Inwestycja Lawrence'a Strolla w Force India nie jest zaskoczeniem. Pierwsze wzmianki na ten temat pojawiały się już w zeszłym roku, bo Hindusi od dłuższego czasu borykali się z problemami finansowymi. Ostatecznie szefom zespołu z Silverstone udawało się wiązać koniec z końcem, jednak w ostatnich tygodniach sytuacja była dramatyczna. Doszło nawet do momentu, w którym Force India miało opracowane nowe części do swojego samochodu, ale nie posiadało pieniędzy na ich wyprodukowanie.
Dopiero wprowadzenie zarządu komisarycznego, do czego doszło przed Grand Prix Węgier, przyspieszyło proces szukania nowego inwestora.
Stroll senior, wraz z zaprzyjaźnionymi inwestorami, spłacili wszystkich wierzycieli Force India. To oznacza, że ponad 400 osób w fabryce w Silverstone zachowa pracę. Nie wiadomo jednak, czy Kanadyjczyk zyska prawa do premii i nagród z puli F1. Zgodnie z przepisami, zmiana właściciela oraz nazwy zespołu sprawia, że ekipa powstała na bazie Force India traktowana jest jako nowy podmiot. Aby zachowała prawa po poprzedniku, zgodę muszą wyrazić wszystkie teamy. Póki co, przeciwne temu są Williams, Renault i McLaren.
Niepewna przyszłość Williamsa
Najciekawszy w tej sytuacji jest przypadek Williamsa. W zespole z Grove od sezonu 2017 startuje syn Strolla - Lance. Miliarder w przeszłości wpłacił ponad 30 mln euro na konta Brytyjczyków, aby dali oni szansę Lance'owi w F1. Loga firm powiązanych z Kanadyjczykiem można obecnie zobaczyć na modelu FW41.
ZOBACZ WIDEO Demolka! Girona FC nie miała litości dla Melbourne City [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Claire Williams niedawno zapewniała, że jeśli Stroll odejdzie do Force India, to wielkiego dramatu nie będzie. Szefowa ekipy zdradziła, że ma kilka pomysłów na jej dalsze funkcjonowanie. Może to być dobra mina do złej gry, bo należy pamiętać, że po tym sezonie team traci również tytularnego sponsora - firmę Martini. W tej sytuacji Brytyjczycy mogą jeszcze mocniej potrzebować finansowej kroplówki z Rosji, a dokładnie od Siergieja Sirotkina.
Williams nie chce, by zespół powstały na zgliszczach Force India miał prawa do nagród, bo obawia się, że Stroll zacieśni sojusz z Mercedesem. To wariant możliwy, bo oznaczałby podarowanie jednego z miejsc w kokpicie Estebanowi Oconowi, który od kilku lat jest wspierany przez stajnię z Brackley. Jeśli Kanadyjczyk dogada się z niemieckim producentem i uczyni z Force India "ekipę B", to szans na taki model współpracy nie będzie mieć... Williams.
Trudno się dziwić obawom Williamsa, bo właśnie pojawienie się "zespołów B" w F1 sprawiło, że Brytyjczycy szybko i boleśnie spadli na ostatnie miejsce w klasyfikacji konstruktorów. Nagle okazało się, że można w sposób bardziej efektywny zbudować samochód i osiągać dobre wyniki.
Rywale nie chcą "zespołów B"
Jak to robić, pokazało Force India, które zaczęło kupować od Mercedesa nie tylko silniki, ale również skrzynie biegów. Przełożyło się to na to, że Hindusi w dwóch ostatnich sezonach byli lepsi od Williamsa i dwukrotnie zajmowali czwarte miejsce w klasyfikacji konstruktorów. Dokonali tego, choć zatrudniają mniej ludzi w fabryce i dysponują mniejszym budżetem.
Później ten sam kierunek obrało Ferrari. Włosi rozpoczęli współpracę z Haasem, który sporo części bierze bezpośrednio od Włochów. Doprowadziło to do sytuacji, w której Fernando Alonso nazywa samochody amerykańskiej ekipy "repliką Ferrari". Zimą stajnia z Maranello poszła za ciosem i zacieśniła relacje z Sauberem. W efekcie Szwajcarzy z miana najgorszego zespołu w stawce awansowali do ekipy, która w przyszłym roku celuje w bycie czwartą siłą w F1.
