Od początku weekendu w Mexico City kierowcy Mercedesa mieli spore problemy, bo na wysoko położonym torze nie najlepiej spisywały się jednostki napędowe niemieckiego producenta. Do tego doszły kłopoty ze szybko zużywającymi się oponami. W efekcie Lewis Hamilton nie był faworytem do zwycięstwa w Grand Prix Meksyku.
Brytyjczykowi wystarczyła siódma pozycja, by zapewnić sobie tytuł mistrzowski. 33-latek zaraz po starcie pokazał, że nie interesuje go minimalizm i przedzielił kierowców Red Bull Racing. Z każdym kolejnym okrążeniem Hamilton zaczął się zmagać z większymi problemami, co ostatecznie przełożyło się na czwartą pozycję na mecie.
- To dziwne uczucie. Chcę podziękować fanom w Meksyku za specjalne przyjęcie. To dla mnie wiele znaczy. Kolejne podziękowania wędruje na koncie zespołu. Nie wygraliśmy tutaj, ale ale zebraliśmy nagrodę za cały sezon. On był niezwykle trudny. Sam wyścig też był tragiczny. Miałem dobry start i jechałem zgodnie z planem i tak naprawdę nie wiedziałem, co się wydarzy. W pewnym momencie zaczęliśmy się męczyć. Dziękuję Bogu za wszystko. Nie byłoby też mnie w tym miejscu, gdyby nie ciężka praca mojego ojca i całej rodziny - powiedział Hamilton.
Kierowca z Wysp wyrównał osiągnięcie Juana Manuela Fangio, który w latach 50. XX wieku również wywalczył pięć tytułów. - Dla mnie to coś niesamowitego, że udało mi się tego dokonać. Tym bardziej, że Fangio jedno z mistrzostw wywalczył dla Mercedesa. Wyrównanie jego osiągnięcia brzmi surrealistycznie - dodał.
Satysfakcji z sukcesu nie ukrywał też Toto Wolff. - To coś fantastycznego. Jestem ogromnie zadowolony z Lewisa i zespołu. Ten wyścig był słodko-gorzki, bo nie mieliśmy tempa. Dotknęły nas problemy, które musimy przeanalizować. Jednak teraz jest moment, by celebrować ten tytuł. Jestem tak zdenerwowany po tym wyścigu, że muszę się zebrać w sobie - podsumował szef Mercedesa.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Hołowczyc o sytuacji Roberta Kubicy: To może być dla niego szansa