Początek wyścigu na torze Sakhir ułożył się fenomenalnie dla Carlosa Sainza, który wdał się w walkę o piątą pozycję z Maxem Verstappenem. Jednak w czwartym zakręcie pomiędzy kierowcami doszło do kontaktu, po którym zniszczeniu uległa opona w pojeździe Hiszpana.
- To jest ściganie, incydenty się zdarzają. Wszystko, co mogę powiedzieć to, że zacząłem dobrze wyścig. Dałem z siebie wszystko. Skończyło się to dla mnie fatalnie, bo Verstappen trafił mnie z ogromną mocą - powiedział kierowca z Madrytu w rozmowie z "Motorsportem".
Czytaj także: Katastrofa w wykonaniu Renault
Sainz po kontakcie z Verstappenem spadł na koniec stawki i musiał zameldować się u mechaników, co pozbawiło go to szans na dobry rezultat w Bahrajnie. Więcej szczęścia miał za to kierowca Red Bull Racing. - Zwykle po takim uderzeniu obaj kierowcy kończą z uszkodzonymi kołami. Max miał szczęście, że mógł jechać dalej - dodał.
ZOBACZ WIDEO Andrew Cole dla WP SportoweFakty: Bratanek dał mi szansę żyć
24-latek starał się jednak doszukiwać pozytywów w kolizji z Holendrem. - Miałem dobre pierwsze okrążenie, samochody z czołówki mi nie odjeżdżały. Nie sądzę jednak, abym zdobył punkty, bo przez cały wyścig męczyliśmy się ze skrzynią biegów. Przez to zacząłem tracić po sekundę na okrążeniu. Nawet gdybym wygrał walkę z Verstappenem, to byłbym piąty, ale za chwilę spadałbym w dół i dramat byłby jeszcze większy - stwierdził reprezentant McLarena.
Incydent pomiędzy Sainzem z Verstappenem został przeanalizowany przez sędziów, ale odstąpili oni od ukarania któregokolwiek z kierowców.
Czytaj także: Znana przyczyna problemów Leclerca
- Sainz próbował jechać po zewnętrznej i zahamował późno. Myślę, że mnie nie widział. Mamy takie samochody, że kierowca jest ślepy i nie widzi, co się dzieje wokół. Sam zobaczyłem go w ostatniej chwili. Zacząłem mocno hamować, by uniknąć kontaktu, ale się nie udało - tłumaczył się z kolei przed telewizyjnymi kamerami Verstappen.