W tym sezonie Brendon Hartley zdobył ledwie jeden punkt i od kilku tygodni pojawiają się plotki, że Nowozelandczyk może stracić miejsce w Toro Rosso. W kontekście zastąpienia 28-latka w zespole z Faenzy wymienia się m. in. Roberta Kubicę.
Tyle, że Hartley odrzuca krytykę. Zdaniem nowozelandzkiego kierowcy, na początku sezonu w Bahrajnie Pierre Gasly osiągnął nadspodziewanie dobry rezultat i to zwiększyło wymagania względem Toro Rosso. Tymczasem ekipa satelicka Red Bulla nie dysponuje zbyt konkurencyjnym pojazdem.
- Bądźmy szczerzy, w Bahrajnie zrobiliśmy coś, co przekroczyło wszelkie oczekiwania. Nasze podejście przed startem sezonu było jasne. Mówiliśmy, że kilka pierwszych wyścigów będzie naprawdę trudnych. Poświęciliśmy sporo czasu i energii, aby dopasować się do silnika Hondy. Do tego pojawiły się zmiany w aerodynamice. Tych różnic było tak wiele, że zrobiliśmy krok do tyłu, po to by zrobić dwa kroki do przodu w późniejszym okresie - tłumaczy kierowca z Nowej Zelandii.
Zdaniem Hartleya, dobry wynik Gasly'ego na torze Sakhir przysporzył zespołowi kłopotów. - Nagle przyjechaliśmy do Bahrajnu i wysadziliśmy wszystkie wcześniejsze zapowiedzi w powietrze. Nikt nie spodziewał się takiego rezultatu - dodał.
28-latek swój jedyny punkt w tym roku zdobył w Azerbejdżanie, ale ten wyścig również nie ułożył się po myśli Toro Rosso. Obecnie zespół pracuje nad tym, aby zrozumieć czemu na pustynnym obiekcie w Bahrajnie wypadł tak dobrze, a w pozostałych Grand Prix ma spore problemy.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Wielkie serce Andrzeja Wrony
- Prawdopodobnie kluczowe były opony. W Bahrajnie trafiliśmy idealnie w okno operacyjne. W innych wyścigach to się nie udało. Jesteśmy słabi w kwestiach aerodynamiki, każdą zmianę wiatru odczuwamy bardzo mocno, a w Bahrajnie tego nie było. W kolejnych Grand Prix nie mieliśmy już takiego tempa. Na końcu tunelu widać jednak światło, bo w Monako wprowadziliśmy poprawki w podłodze, zaś w Kanadzie spodziewane są aktualizacje w silniku Hondy. Wszyscy są zmotywowani i pracują ciężko. Myślę jednak, że Bahrajn to było coś, co na logikę nie miało prawa się wydarzyć. To jest jednak F1. Inne zespoły też mają takie problemy - ocenił Hartley.