneya postanowił obejrzeć jeszcze początek Grand Prix Wielkiej Brytanii, po czym w celu uniknięcia korków cała trójka ruszyła pożyczonym Mini Cooperem do Surrey, by oglądanie gonitwy dokończyć na ekranie telewizora w domu państwa Huntów. Towarzystwo nie dotarło jednak na miejsce, gdyż malutki samochód zderzył się czołowo na zakręcie z jadącym pod prąd Volvo. Najbardziej ucierpiała dziewczyna, która doznała złamania czterech żeber. Dość mocno poobijany i pokaleczony Hunt zanim został zabrany do szpitala, sam udzielił sobie pierwszej pomocy... wypijając piwo w pobliskim barze. Hospitalizacja kierowcy miała trwać tydzień, ale skończyła się bardzo szybko, gdyż koledzy z toru dbali o to, żeby Jamesowi nie brakowało złocistego trunku oraz towarzystwa pięknych kobiet, co w takim miejscu jak szpital nie mogło być tolerowane.
Po tragedii na Brands Hatch stało się jasne, że kariera Brytyjczyka w Formule 3 jest skończona. Utalentowany blondyn ponownie pobiegł więc po radę do Chrisa Marshalla. Stanęło na tym, że trzeba spróbować swoich sił w wyższej serii. By wystartować w F2, potrzebnych było jednak kilka rzeczy: samochód, silnik, cztery opony oraz wystarczająca ilość gotówki, żeby za to wszystko zapłacić. Mężczyźni w końcu zdecydowali się wysłać list do Maksa Mosleya, w którym zagrozili mu założeniem sprawy sądowej o niesłuszne zwolnienie Jamesa z zespołu STP March. Jednocześnie zaznaczyli też, że są gotowi z tego zrezygnować, jeśli zostanie im udostępniona konstrukcja stosowana w wyścigach Formuły 2. Mosley początkowo wyśmiał propozycję Hunta, ale ostatecznie zgodził się oddać w użytkowanie starego Marcha 712, w którym zainstalowano silnik o pojemności 1850cc, nabyty przez Aleksandra Hesketha w zamian za wynagrodzenie, które James miał otrzymać jako kierowca jego "stajni" w F3.
Chris Marshall namówił kilku przyjaciół do małego wsparcia finansowego i w ten sposób udało się zbudować bolid z wymalowanym na boku napisem "Hesketh Racing". Pojazd prowadzony przez Jamesa Hunta zgłoszono do sierpniowego, multiklasowego wyścigu Rothmans 50 000, na starcie którego stanął m.in. ówczesny gwiazdor Formuły 1 - Emerson Fittipaldi. Po stu osiemnastu okrążeniach toru Brands Hatch Brytyjczyk mógł być z siebie dumny, bo zajął znakomite piąte miejsce, ulegając jedynie trzem zawodnikom prowadzącym bolidy F1 oraz jednemu zasiadającemu za kierownicą auta F2. Nagroda również była satysfakcjonująca, ponieważ dwa i pół tysiąca funtów stanowiło poważny zastrzyk gotówki dla prowizorycznego teamu i dawało nadzieję na lepsze jutro.
Koniec części piątej. Kolejna już w najbliższy wtorek.
Bibliografia: Daily Mail, The Independent, Gerald Donaldson - James Hunt The Biography, bbc.com, espn.co.uk.
Poprzednie części:
James Hunt - playboy za kierownicą cz. I
James Hunt - playboy za kierownicą cz. II
James Hunt - playboy za kierownicą cz. III
James Hunt - playboy za kierownicą cz. IV