- McLaren, Renault i Williams uważają, że taki model współpracy to kolejny krok ku temu, by uczynić z F1 sport dwóch prędkości. Uniemożliwia on niezależnym konstruktorom, takim jak McLaren czy Williams, rywalizację na równych warunkach. W ostateczności może nawet doprowadzić do ich likwidacji - stwierdził Andrew Benson z "BBC".
Co ciekawe, obawy tych zespołów podziela... Mercedes. - Nie podoba nam się koncepcja "zespołów B". Nie chcielibyśmy stawiać na taki model współpracy. Nie zamierzamy kupować Force India i czynić z niego swojego teamu juniorskiego - zapewniał na Węgrzech Toto Wolff, szef zespołu z Brackley.
Weto jako element negocjacji
Podobne obawy ma Renault. Francuzi przed kilkoma laty zrezygnowali z F1, tłumacząc to kosztami. Gdy zdecydowali się do niej wrócić, nakreślili jasny plan. Ma on doprowadzić do tego, że w roku 2020-2021 ekipa będzie w stanie walczyć o tytuł mistrzowski. Sytuacja może jednak ulec zmianie, jeśli w królowej motorsportu będą pojawiać się kolejne "zespoły juniorskie".
- To nie jest F1, która nam się podoba. Obawiam się, że ten model współpracy uniemożliwia walkę każdemu, kto nie jest w jakiś sposób powiązany z którąś z czołowych ekip. Zaczynamy dostrzegać pewne blaski i cienie takich sojuszy. Może się okazać, że nasz model współpracy nie jest już efektywny, że takie mariaże stały się koniecznością - ocenił Cyril Abiteboul, szef Renault.
Dlatego też Francuzi oraz Brytyjczycy mogą wykorzystać dyskusje na temat Force India, by zapewnić sobie nieco przywilejów. Zgodzą się, by Stroll senior zachował prawa do nagród i premii finansowych po hinduskiej ekipie, ale w zamian F1 ograniczy możliwość zawierania sojuszy pomiędzy większymi i mniejszymi zespołami.
- Rozumiem, że Cyril ma pewne wątpliwości odnośnie przyszłości F1 i martwi się co będzie, jeśli większe zespoły zaczną przejmować mniejsze. Szanuję jego zdanie i podzielam jego obawy. Mam nadzieję, że doprowadzimy do takiej dyskusji, dzięki której uda się zawęzić współpracę między teamami. Musimy znaleźć taki model działania, by mniejsi gracze mogli korzystać z infrastruktury większych, ale równocześnie nie mieli z tego tak wymiernych korzyści - stwierdził Wolff.
Z kolei Benson zwraca uwagę na to, że posiadanie zespołów juniorskich może uczynić rywalizację w F1 mniej ciekawą. - Jeśli główna ekipa Mercedesa znajdzie się w wyścigu za "Mercedesem B", to czy dojdzie między nimi do walki, czy od razu będziemy mieć polecenie, by przepuścić kierowcę z głównej ekipy? Niektórzy uważają, że już w tym roku mieliśmy do czynienia z czymś takim w Monako, gdzie Ocon łatwo ustąpił miejsca Hamiltonowi - ocenił ekspert "BBC".
Optymistycznie brzmi jednak zapowiedź Abiteboula, który na Węgrzech stwierdził, że Renault zrezygnuje z weta, jeśli miałoby ono doprowadzić do upadku Force India. - Chcemy, aby miejsca pracy zostały uratowane. Jednak chcemy też mieć pewność co do współpracy Mercedesa z Force India, zanim dojdzie do głosowania ws. przekazania praw do nagród i premii nowemu właścicielowi - mówił Francuz na Hungaroringu.
Plan Renault, Williamsa i McLarena ma jednak jedną, zasadniczą wadę. Stroll ma na tyle dużo majątku, że nie musi patrzeć na to, co zadecydują inni. Miliarder z Kanady może lekką ręką odrzucić kilkadziesiąt mln funtów, jakie przysługują obecnie Force India. Jeśli będzie chciał zacieśnić sojusz z Mercedesem, zrobi to, nie patrząc na opinię innych w tej sprawie.