F1: Red Bull ma problem ze szkoleniem młodych kierowców. "To nonsens"

Gdy Red Bull rozglądał się za kierowcami do Toro Rosso na sezon 2019, musiał "przeprosić się" z Daniiłem Kwiatem i Alexandrem Albonem. Zdaniem niektórych, to efekt kryzysu w akademii talentów Austriaków. - Nonsens - mówi Franz Tost, szef Toro Rosso.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
 Alexander Albon WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Alexander Albon
Kierowcami Toro Rosso w sezonie 2019 będą Daniił Kwiat i Alexander Albon. Dla obu to powrót do rodziny Red Bulla. Rosjanin został wyrzucony z zespołu pod koniec 2017 roku, zaś ze wspierania kariery młodego Brytyjczyka z tajską licencją zrezygnowano przed kilkoma laty.

Nie brakuje opinii, że Red Bull musiał sięgnąć po swoich dawnych podopiecznych, bo nie miał wyboru. Zespół nie był przygotowany na odejście Daniela Ricciardo. Australijczyka w głównej ekipie zastąpił Pierre Gasly, co odsłoniło problemy z krótką ławką rezerwowych.

Czytaj także: Bernie Ecclestone radzi Williamsowi

Tak naprawdę jedynym kierowcą aspirującym do F1 z programu juniorskiego Red Bulla jest w tej chwili Dan Ticktum. Brytyjczyk nie zdobył jednak wystarczającej liczby punktów, by zdobyć superlicencję na jazdę w królowej motorsportu. Być może sytuacja zmieni się dopiero w 2020 roku.

ZOBACZ WIDEO: Witold Bańka: Powrót Kubicy to niesamowita historia. Ktoś nagra o tym film

Przedstawiciele Red Bulla nie zgadzają się jednak z opiniami, że ich program juniorski przeżywa kryzys. - Nonsens. Helmut Marko wykonuje fantastyczną pracę. Mamy świetnych kierowców. O gorszym okresie można by mówić, gdyby Red Bull i Toro Rosso nie miały zawodników ze swojego programu - stwierdził Franz Tost, szef stajni z Faenzy.

Zdaniem Austriaka, nadchodzący sezon udowodni, że kierowcy spod znaku "czerwonego byka" nadal należą do najlepszych w stawce. - Verstappen może wygrywać wyścigi i bić się o tytuły. Gasly też ma spore umiejętności. W Toro Rosso mamy też fantastyczny duet. Kierowcy spod znaku Red Bulla to jedni z bardziej doświadczonych i najszybszych w stawce - dodał Tost.

Szef Toro Rosso uważa, że doskonale sprawdza się taktyka, by wpierw młodzi kierowcy trafiali do jego zespołu i tam nabierali szlify przed awansem do głównej ekipy. - Jeśli popatrzymy wstecz, Vettel i Webber nie wywodzili się z naszego programu. Od Verstappena i Ricciardo nadszedł jednak czas kierowców z akademii - podsumował.

Czyny zdają się jednak przeczyć słowom Tosta. Gdy pod koniec 2017 roku Red Bull wyrzucał Kwiata z Toro Rosso, sięgnął po wówczas 28-letniego Brendona Hartleya. O Nowozelandczyku przypomniano sobie, bo zaczął odnosić sukcesy w wyścigach długodystansowych, a wcześniej nie przebił się w otoczeniu Red Bulla. Nie wykorzystał jednak swojej szansy w minionym sezonie i szybko pożegnał się z F1.

Red Bull był też skłonny zakontraktować do Toro Rosso na nadchodzący rok Estebana Ocona i Lando Norrisa, czyli kierowców wspieranych przez konkurencję z Mercedesa i McLarena. Tyle że w tym przypadku ich macierzyste zespoły nie wydały zgody na transfer, widząc w Oconie i Norrisie ogromny potencjał.

Czy Red Bull ma problem ze szkoleniem następców Maxa Verstappena?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×