Nie jest tajemnicą, że Max Verstappen jest oczkiem w głowie Red Bull Racing. Szefowie zespołu z Milton Keynes nie wahali się, by bardzo szybko dać mu szansę na starty w Formule 1, a następnie awansowali go do głównej ekipy. Rosnące wpływy Holendra w zespole ostatecznie doprowadziły do tego, że po sezonie z "czerwonymi bykami" rozstanie się Daniel Ricciardo. Australijczyk nie chciał zostać sprowadzony do roli kierowcy numer dwa.
Tymczasem kierownictwo Red Bulla chce, aby Verstappen zapisał się w historii jako najmłodszy kierowca z tytułem mistrzowskim na koncie. Ten laur należy do Sebastiana Vettela. Niemiec w roku 2010, gdy zwyciężał rywalizację w F1 z Red Bullem, miał 23 lata i 134 dni.
- Nie możemy się doczekać przyszłego roku. Naszym celem jest mieć najmłodszego mistrza świata. Mamy na to dwa lata, ale idziemy po to już w przyszłym sezonie. Wiemy, że nawiązanie współpracy z nowym dostawcą silników nigdy nie jest łatwe, ale już powiedziałem wszystkim w zespole, że musimy walczyć o mistrzostwo. Nie ma żadnych wymówek - twierdzi Helmut Marko, doradca Red Bulla ds. motorsportu.
Red Bull od sezonu 2019 będzie korzystać z silników Hondy. Zespół dysponuje już wynikami z hamowni, które wskazują na to, że jednostka napędowa opracowana na przyszły rok jest mocniejsza od tej, którą w tej chwili dysponuje Renault. Zmartwieniem pozostaje jednak wysoka awaryjność podzespołów Hondy, co widać na przykładzie ostatnich wyścigów Toro Rosso.
- To zagrywka taktyczna. Poświęcamy wyniki Toro Rosso, aby uzyskać jak najlepsze efekty w przyszłym sezonie. To część naszej koncepcji, którą obraliśmy wspólnie z Hondą. Jeśli chodzi o suche liczby, to już wyprzedzają Renault. Nawet jeśli przyszłoby nam raz czy drugi startować z końca stawki, to Verstappen jest tym niezwykle podekscytowany. On jest niewiarygodny. Ten chłopak nie osiągnął jeszcze swoich limitów - dodał Marko.