Do sporego zamieszania doszło na pierwszym okrążeniu wyścigu o Grand Prix Francji. Zaraz po starcie doszło do kolizji między Sebastianem Vettelem a Valtterim Bottasem, za co niemiecki kierowca został ukarany karą 5 s.
Po chwili w trzecim zakręcie zderzyli się Pierre Gasly i Esteban Ocon. Reprezentant Toro Rosso trafił w prawą tylną oponę w samochodzie swojego rodaka. Uszkodzenia w obu pojazdach okazały się na tyle poważne, że obaj kierowcy musieli zrezygnować z dalszej jazdy.
Incydentowi z bliska przyjrzeli się sędziowie, którzy postanowili nałożyć reprymendy na Gasly'ego i Ocona. - Ocon pojechał zbyt optymistycznie do wewnątrz zakrętu, z kolei Gasly zachował się zbyt optymistycznie na hamowaniu do trzeciego zakrętu. Sędziowie uznali, że obaj kierowcy popełnili błędy, co doprowadziło do kolizji - napisano w komunikacie po wyścigu.
W rozmowach z dziennikarzami Gasly sugerował, że Ocon nie zauważył jego samochodu. - Zobaczyłem, że mnie nie widzi i jedzie do środka toru. Dlatego zacząłem hamować jeszcze mocniej i w pewnym momencie wiedziałem, co się stanie. Próbowałem wytracić prędkość, ale nie byłem w stanie zniknąć z toru - powiedział.
Z kolei Ocon zdradził, że gdyby nie kontakt z Gasly'm, to najprawdopodobniej i tak musiałby zrezygnować z dalszej jazdy. Chwilę wcześniej w samochód Francuza uderzył bowiem Romain Grosjean. - Dobrze wystartowałem, byłem tuż obok Romaina. Miałem jedno koło poza linią toru. Byłem na krawędzi, nikogo nie było po drugiej stronie, a nagle otrzymałem uderzenie. Było na tyle mocne, że pewnie zakończyłbym jazdę, bo jedna strona samochodu została zniszczona. Chwilę potem doszło do kontaktu z Pierre'm - podsumował kierowca Force India.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Polska - Kolumbia. Dziennikarz broni Lewandowskiego. Skwierawski: "mentalnie pasował do MŚ"