Jarosław Wierczuk: Klasyczny Hamilton. Walka o tytuł zakończona (komentarz)

Materiały prasowe / Mercedes / Na zdjęciu: Lewis Hamilton
Materiały prasowe / Mercedes / Na zdjęciu: Lewis Hamilton

Lewis Hamilton wygrał Grand Prix Francji i powoli odjeżdża rywalom w F1. O nawiązaniu równorzędnej walki z Brytyjczykiem pomarzyć może Valtteri Bottas. Wszystko zmierza w kierunku szóstego tytułu mistrzowskiego Hamiltona.

Sobota przywitała ekipy i kibiców w Le Castellet typową dla Lazurowego Wybrzeża pogodą, ale… Właśnie jest dość ważne "ale", ponieważ ta pozornie niewinna aura odegrała swoją rolę.  Jaką? Wystarczy o to zapytać Valtteriego Bottasa, który od czwartku szykował się na zdominowanie weekendu, a w kluczowym momencie plany pokrzyżowała mu pogoda.

Chodzi oczywiście o częsty w tym rejonie Europy wiatr. Nagła zmiana kierunku wiatru może znacząco zmodyfikować charakterystykę aerodynamiczną bolidu. To naprawdę nic zaskakującego. Kibice sportów zimowych z pewnością kojarzą jak kluczowe znaczenie ma właśnie wiatr w skokach narciarskich.

Czytaj także: Emanuele Pirro bał się o życie po GP Kanady

Bottas dokładnie na taką sytuację narzekał tłumacząc się tuż po kwalifikacjach jak to się stało, iż z potencjalnej przewagi we wcześniejszych sesjach Q3 zakończyło się dla niego stratą niemal 0,3 sekundy w stosunku do Lewisa Hamiltona. Z pewnością komentarze Valtteriego były uzasadnione.

ZOBACZ WIDEO: Tomasz Gollob krytycznie o kwalifikacjach czasowych w Grand Prix. Nazywa je randką w ciemno

Problem widzę jedynie w tym, iż w trakcie finałowego wyjazdu w Q3 oba bolidy Mercedesa dzieliło… jakieś 100 metrów. Trudno zatem o odmienne dla obu kierowców warunki atmosferyczne, ale właśnie tu kryje się fenomen Hamiltona. To w tego typu sytuacjach widać jego pełną siłę. Pisałem o tym wielokrotnie.

Po prostu, Lewis potrafi kluczowe momenty wykorzystać do maksimum. Ma do tego wprost niespotykany, nawet jak na standardy F1 naturalny dar. Nie ma znaczenia wiatr, ograniczenia sprzętowe czy gorsze samopoczucie liczy się ogromne dążenie do pełnej percepcji, czyli esencja prawdziwej, niewymuszonej koncentracji.

W historii Formuły 1 tego typu osoby można policzyć na palcach jednej ręki, a Lewis jest jedną z nich. Wyjątkowo źle kwalifikacje zakończył Sebastian Vettel (7. pozycja, za obydwoma McLarenami). Zamieszanie wokół skrzyni biegów z pewnością mogło wybić Niemca z rytmu, ale samochód w Q3 funkcjonował sprawnie. Dość powiedzieć, że Sebastian uzyskał lepszy czas w Q2 na twardszej mieszance. Q3 to dla niego ewidentna porażka.

Z opisu, który zaoferował Vettel po kwalifikacjach wynika, że problem był bardzo podobny do Bottasa - wiatr. Efekt to zmieniony balans i niższa przyczepność. Niemal sekunda straty do Charlesa Leclerca to niestety pogrom.

Prawdziwymi bohaterami soboty, a w zasadzie całego weekendu były jednak dwa pomarańczowe McLareny. 0,5 sekundy przed najszybszym, fabrycznym Renault mówi samo za siebie. Potencjał bolidu jest niezaprzeczalny i dużo w dalszej progresji wyników zależy od strony silnikowej. Najlepszy wynik kwalifikacji dla tego teamu w ostatnich pięciu latach to autentyczny wyczyn.

