Gdyby człowiek chciał się zastanowić, czego Williamsowi nie można zarzucić w obecnym sezonie, to do głowy przychodzi coraz mniej myśli. Po zawodach w Monako, gdzie kierowcy brytyjskiego zespołu po raz drugi w sezonie dojechali do mety na ostatnich pozycjach, trzeba chyba jasno powiedzieć, że tego sezonu uratować nie można. Choć w Williamsie uparcie twierdzą, że tak nie jest.
Można, mówiąc dosadnie, spartolić coś przy projektowaniu samochodu. Nikt nie jest idealny i coś takiego zdarza się najlepszym. Trzeba tylko szczerze się do tego przyznać. Williams tymczasem próbuje od początku roku wmawiać nam, że przecież wszystko nie wygląda tak źle.
Wydaje się, że zespołowi który ma na koncie dziewięć tytułów mistrza świata (więcej ma tylko Ferrari!) po prostu nie wypada pewnych rzeczy robić. Tymczasem Williams w pewnych momentach po prostu zaczyna mataczyć i popełniać szczeniackie błędy. Przykłady tego były widoczne aż nadto w Monako.
Lance Stroll w trakcie wyścigu "wpakował się" w samochód Marcusa Ericssona i chwilę później zjeżdżał z "kapciem" do alei serwisowej. Tymczasem w informacji prasowej szef sztabu technicznego Paddy Lowe, opowiada o problemach z przegrzewającymi się hamulcami czy obręczą.
Do jeszcze większej kompromitacji doszło z udziałem Siergieja Sirotkina. Zespół nie zdołał założyć na czas kół w jego samochodzie przed startem GP i Rosjanin stracił niezłą 13. pozycję, przez wymuszony decyzją sędziów pit stop z karą stop/go. Tutaj było blisko jeszcze większej kompromitacji, gdy jeden z mechaników postanowił z odległości chłodzić maszynę Sirotkina podczas odbywania kary. Regulamin stoi zaś jasno, że w trakcie karnego postoju przy samochodzie nie mogą być prowadzone żadne prace. Sędziowie ostatecznie nie ukarali Williamsa. Czy było do tego uzasadnione wytłumaczenie, czy też zrobili to z litości, niech pozostanie ich tajemnicą.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: w Małopolsce padł niecodzienny gol. To "samobój"
Gdzie w tym wszystkim jest Robert Kubica? W końcu to kierowca rozwojowy, mocno zaangażowany we współpracę z inżynierami. Tyle, że od kilku tygodni Polak też wyraźnie daje do zrozumienia, że jego rad się nie słucha. Tak jakby dla Williamsa dyshonorem było podjęcie działań na podstawie sugestii kierowcy, którego nie było w Formule 1 od ponad 7 lat.
Przed wyścigiem w Monako Kubica w wywiadzie dla "Eleven Sports" stwierdził, że o problemach z samochodem Williams wiedział już od listopada! Co więcej krakowianin zasugerował, że podczas przedsezonowych testów też pokpiono sprawę, choć było już wiadomo jak fatalna jest sytuacja. - Problemy trzeba rozwiązać w zimie, kiedy jest na to czas. A nie udawać, że jest wszystko dobrze, żeby było politycznie i ładnie wyglądało - mówił Polak.
Zespół mocno liczył na pomoc Kubicy podczas testów po GP Hiszpanii. Miał być sprawdzony spory pakiet poprawek do samochodu czy też kilka elementów jakie doradzał od jakiegoś czasu nasz rodak. Nic to, że przed ich rozpoczęciem Kubica żalił się, że otrzymał do testów najgorsze z możliwych opon. Zamiast pomóc osobie, która miała przed sobą kilka kluczowych godzin na torze, to Williams rzuca mu kłody pod nogi.
Williamsowi po prostu nie można wróżyć nic dobrego w dalszej części sezonu. Kierowcy czy Paddy Lowe opowiadają, że ta kampania nie jest jeszcze stracona i zespół dojdzie do momentu, gdy zacznie liczyć się w walce o punkty. Tylko kto dzisiaj jest w stanie uwierzyć im w takie historie? Podobne wypowiedzi trzeba przemyśleć, ponieważ logiki w nich za grosz. Bo niby kogo Williams chciałby wygryźć z punktowanej dziesiątki? Pierwsze sześć miejsc obsadzone jest przez Mercedesa/Ferrari/Red Bulla. Pozostają cztery lokaty, a przecież jest znacznie potężniejszy fabryczny team Renault, wracający do łask McLaren z Fernando Alonso w składzie czy coraz szybsze Force India, które od dwóch lat zajmuje 4. miejsce w MŚ.
Williams musi być ostatni w tegorocznych mistrzostwach. Ciężko typować zespołowi z Grove inną przyszłość. Pytanie tylko ile będziemy słuchać jeszcze o próbie ratowania obecnego sezonu, a kiedy ktoś trzeźwo powie, że myśli skierowane są już na rok 2019. Kolejny wyścig o GP Kanady to domowa runda dla Lance'a Strolla. I coś mi podpowiada, że w prasowych zapowiedziach znów usłyszymy o nadziejach na udany weekend. Ja mam tylko nadzieję , że nie w niedzielny wieczór nie będziemy musieli ponownie słuchać przez radio Strolla, który apeluje o sens dalszego ścigania na ostatnich pozycjach.
Rafał Lichowicz