F1: Tiger Woods a Robert Kubica. Dyskusja o największy powrót w historii sportu

Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica
Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica

Tiger Woods po ponad dekadzie wygrał turniej Wielkiego Szlema. Od razu w mediach pojawiły się nagłówki, że to największy powrót w historii sportu. W tej dyskusji nie mogło zabraknąć Roberta Kubicy i jego walki o ponowną jazdę w Formule 1.

Nawet jeśli ktoś nie śledzi na bieżąco wydarzeń ze świata golfa, zna nazwisko Tigera Woodsa. Amerykanin jest jedną z legend dyscypliny. Pierwsze triumfy święcił jeszcze pod koniec XX wieku.

Tyle że w ostatnim okresie jego gwiazda przygasła. Media częściej pisały o skandalach obyczajowych z jego udziałem. Na jaw wyszedł m.in. romans z Rachel Uchite w momencie, gdy golfista był w związku z modelką Elin Nordegren. Później do utrzymywania bliskich relacji z Woodsem przyznało się też szereg innych kobiet.

Czytaj także: Ferrari może otworzyć puszkę Pandory 

Doszło nawet do tego, że Amerykanin zawiesił karierę. Rozwiódł się z Nordegren i zaczął sobie układać życie na nowo. Nie przychodziło mu to najłatwiej, bo wpadł m.in. na prowadzeniu samochodu pod wpływem środków przeciwbólowych. Miał być uzależnionym od leków przeciwbólowych, sięgać po używki.

ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk o dramatycznym wypadku Kubicy: W głowie kołatały się najgorsze myśli

Woods wrócił jednak na szczyt. W miniony weekend triumfował w turnieju Masters w Auguście. Po raz pierwszy od 2008 roku. To jego piętnaste zwycięstwo w Wielkim Szlemie. "Największy powrót w historii sportu?" - napisał brytyjski serwis BBC, a w sieci rozgorzała dyskusja.

Część dziennikarzy przyznała, że takie określenie jest na wyrost. Zwłaszcza, że Woods w żadnym momencie nie musiał borykać się z ciężkimi kontuzjami, spędzać wielu godzin na rehabilitacji. Jak chociażby Robert Kubica, który potrzebował ponad ośmiu lat, by ponownie pojawić się na polach startowych wyścigu Formuły 1.

- To nie jest największy powrót, zdecydowanie. Śmiało mogę powiedzieć, że dokonania Nikiego Laudy czy Roberta Kubicy są bardziej imponujące. Woods to golfista, który sabotował swoje życie i własną karierę. Z egoistycznych pobudek - stwierdził Stephen Camp, dziennikarz "Motorsport Week".

Brytyjczyk nie chce odbierać zasług golfiści i ma świadomość, że wygranie tak prestiżowego turnieju po latach przerwy to spore osiągnięcie. Nie można go jednak równać z tym, co zrobili Robert Kubica czy Niki Lauda.

Czytaj także: Kimi Raikkonen znów przesadził z alkoholem?

- Jasne, jego powrót jest niezły i zasługuje na docenienie. Jednak nawet nie stał blisko miana "największego w historii comebacku" - dodał Camp.

Podobnego zdania jest Nate Saunders z ESPN. - Powrót Woodsa może imponować, ale daleko mu do największych w historii sportu. Lauda doznał poważnych oparzeń, nawet otrzymał ostatnie namaszczenie, a wrócił do ścigania w tym samym sezonie i prawie wygrał tytuł. Zdobył go ostatecznie rok później. Nawet nie ma czego porównywać - podsumował ekspert z Wielkiej Brytanii.

Źródło artykułu: