Niki Lauda zachorował w okresie świątecznym, przebywając z rodziną w domu na Ibizie. Lekarze woleli dmuchać na zimne, bo latem Austriak przeszedł przeszczep płuc. Dlatego 69-latek trafił do kliniki w Wiedniu pod opiekę specjalistów, którzy zajmowali się nim podczas wcześniejszych problemów ze zdrowiem.
Wprawdzie media informowały, że podczas pobytu w stolicy Austrii stan Laudy się pogorszył i grypa przekształciła się w zapalenie płuc, to w środę z Wiednia dotarła informacja o wypisaniu legendy Formuły 1 ze szpitala. Tym samym dyrektor Mercedesa będzie mógł wrócić do domu na Ibizie.
Profesor Walter Klepetko, który zajmował się Laudą, w rozmowie z agencją APA stwierdził, że w żadnym momencie były kierowca nie musiał korzystać z respiratora. Umieszczenie go na oddziale intensywnej terapii było jednak konieczne, by z bliska monitorować osłabiony układ odpornościowy Laudy.
Gdy w okresie świątecznym Lauda przebywał na Ibizie, kontynuował proces rehabilitacji po wcześniejszym przeszczepie płuc. Austriak musiał wzmocnić mięśnie, bo długi pobyt w szpitalnym łóżku sprawił, że miał problemy z chodzeniem. Nie wiadomo, czy ze względu na przerwanie zabiegów z fizjoterapeutami dyrektor Mercedesa będzie w stanie odzyskać pełnię sił na pierwszy wyścig F1 w Australii. Zaplanowano go na 17 marca.
ZOBACZ WIDEO Rajd Dakar. Olbrzymia przewaga lidera kierowców. "Nie chce popełnić żadnego błędu"