Mylił się ten kto liczył na powtórkę dramaturgii z zeszłorocznego startu. Wnioski zostały wyciągnięte i niemal cała stawka przejechała pierwsze zakręty w sposób zdecydowanie cywilizowany. 
Teamy były również bardzo zgodne co do strategii. Większość kierowców odbyła jeden pit-stop, najczęściej tuż przed połową dystansu zmieniając ogumienie z mieszanki pośrednie na twardą.

Wyjątkiem był pod tym względem George Russell z Williamsa, który po drugim pobycie w boksach zamykał stawkę. Jednym z niewielu parametrów różniących zespołowych strategów był moment pit-stopu. Słowa uznania pod tym względem należą się Red Bull Racing, który ściągnął Maxa Verstappena relatywnie wcześnie przy lekko kpiącej reakcji Ferrari - "zostaniemy dłużej".

Efekt chyba po raz kolejny Włochów zaskoczył. Po serii pit-stopów różnica miedzy dwoma kierowcami na "V" powiększyła się o ponad 2 sekundy. Mam wrażenie, że to był kluczowy moment w walce o czwarte miejsce. Na oponach pośrednich Vettel niczym w siedmiomilowych butach niwelował swoją stratę do Verstappena, która po tym jak Sebastian uporał się z obydwoma McLarenami wynosiła ok. 8 sekund. Ta tendencja została wyraźnie zatrzymana właśnie w momencie pit-stopu.

Red Bull lepiej spisywał się na twardszej mieszance, ale przede wszystkim to wspomniana, nagle zwiększona strata była barierą trudną do pokonania w końcówce wyścigu. Dlatego na dziesięć okrążeń przed linią mety Sebastian otrzymał informację o "zastosowaniu planu F".

Tajemnicze "F" dotyczy oczywiście "fastest lap". Biorąc pod uwagę położenie Vettela, a więc stratę około 8 sekund do Verstappena (niemożliwą do zniwelowania na tak krótkim dystansie) i ogromną przewagę nad podążającym z tyłu Carlosem Sainzem z McLarena zespół z Maranello zdecydował o kolejnym pit-stopie, aby Vettel mógł na ostatnich kilometrach Grand Prix Francji cieszyć się nowymi oponami i przy minimalnym poziomie paliwa ustanowić najszybszy czas okrążenia w wyścigu, za co od początku sezonu należy się dodatkowy punkt.

Nie da się jednak obiektywnie ocenić wyścigu w Le Castellet, jak kolejny wynik Ferrari poniżej oczekiwań. W szczególności dotyczy to oczywiście Vettela, ponieważ jestem przekonany, iż Leclerc był zadowolony z wykonanej pracy. Przykre jest to, iż próby zmiany sytuacji ze strony inżynierów zespołu nie działają. Testowane w trakcie pierwszych treningów nowa podłoga i niektóre części aerodynamiczne całkowicie się nie sprawdziły i zostały wycofane.

Czytaj także: Latifi oferuje fortunę za miejsce w Williamsie

To jest prawdziwa miara porażki Ferrari i faktycznie może prowadzić do obniżonego morale teamu. Błądzenie we mgle, trudności z obraniem optymalnego kierunku gwarantującego możliwie szybki powrót do walki o zwycięstwa. Nie jest to jednak żadnym zaskoczeniem. Pisałem poprzednio, iż zmiana charakteru bolidu, który był tak jednoznaczny od początku sezonu wymaga co najmniej miesięcy.

Tymczasem przewaga punktowa Hamiltona po dzisiejszym Grand Prix to już 36 "oczek". I pomyśleć, że Ferrari jest tak blisko. Leclerc minął linię mety tuż za skrzynią biegów Bottasa. Pomogła mu w tym krótka neutralizacja, po której Valtteri miał problemy z ponownym doprowadzeniem opon do optymalnej temperatury. Tak blisko, a jednak mistrzostwo jest już realnie poza zasięgiem. Dla Bottasa chyba również.

Jarosław Wierczuk

Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.

Strona fundacji Wierczuk Race Promotion

Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku

Komentarze (0)