Robert Kubica i rajdy. Wysoka cena za chęć bycia lepszym

Po co były mu te rajdy? Tak wielu Polaków kwituje historię Roberta Kubicy, który wskutek wypadku w Ronde di Andorra stracił być może szansę na tytuł w Formule 1. Właśnie mija osiem lat od tego zdarzenia.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
samochód Roberta Kubicy po wypadku Newspix / MATEO/IVG.IT/NEWSPIX.PL / Na zdjęciu: samochód Roberta Kubicy po wypadku
- Zapłaciłem wysoką cenę za chęć bycia lepszym. Za to, że chciałem podnosić swoje umiejętności - mówi Robert Kubica o swojej decyzji, by startować w rajdach. Z perspektywy czasu wielu Polaków jej nie rozumie, bo wypadek w mało poważnej imprezie, jaką jest Ronde di Andorra, przekreślił szansę krakowianina na tytuł mistrzowski w Formule 1.

Daniel Obajtek zyskuje dzięki Robertowi Kubicy. Czytaj więcej! 

- Rajdy nie były dla zabawy. Pomagały mi, w każdym momencie uczyły mnie czegoś nowego, bo nie byłem zadowolony z moich umiejętności - tłumaczył po siedmiu latach od wypadku w "Beyond The Grid" kierowca z Polski.

Kontekst sytuacji

Do końca 2009 roku Kubica był związany kontraktem z BMW Sauber, który zabraniał mu startów w rajdach. Dopiero transfer do Renault dał Polakowi taką możliwość. Francuzi bardzo mocno chcieli mieć u siebie krakowianina, więc poszli na ustępstwa w negocjacjach.

ZOBACZ WIDEO Robert Kubica do kibiców: W ciężkich chwilach miałem mnóstwo wsparcia. Dziękuje

Sam Kubica nigdy nie ukrywał swojej słabości do rajdów. Jeszcze pod koniec 2004 roku, zanim zaczęła się jego przygoda z królową motorsportu, pojawił się w Rajdzie Barbórka. Za kierownicą Mitsubishi Lancera Evo VI zajął siódme miejsce. Kilka miesięcy później został mistrzem Polski... w grze rajdowej Colin McRae Rally 2005. Był tak dobry, że inni gracze oskarżali go o oszustwo, a on musiał odpierać zarzuty.

Zresztą, Colin McRae był jednym z pierwszych idoli polskiego kierowcy. Imponowała mu jego odważna jazda, ale z czasem zmienił preferencje. Zrozumiał, że widowiskowe pokonywanie oesów nie zawsze przekłada się na zdobyte punkty. Dlatego zaczął doceniać Carlosa Sainza. Za to, że potrafi kalkulować i wie kiedy nieco zdjąć nogę z gazu.

Robert Kubica zapisał się w historii Saubera. Czytaj więcej! 

- Ciągle myślę, że w 2010 roku zdobyłem więcej punktów w pewnych sytuacjach niż zdobyłbym bez rajdów. Wiele razy zostawałem na slickach na torze i dzięki temu zyskiwałem pozycje. To jest coś, czego się nie widzi. Tylko ja potrafię to ocenić - bronił swojej decyzji o startach w rajdach Kubica w zeszłorocznym podcaście.

Fakty potwierdzają słowa Kubicy. W roku 2010 Renault nie miało najlepszego samochodu w stawce, a mimo to Polak potrafił kilkukrotnie stanąć na podium, prezentować dobre tempo w kwalifikacjach. Nieprzypadkowo Kubica określa ten sezon jako swój najlepszy w karierze.

Przekleństwo i wybawienie

Mimo czerpania frajdy ze startów w rajdach, w roku 2011 przygoda Kubicy z rajdówkami miała dobiec końca. Krakowianin miał podpisaną przedwstępną umowę z Ferrari, a ta zabraniała mu aktywności poza torem wyścigowym.

- To miał być mój ostatni rajd. Okoliczności były dziwne. Zaoferowano mi występ, bo zespół obsługujący moją rajdówkę czuł się winny za usterki, jakie mieliśmy we wcześniejszych imprezach. Podczas testów F1 w Walencji obudziłem się i stwierdziłem, że nie chcę w nim brać udziału. Przekazałem to przez telefon, a oni byli podekscytowani. Twierdzili, że wszystko jest już zorganizowane. Dlatego nie chciałem im odmawiać - mówił Kubica.

6 lutego 2011 roku stał się przekleństwem Kubicy. Przekreślił jego szansę na jego kontrakt w Ferrari. Wydawać się mogło, że raz na zawsze wyrzucił go z Formuły 1. Tyle że równocześnie świat rajdów przyjął go do siebie, gdy krakowianin potrzebował zresetować swoją psychikę po wypadku. Był formą rehabilitacji. Fizycznej i mentalnej.

