W Brazylii wszystkie oczy były zwrócone na rywalizację pomiędzy Rosbergiem, a Hamiltonem. Toto Wolff już dawno zapowiedział, że jego zdaniem walka o tytuł rozstrzygnie się w finałowym wyścigu i wyraźnie Mercedesowi zależy na właśnie takim scenariuszu. Przy cały czas jednoznacznej przewadze technologicznej nad konkurencją koncern potrzebuje emocji. Kwestię trudnej współpracy pomiędzy Hamiltonem, a Rosbergiem też chętnie obrócono by w pozytywną kartę marketingową. Nie bez kozery Wolff porównywał napięcie w garażu Mercedesa do słynnego duetu Mclarena: Senna - Prost.
Jednak nawet tak dobrze przygotowany zespół jak Mercedes nie jest w stanie dopilnować wszystkiego. Nie ma między innymi wpływu na pogodę, a ta na słynnym torze Interlagos odegrała kluczową rolę. Kwalifikacje nie były zaskoczeniem, tor był suchy, a Hamilton "zgodnie z planem" zdobył pole position, chociaż z niezbyt wyraźną przewagą. Za Mercedesami Ferrari rywalizowało równie zacięcie z Red Bullem. Jednak niedziela była już typowo deszczowa. Warunki pogarszały się z godziny na godzinę. W momencie planowanego startu wody na torze było naprawdę dużo. Przekonał się o tym Romain Grosjean, który już w trakcie dojazdu na pola startowe zaliczył poważny kontakt z barierą i pożegnał się z wyścigiem jeszcze przed startem.
Brazylijski obiekt to może nie Monako, ale moim zdaniem "na mokrym" należy do najbardziej wymagających torów. Dlaczego? Przede wszystkim z dwóch powodów. Ze względu na nie do końca równą nawierzchnię i co za tym idzie duże skłonności do aquaplaningu oraz wyjątkowo specyficzny pasaż pomiędzy ostatnim zakrętem, a "Senna S". Ta prosta w deszczowych warunkach w ogóle nie jest prostą, co więcej jest miejscem mocno niebezpiecznym (co pokazuje historia), niewybaczalnym oraz trudnym do naturalnego wyczucia o czym mówił Nico Rosberg tuż po wyścigu. Błędy przytrafiały się tutaj wielu zawodnikom z czołówki wliczając Rosberga, Vettela, Raikkonena, który notabene bardzo skutecznie rozbił w tym miejscu samochód i Verstappena. Połączenie takiego obiektu z deszczowymi warunkami oznacza jedno. Wyścig w końcu należy do kierowców. Rola umiejętności zawodników zdecydowanie wzrasta, a możliwości samochodu, choć nadal ważne, schodzą na dalszy plan.
W tych warunkach dyrektor wyścigu Charlie Whiting chciał ten czynnik ludzki wyeksponować. To dlatego zdecydował się na opóźnienie momentu startu. Liczył na poprawę warunków. W przeszłości był już kilkukrotnie krytykowany za dość asekuracyjną politykę poprzez aranżowanie startu za samochodem bezpieczeństwa w warunkach, które nie zmuszały do takiej decyzji. W tym wypadku jednak decyzja była uzasadniona. Pomimo oczekiwania, warunki nie uległy poprawie, a więc pierwsze okrążenia oznaczały fazę neutralizacji. Po rozpoczęciu prawdziwego ścigania dwie rzeczy stały się jasne. Verstappen bardzo szybko wyprzedził Raikkonena i pokazał, że w tych warunkach może walczyć z powodzeniem o zwycięstwo. Drugim elementem była wyraźna tendencja niektórych zespołów do nieuzasadnionej, przedwczesnej wymiany opon na intermediates, czyli tzw. przejściowe. To fenomen w skali tego sezonu.
ZOBACZ WIDEO "Parę łez poleciało". Milik szczerze o kontuzji
Zaczęło się od zawodników z końca stawki np. Ericcsona, czy Magnussena. To jeszcze można było jakoś uzasadnić. Deszczowe warunki na wymagającym torze zawsze tworzą aurę nieprzewidywalności, z której niektórzy mocno chcą skorzystać. Jednak zupełnie niezrozumiałe jest przejęcie przez niektóre czołowe zespoły takiej strategii. Nie wiedzieć czemu wszyscy wychodzili z założenia, że opady deszczu maja się ku końcowi, chociaż prognozy tego nie potwierdzały. To niezwykle ukierunkowanie zespołów na zdobycie przewagi poprzez manewr strategiczny sięgnęło na Interlagos zenitu. Konsekwencje były jednak brutalne z poważnymi wypadkami, tak jak w przypadku Ericssona włącznie.
Nico Rosberg, w wywiadzie po zakończeniu wyścigu przyznał, że nie rozumie decyzji wielu zespołów. Mówił, iż z całego dystansu może raptem kilka okrążeń nadawało się na opony przejściowe. Bodaj najwięcej na błędnej decyzji zespołu stracił Max Verstappen. W sposób spektakularny wyprzedził zarówno Raikkonena jak i Rosberga. Zaczął zmniejszać dystans do prowadzącego Hamiltona, choć ten odpowiedział podniesieniem tempa. Jednak bardzo obiecująca jazda Holendra została ewidentnie popsuta decyzją zespołu o zmianie opon na przejściowe. Z pewnością miały na to wpływ częste neutralizacje. W sumie samochód bezpieczeństwa wyjeżdżał pięciokrotnie. Przeważnie w takich sytuacjach zespoły próbują skorzystać z szansy. Neutralizacje w połączeniu z decyzjami innych zespołów stanowiły pokusę, której Red Bull nie był w stanie się odeprzeć. Mimo to taka decyzja dziwi, ponieważ warunki na torze, jak i prognoza w żaden sposób nie uzasadniały tej pokerowej strategii.
W ramach kolejnej fazy neutralizacji, po wypadku Massy, Red Bull musiał ponownie ściągnąć swoich kierowców i wrócić do opon deszczowych. I na tym etapie mogliśmy podziwiać prawdziwy fenomen jeździecki Verstappena. Z 16. pozycji, stosując bardzo niekonwencjonalny tor jazdy, z którego nie korzystał praktycznie żaden z kierowców ukończył wyścig na trzecim miejscu. Tak sensacyjna różnica w umiejętnościach i czystym wyczuciu samochodu, na poziomie sportowym na którym tych różnic nie powinno de facto być, w warunkach, w których zdecydowanie bardziej liczy się kierowca niż samochód, jest na pewno jednym z ciekawszych momentów sezonu. Verstappen po prostu zawstydził swoimi umiejętnościami konkurencję. Pokazał, że stawka F1 pomimo, że jest na bardzo wysokim poziomie wymaga pewnego przewietrzenia, otwarcia na nowe talenty i jest po prostu zbyt hermetyczna.
A co do Mercedesa… rację miał Toto Wolff. Wszystkiego dowiemy się w finałowym wyścigu, czyli już za tydzień. Różnica między kierowcami teamu wynosi 12 punktów, co oznacza, że Rosberg nawet nie musi wygrać, aby sięgnąć po tytuł.
Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.