Argentyna zawitała do Formuły 1 w 1953 roku, będąc tym samym pierwszą pozaeuropejską rundą w historii tego sportu. Wyścig rozgrywany na torze im. Oskara Alfredo Gálveza zniknął z kalendarza dwukrotnie - w roku 1959 i 1962, zanim na stałe wycofano go z mistrzostw po zakończeniu sezonu 1998.
O powrocie GP Argentyny mówiło się już dwa lata temu. Wtedy torem w Buenos Aires był zainteresowany ówczesny szef F1 Bernie Ecclestone. W tym tygodniu spekulacje o ponownym włączeniu tego wyścigu do kalendarza nabrały nowego charakteru po tym, jak Canal+ podał informacje o wizytacji obiektu przez samego dyrektora wyścigowego FIA Charliego Whitinga.
- Pojechałem tam i sporządziłem raport dotyczący tego, co trzeba wykonać. Teraz wszystko zależy od promotorów. Jak w przypadku każdego toru, na którym F1 nie ścigała się od 20 lat, jest wiele rzeczy do zrobienia. Najważniejsze jest to, aby pętla stała się bardziej atrakcyjna i szybsza w porównaniu z tą nitką znaną z lat 90. Jeżeli uda się zrobić wszystko co trzeba, to wyścig może odbyć się tam już w 2019 roku - przyznał Whiting.
Nowi szefowie F1, firma Liberty Media, nie ukrywają, że planują w kolejnych latach zwiększyć ilość rozgrywanych wyścigów. Ostatnio ujawniono nawet, że dołączeniem do kalendarza jest zainteresowanych około 40 obiektów. Przepisy nie pozwalają jednak na zorganizowanie więcej niż 25 rund w sezonie. W przyszłym roku do harmonogramu po 10 latach przerwy dołączy GP Francji.
ZOBACZ WIDEO Niezwykła przygoda Aleksandra Doby. Stracił łączność ze światem, ratował go grecki statek