Zawodnik Toro Rosso zdobył w tym roku siedem punktów, zaledwie trzy mniej od kolegi z ekipy, Daniiła Kwiata. Szybszym z debiutantów jest tylko Lando Norris z McLarena. Eksperci są pod wrażeniem jazdy Alexandra Albona również z tego względu, że przed zimowymi testami w Barcelonie nie miał on okazji do jazdy samochodem F1. Inni nowicjusze pod tym względem byli w znacznie lepszej sytuacji.
Największe wrażenie na kibicach zrobił z pewnością wyścig w Chinach, kiedy to 23-latek startując z alei serwisowej dojechał do mety na dziesiątej pozycji i wywalczył punkt.
Albon imponuje nie tylko jazdą, ale także uśmiechem, pogodą ducha i podejściem do życia. Brytyjsko-tajski kierowca wyznał niedawno, że praktykuje buddyzm. Reprezentant Toro Rosso urodził się w Londynie, jednak jego matka pochodzi z Tajlandii. - Idę do świątyni przed każdym weekendem wyścigowym. Na Wimbledonie jest jedna, w której pojawiam się niezwykle często - powiedział.
Czytaj także: Vettel nie zrobił nic złego, nieczysto zagrał Ricciardo
- Sesje medytacyjne są dla mnie symbolem spokoju i szczęścia. Śpiewamy też piosenki i używamy wody święconej. Pod tym kątem wygląda to podobnie jak u Katolików. Ja jednak wierzę w doktrynę, medytację i ten sposób myślenia. Czuję, że buddyzm to jest moja droga. Daje mi luz i pomaga podczas stresujących chwil, takich jak wyścigi czy weekendy F1 - wyznał młody kierowca w holenderskim programie "Formule 1".
Czytaj także: Hamilton nie dziwi się zachowaniu Vettela
Albon przyznaje, że w jego kraju wciąż nie jest zbyt znaną postacią. - Myślę, że większość moich rodaków nawet nie wie, że ma w Formule 1 swojego kierowcę - dodał. Mimo to, zawodnik zdecydował się na praktykowanie głównej religii wyznawanej w kraju pochodzenia jego matki.
ZOBACZ WIDEO "Podsumowanie tygodnia". Polska na autostradzie do Euro 2020. Czy Jerzy Brzęczek znalazł optymalne ustawienie?