- Rajdy są złożonym sportem. Kiedy przystępujesz do nich po raz pierwszy, chcesz osiągać swoje cele i poprawiać tempo. Jednak w rajdach promowane jest doświadczenie, a ja nie mam żadnego. Dlatego ważne jest przejechanie jak największej liczby kilometrów - mówił na łamach "Motorsport Magazine" w 2013 roku, krótko po zdobyciu tytułu mistrzowskiego w WRC2.

Bez rajdów nie byłoby jednak powrotu Kubicy do Formuły 1. Ósma rocznica wypadku w Ronde di Andorra jest wyjątkowa, bo Polak może wspominać tamte felerne wydarzenia ze świadomością, że wkrótce znów będzie kierowcą w królowej motorsportu. Otrzyma bowiem szansę od Williamsa.

Kubicy udało się zrealizować plan, który nakreślił wiele lat temu. - Wybrałem rajdy, a nie serię DTM, co może być dziwne, ale to wyzwanie mi się spodobało. W DTM miałbym łatwiej, bo to bardziej naturalne środowisko dla mnie. Moim priorytetem na rok 2013 było jak najszybsze odzyskanie sił, powrót do sprawności. Rajdy dały mi taką możliwość. Spędzam w samochodzie więcej czasu, mogę się poprawiać, staję się bardziej kompletnym kierowcą - tłumaczył swój wybór Kubica.

Wypadki się zdarzają

Kubica po sukcesie w WRC2 awansował o klasę wyżej. Mierzył się z najlepszymi kierowcami rajdowymi na świecie. Tu nie było już mowy o odpuszczaniu. Mimo tego, że nigdy nie miał wsparcia w pełni fabrycznego zespołu, potrafił wygrywać na odcinkach specjalnych. Zapisał się w historii polskiego motorsportu jako kierowca z największą liczbą wygranych oesów.

Tymczasem dla wielu Polaków stał się źródłem drwin. Gdy zbliżał się występ w rajdzie, pojawiały się żarty w stylu "jak wypadł Kubica", sugerując jego kolejny wypadek. - Niestety, w motorsporcie wypadki mogą się zdarzyć. Nie chcę, aby komuś przytrafiło się to, co mi w Ronde di Andorra. Jednak widziałem też gorsze zdarzenia. Moja pasja do sportów motorowych mi pomogła w pierwszych latach po wypadku. Pracuję nad poprawą swojej kondycji fizycznej. Nadal chciałbym być w F1, ale gdyby mi ktoś powiedział w 2011 roku, że przyjdzie dzień, gdy będę rywalizować w WRC, to nie uwierzyłbym - twierdził Kubica w 2013 roku.

Zniknięcie Saubera to znak czasów w F1. Czytaj więcej! 

Tak jak to miało miejsce w padoku F1, tak samo w świecie rajdów Kubica szybko zdobył uznanie. Zwłaszcza po debiucie w Rajdzie Monte Carlo, gdzie zaraz na starcie wygrywał odcinki specjalne. Był wtedy szybszy od Sebastiena Ogiera, mistrza świata i jednego z najlepszych kierowców WRC ostatnich lat.

- Wypadki? To normalne, każdy kierowca popełnia błędy w trakcie rajdu. Nie można dojść do czołowych pozycji w tej dyscyplinie i do świetnego tempa bez wcześniejszego popełniania błędów. Robert szybko zyskał imponującą prędkość. Był w stanie wygrywać etapy, przewodzić stawce - broni polskiego kierowcy inżynier Kevin Struyf, który miał okazję przygotowywać rajdówkę Kubicy w sezonie 2013.

Wrócić na dawny poziom

- To było największe wyzwanie w moim życiu - mówił w roku 2013 Kubica o swojej rehabilitacji i powrocie do zdrowia.

- Zapłaciłbym wszystkie pieniądze jakie mam, aby wrócić do F1. W Barcelonie mógłbym startować, ale w Monako już nie. Co kilka miesięcy posuwam się naprzód, jeśli chodzi o moją sprawność. Ciągle mam przed sobą długą drogę. Być może to nigdy się nie wydarzy, ale dopóki nie będę mieć 100 proc. pewności, że nie jestem w stanie wrócić do F1, to się nie poddam - dodawał Polak, a jego słowa z perspektywy czasu mogą imponować.

Bo już za niespełna dwa tygodnie Kubicę zobaczymy na testach F1 w Barcelonie, gdzie będzie sprawdzać samochód Williamsa na rok 2019. Jego powrót do królowej motorsportu obarczony jest ryzykiem. Bo do tej pory kierowcy wracający do stawki po tak długich przerwach, nie prezentowali dobrej formy. Obawy ekspertów rodzą też ograniczenia fizyczne Kubicy, jak i forma Williamsa.

- Chcę wrócić na poziom, który prezentowałem w roku 2010. Wiem jak to zrobić - powtarza Kubicy, który nie chce obiecywać gruszek na wierzbie. Ma jeden cel. Osiągać na tyle dobre rezultaty, by pozostać w F1 nieco dłużej niż sezon.

Czy jesteś w stanie zrozumieć słabość Roberta Kubicy do rajdów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×