F1: powrót do korzeni. Nowy przepis przedyskutowano z kibicami

bardziej wymierne stają się wyniki i osiągnięcia, choć w przypadku F1 można o tym długo dyskutować, gdy prawie co roku coś się zmienia w konstrukcji bolidów. Jak nie lżejsze, to cięższe, to skrzydła szersze, to opony inne, tu gdzieś halo doszło, a to zawsze inna aerodynamika, od kilku lat era hybrydowa, i te drs'y sztucznie polepszające wyprzedzanie, a to limity się zmieniają na ilość różnych części na sezon itd. itd. Więc punkty punktami, a bez przerwy coś się zmienia. No ale co do tych extra punktów. Ciekawi z jednej strony, jak który kierowca do tego podejdzie, czy rzeczywiście pod koniec wyścigów będzie nie tak, jak do tej pory bardziej kontrolowane dojeżdżanie do mety, pilnowanie stanu opon, jazda bardziej uważna oraz żeby niepotrzebnie gdzieś na koniec jakąś nierozsądną jazdą nie zniweczyć cały trud, który włożyło się w wyścig. I wobec tego myślę, że dla tych najlepszych ten 1 punkt nie będzie stanowił aż takiej pokusy. Wpadnie, to wpadnie - przy okazji, mając najlepsze auto pewnie nie trzeba będzie się jakoś bardzo starać. No ale jakbym był na prowadzeniu, byłoby kilka okrążeń do końca, to raczej nie myślałbym o tym jednym punkcie. Wystarczy naprawdę zrozumieć, jakim trudem jest wyścig, wyobrazić sobie siebie na np. 50 okrążeniu, gdy np. 5 do końca i wtedy większość kierowców marzy przede wszystkim o ukończeniu, a nie podejmowaniu prób bicia rekordów. W zeszłym roku, jak tu wspomniano, najwięcej zgarnąłby Botas, co nie powinno dziwić. Nie wygrał żadnego wyścigu, stawał co prawda parokrotnie na podium, ale też drugie tyle poza, a jego te strategie jeszcze z przeciągniętymi stintami, miały prawo pod koniec wydobywać u niego chęć powalczenia na świeższych oponach i trochę na osłodę rozgoryczenia, że ciągle nie może wygrać (z różnych przyczyn znanych nam wszystkim). Drugim w tej statystyce o ile się nie mylę, prawdopodobnie był Ricciardo. 5 lub 6 rekordów - coś mniej więcej tyle (nie chce mi się sprawdzać, ale mniej więcej jakoś). I to też nie dziwi, że on. Jak to wyjdzie w praktyce? 21 punktów, które zostaną "rozgrabione" przez może się okazać, że nawet połowę kierowców, zwłaszcza że stawka powinna być bardziej wyrównana. Ale ani o tytule one nie zdecydują, ani raczej specjalnie o miejscu w klasyfikacji Oczywiście byłaby to bardzo ciekawa sytuacja, gdyby np. w trakcie ostatniego wyścigu o taki 1 pkt by się rozbijała walka między najlepszymi i miał on przesądzić o czymś (wątpię co prawda, że doszłoby do tak niezwykłej sytuacji, ale wykluczyć tego nie można). Ale ogólnie jest to mimo wszystko sztuczne tworzenie ewentualnej atrakcji i może pod koniec wyścigu troszkę zabierać... no nie, że znaczenia tego, kto wygra, ale jednak niepotrzebnie przerzucać część uwagi na to, kto tu zaraz postanowi zaliczyć najszybsze okrążenie i czy przez to będą dodatkowe zjazdy po świeże opony. A gdy w taki sposób będą kombinować ci, którzy nie będą liczyli się w walce o podium, to żeby przez to nie było utrudniania tym najlepszym i nie wprowadzało zamieszania. Ale podejrzewam, że tych ostatnich sytuacji raczej nie będzie i w sumie możemy się na dziś tylko zastanawiać, kto z tych mocnych będzie pod koniec chciał ewidentnie zawalczyć o ten mały bonus. I tak na koniec myślę sobie, że skoro zdecydowali się wprowadzić to, to nie wiem, czy nie bardziej atrakcyjne byłoby, gdyby zamiast tego punktu, odejmować np. 5 sekund na mecie? Przykładowa sytuacja: pierwszy, drugi, ścigają się od koniec. Drugi traci ok. te kilka sekund (2-3, do pięciu) i wtedy to by była walka! :) Nie żaden 1 pkt., a dzięki temu, że pojechałby najszybsze okrążenie, to na mecie dzięki temu "sekundowemu bonusowi" by wygrał i zamiast 18 pkt 25, a przegrany na odwrót. To by robiło różnicę i wtedy warto byłoby pod koniec docisnąć :) Ale skoro zacząłem o jakimś tradycjonalizmie, to to tym bardziej wymykałoby się spod jego ram ;)