Romain Grosjean przeżył chwile grozy podczas drugiej sesji treningowej w GP Malezji, gdy jego samochód z prędkością blisko 300 km/h na godzinę najechał na nieumocowaną pokrywę studzienki odwadniającej na torze Sepang. W sekundzie doszło do wybuchu jego opony i doszczętnych zniszczeń w zawieszeniu.
Kierowca przy ogromnej prędkości poleciał bezwładnie w bandy ochronne. Siłę uderzenia określono na poziomie 17G, choć cały wstrząs mógł być znacznie większy, gdyby wcześniej bolid Haas nie wpadł w pułapkę żwirową.
Zawodnik potwierdził, że nie doznał żadnego urazu opuszczając szybko kokpit. O jego kondycji zapewnili później lekarze w centrum medycznym FIA. Grosjean został dopuszczony do dalszego udziału w Grand Prix Malezji.
Haas po całym zdarzeniu wystosował oficjalną prośbę do FIA o odwołanie względem zespołu tzw. godziny policyjnej, który uniemożliwia mechanikom ingerowanie w bolid po zakończeniu sesji treningowych i kwalifikacyjnych.
ZOBACZ WIDEO Nico Rosberg: Wsparcie całego kraju jest bardzo ważne dla powrotu Kubicy do Formuły 1 [ZDJĘCIA ELEVEN]
Federacja zgodnie z przypuszczeniami poszła na rękę Haas tłumacząc się specjalnymi okolicznościami oraz faktem, że wypadek był "poza kontrolą kierowcy i konstruktora". Można więc przypuszczać, że Grosjean będzie mógł dokończyć weekend na torze Sepang.
W konsekwencji wypadku Francuz stracił m.in. nową podłogę w samochodzie oraz przednie skrzydło, które zespół przygotował właśnie na zawody w Malezji. - Niektórych elementów nie będzie można zastąpić - lamentował.
Dyrektor wyścigowy FIA Charlie Whiting po całym zdarzeniu przeprosił francuskiego zawodnika podczas tradycyjnego zebrania kierowców. - Zapewnił, że wszyscy zaangażowani w sprawę będą ciężko pracować nad poprawą tej części toru przed kolejnymi sesjami - powiedział Grosjean.