[tag=13881]
FIA[/tag] zaraz po wydarzeniach z Grand Prix Belgii zebrała materiał z kamer zainstalowanych w samochodach Fernando Alonso i Charlesa Leclerca. Pracownicy federacji dokładnie zbadali też oba pojazdy, aby sprawdzić jak w trakcie feralnej kraksy, do której doszło zaraz po starcie wyścigu, zachował się system Halo.
Analiza zgromadzonych materiałów wideo i danych zajęła kilkanaście tygodni. Z ostatecznego raportu federacji, do którego dotarł "Motorsport", wynika że pałąk ochronny odegrał kluczową rolę w uratowaniu życia Leclerca.
Z dochodzenia FIA dowiadujemy się, że gdyby nie Halo, to wizjer w kasku Monakijczyka zostałby trafiony przez przednie skrzydło McLarena. 21-latek mógłby się nabawić poważnych obrażeń głowy.
Jak wykazali śledczy, siła uderzenia miała energię 58 kN. Zgodnie z wymogami federacji, Halo musi wytrzymać uderzenie o energii 125 kN. Dzięki systemowi w kokpicie nie doszło do większych uszkodzeń i łatwo można było usunąć pojazd Leclerca z toru.
ZOBACZ WIDEO: Włodzimierz Zientarski porównał dramat syna do walki Roberta Kubicy
- Z dostępnych materiałów jasno możemy stwierdzić, że koło z samochodu Alonso nie trafiłoby w kask Leclerca. Jednak jesteśmy w stanie potwierdzić, że doszłoby do kontaktu pomiędzy przednim skrzydłem a wizjerem. Trudno jest nam przewidzieć jak dużą siłę miałoby to uderzenie - powiedział Adam Baker, dyrektor ds. bezpieczeństwa w FIA.
Z raportu dowiadujemy się też, że wskutek uderzenia w Halo przednie zawieszenie w samochodzie Alonso uległo złamaniu. Jednak prawe przednie koło pozostało nienaruszone, z opony nie zeszło też powietrze. Za to w maszynie Leclerca wskutek trafienia doszło do uszkodzenia zawieszenia w tylnej części.
Co więcej, samochód Leclerca przebadali też inżynierowie Saubera. Wykazali oni, że Halo i jego mocowania w modelu C37 nie uległy uszkodzeniu. W nienaruszonym stanie w miejscu zdarzenia pozostało też podwozie.