- Powtarzałem od początku, że będzie to o wiele trudniejszy sezon, zwłaszcza jeśli chodzi o walkę z Ferrari i Red Bullem - stwierdził szef teamu Mercedesa, Toto Wolff, który ze złością wypisaną na twarzy, zdejmował słuchawki po zakończeniu sobotniej sesji kwalifikacyjnej, w której obaj jego kierowcy przegrali z duetem czerwonych samochodów Scuderia Ferrari.
Po nagłych problemach Mercedesa w Bahrajnie pojawiły się sugestie, że być może niemiecki zespół stworzył kolejny model, który na torze zachowuje się jak operowa diwa. Właśnie tą nazwą ochrzczono zeszłoroczny samochód, który był trudny do skonfigurowania dla mistrzów świata.
- Tu raczej chodzi o coś innego. Kierowcy czują, że samochód jest już całkiem spójny, a w sobotnich kwalifikacjach najzwyczajniej brakowało nam tempa - powiedział Wolff. - Byłem szczery, gdy przed sezonem mówiłem, że na torach takich jak Bahrajn - z bardzo szorstkim asfaltem i wysokimi temperaturami, możemy cierpieć.
Sytuacji Mercedesa nie ułatwia fakt, że czwarty w kwalifikacjach Lewis Hamilton rozpocznie wyścig z 9. pola po otrzymaniu kary przesunięcia na starcie o 5 miejsc za wymianę skrzyni biegów. Wolff w marnej pozycji startowej upatruje jednak szansy na zastosowanie różnych strategii.
- Są dwie możliwości: jeden lub dwa pit stopy. Na podstawie piątkowych symulacji trudno było jednak ocenić który wybór okaże się lepszy - stwierdził szef aktualnych mistrzów świata. - Większość ekip pewnie zobaczy jak ułoży się wyścig po pierwszych okrążeniach, zwłaszcza jaki będzie stan opon super miękkich. My mamy ten plus, że będziemy mogli sprawdzić miękkie opony oraz pozostać na torze dłużej niż pozostali.
Mercedes w poprzednim sezonie tylko w pięciu wyścigach nie miał swojego kierowcy w pierwszej linii na starcie. Niemiecki zespół wygrał wówczas w dwóch przypadkach - w Rosji i Singapurze.
[b]ZOBACZ WIDEO: F1: testy Kubicy z Renault. "To był najpiękniejszy moment w moim życiu"
[/b]